Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Shigella

Zamieszcza historie od: 13 sierpnia 2011 - 12:04
Ostatnio: 8 października 2012 - 22:04
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 1985
  • Komentarzy: 9
  • Punktów za komentarze: 55
 

#27589

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój przyjaciel Karol mieszka w wojewódzkim mieście na sporym osiedlu. Pośród bloków znajduję się budynek, w którym kiedyś znajdował się sklep - został on zamknięty kilka miesięcy temu - a obecnie otwiera się tam kolejny. Kilka dni temu do jego mieszkania zapukał młody chłopak z torbą wyładowaną po brzegi żelazkami i czajnikami. Cena "promocyjna" bo ma zachęcić ludzi do kupowania w otwierającym się właśnie sklepie.

I pewnie w tej historii nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby Karol nie był właścicielem tego sklepu - sklepu budowlanego... "Przedsiębiorczy" chłopak postanowił podszyć się pod przedstawiciela nowego sklepu, szkoda tylko, że nie sprawdził wcześniej co będzie tam sprzedawane...

Oszust został zdemaskowany i oddany w ręce wymiaru sprawiedliwości, jak się sprawa potoczyła dalej, na razie nie wiem.

usługi

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (493)
zarchiwizowany

#26544

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłem dzisiaj na poczcie i do tej pory nie mogę wyjść z szoku... Miałem do wysłania małą paczuszkę i list. Do zapłaty dyszka z hakiem. Podaję pani 20zł + końcówka i otrzymuje w zamian kilkanaście groszy 0_0 Nikogo przed mną, nikogo za mną, jak nic kobieta się pomyliła. Chciałem ją wyprowadzić z błędu i odzyskać resztę kasy i tu kolejny zonk. Pani zamiast z metalowej kasetki, wyciąga spod biurka 10zł i wypowiada jednym ciągiem jak seria z kałacha: "JaTuNawetWkasieNieMamŻadnej20zł-tówki" 0_0 Szczęka mi opadła i wyszedłem... Skusić się na dyszkę, szczególnie, że codziennie odwiedzam tą placówkę ?

Poczta Polska

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (117)

#21073

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 21012 przypomniała mi telefon jaki odebrałem kilka dni temu. Całość zaczęła się podobnie, siedzę na fotelu, dzwoni stacjonarny. Ruszam cztery litery, podnoszę słuchawkę i rozpoczynam rozmowę z jakimś [P]anem:

[J] Tak słucham?
[P] Dodzwoniłem się do państwa Iksińskich?
[J] Zgadza się.
[P] Numer telefonu 1234?
[J] Tak jest.
[P] A to w takim razie pomyłka...
[J] ...

Chyba najwyższy czas pozbyć się stacjonarnego...

Dom

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 416 (460)

#20681

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego znajomego.

Znajomy, na potrzeby historii nazwijmy go Artur, postanowił pozbyć się swojego samochodu celem zakupu czegoś świeższego.

Któregoś pięknego dnia, Artur postanowił pojechać swoim cacuszkiem na giełdę samochodową, w poszukiwaniu nowego właściciela. Znajomy dbał o auto i wymieniał wszystko co potrzeba na nowe, nie omieszkał również pochwalić się tym faktem potencjalnym nabywcom.
Parę osób obejrzało samochód, kilka spisało numer telefonu, normalka jak to na giełdzie.

Dwa dni później znajomy dostaje telefon - dzwoni pan z komisu, mówi, że widział auto znajomego na giełdzie i ma akurat na nie kupca. Mówi również, że mają na stanie podobny samochód, lecz klientowi nie odpowiadało, ale za to chce kupić autko Artura, z tym że na kredyt.
Znajomy się ucieszył, pojechał do tego komisu, wstawił samochód i miał się zgłosić za dzień, góra dwa, po odbiór pieniędzy.
I tak minął pierwszy tydzień czekania Artura na pieniądze.

Telefon do komisu - auto właściwie sprzedane, ale są drobne kłopoty z kredytem i za kilka dni pieniądze mają już być.
Minął kolejny tydzień i Artur "nieco" się wkurzył - miał jechać po nowy samochód, a tymczasem stary nadal nie jest sprzedany. Znajomy ostro już wkurzony pojechał do komisu zobaczyć co i jak. W komisie nie zastał żywej duszy, a na placu nie widać jego samochodu. Coś tu nie gra. Ale kawałek dalej w garażu widać, ze pracują jacyś ludzie.

To co zobaczył w środku Artur, mogłoby przyprawić o zawał serca nie jednego właściciela ukochanego samochodu.

W garażu stały dwa rozgrzebane samochody tego samego modelu - znajomego i jakiś inny. Widać pomysłowi panowie z komisu postanowili przełożyć dobre części z jednego samochodu do drugiego i można tylko przypuszczać, że potem jak gdyby nigdy nic, zwróciliby samochód Arturowi "bo klient nie dostał kredytu".

Komis

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 769 (793)
zarchiwizowany

#16133

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia jeszcze ciepła, z dnia wczorajszego.

Upatrzyłem sobie autko w internecie, dokładnie w Poznaniu (150km od mojego miejsca zamieszkania). Kilka telefonów do właściciela i byłem umówiony na oględziny i ewentualny zakup samochodu. Kontaktowałem się dzień wcześniej ze sprzedawcą oraz w dniu w którym pojechałem po auto - oczywiście zostałem zapewniony, że autko jest i czeka na mnie. Nie pozostało nic innego jak zabrać jakiegoś fachowca - drugiego kierowcę i ruszyć w drogę do stolicy wielkopolski ;) Po dojechaniu na miejsce okazało się, że miejsce w którym miał stać samochód to strzeżony parking połączony z jakiś mikro komisem (4 samochody). Cóż, adres zgadza się na 100% ale coś tu nie pasuje. Niestety, mojego wymarzonego pojazdu ani widu ani słychu... Pan przestał odbierać telefony, a na kanciapie wisiała tylko kartka "Pilny wyjazd". Po kilku próbach udało się w końcu skontaktować z właścicielem i tu szok... samochód został rzekomo sprzedany 2 dni wcześniej. Nie powiem, bo kopara mi opadła, zamurowało mnie i rozłączyłem się. W takiej sytuacji nie pozostało nic innego jak zawinąć się i wracać do domu... Oczywiście mógłbym powalczyć z piekielnym sprzedawcą, ale straciłbym więcej nerwów, czasu i pieniędzy.

Ale, "nie ma tego złego, co by ba dobre..." ;) W drodze powrotnej udało mi się upolować identyczny samochód, w podobnej cenie lecz z lepszym wyposażeniem. Opatrzność jakaś... ;)

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (155)
zarchiwizowany

#15850

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia 14061 z pewną ubezpieczalnią przypomniała mi moje przejścia z tą firmą.

W połowie maja tego roku miałem wypadek (choć według przepisów była to kolizja ponieważ nikt nie ucierpiał). Prosta droga, żadnych skrzyżowań. Przyhamowałem trochę, ponieważ samochód przede mną skręcał do posesji i nagle bum - polska myśl techniczna marki na "L" walnęła całym impetem w tył mojego samochodu. Ok, nikomu się nic nie stało, zdarzenie nie z mojej winy, trzeba zgłosić ubezpieczycielowi. Pech chciał, że było to właśnie P*U... Zaczęło się od tego, że musiałem czekać na rzeczoznawce ponad dwa tygodnie. Trudno jak mus to mus. Rzeczoznawca przyjechał, obejrzał autko, porobił notatki i zdjęcia - pojechał. Po około tygodniu dostałem propozycję kwoty odszkodowania, która była dla mnie satysfakcjonująca. Oczywiście chciałem jak najszybciej podjąć pieniądze i naprawić samochód i tutaj pojawia się problem - nie ma notatki policyjnej. Trzeba sprawę wyjaśnić, więc dzwonię do komisariatu z którego przyjechali Panowie na miejsce zdarzenia. Okazuję się, że notatka została wysłana! Na moją prośbę, miła pani wysłała notatkę ponownie (dodam, że drogą mailową). Minęły kolejne dni, ubezpieczyciel się nie odzywa. Dzwonię do nich lekko poirytowany całą sytuacją i znowu dostaję informację, że notatki nie ma... I tak sprawa ciągnęła się przez kilka kolejnych tygodni, i pewnie ciągnęła by się do dziś, gdyby nie drobny szczegół który mnie olśnił. Otóż Policja wysyłała notatką na adres, z którego przychodziła prośba o przesłanie notatki. Jak się okazało, był to służbowy adres mailowy likwidatora... Kolejny telefon na komisariat, prośba o wysłanie notatki na ogólny adres P*U. Mija dzień i nagle cud ! Dostaję informację, że notatka wpłynęła i pieniądze lada dzień pojawią się na moim koncie.

Gdyby likwidator szkody, zamiast siedzieć i pierdzieć w stołek dołączył by notatkę do całej sprawy, pewnie nie musiałbym tak długo czekać na wypłatę odszkodowania, a tak cała sprawa ciągnęła się dobre dwa miesiące...

Na zakończenie dodam jeszcze, że co chwilę musiałem dosyłać nowe dokumenty, zaświadczenia, po każdym telefonie nagle magicznie okazywało się, że brakuje czegoś, jakby nie można było tego załatwić za pierwszy razem...

P*U. s.a.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (103)

1