Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21032

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zasadniczo unikam jak mogę kontaktu z komunikacją miejską, czasami jednak sytuacja (czytaj: fochy mojego środka transportu tylko przez litość zwanego samochodem) zmuszają mnie do korzystania z tejże.

Wsiadam więc sobie któregoś dnia do autobusu linii 175 (dla nie-warszawiaków - popularna linia łącząca centrum z lotniskiem, ciągle zatłoczona i stanowiąca ulubione miejsce pracy kieszonkowców). Autobus jakiś dziwny, w 2/3 zapchany jak zwykle, reszta podejrzanie luźna... Ponieważ, jak już napisałem, raczej szczęśliwie nie korzystam z komunikacji miejskiej, moja czujność uległa osłabieniu i nie bacząc na tradycyjne w tym miejscu zasadzki w stylu zarzygany pijak albo inny śmierdziel, wsiadłem do tej luźnej części. Razem ze mną kilku innych amatorów o podobnie osłabionym instynkcie samozachowawczym, zawodowcy wepchnęli się w tłok.

No więc wsiadam, a tam sytuacja jakaś taka nieświeża... Wszystkie oczy skierowane na młodą kobietę, która stoi i mamrocząc coś pod nosem toczy wściekłym wzrokiem po nowo przybyłych... W pewnym momencie rzuca się z wściekłością i waląc pięściami, targa za włosy jednego z nowo przybyłych. Nowo przybyli w szoku, bywalcy obserwują widowisko, kierowca udaje (albo nie udaje) że nie widzi, czasy przedkomórkowe, więc zawezwać wyspecjalizowanych służb nie ma jak. Pannie wściekłość mija, ustawia się znów w kącie, zaatakowany ucieka czym prędzej w tłok. Za chwilę sytuacja się powtarza, tym razem z inną ofiarą w roli głównej. I tak jeszcze dwa razy do następnego przystanku. Oho - panna ma ewidentnie jakiś problem pod kopułką...
Momentalnie wokół robi się luźno, mnie szczęśliwie panna omija, może ze względu na dość rozbudowaną posturę.

Na następnym przystanku wtacza się nowa porcja klienteli, co powoduje nowe ataki. Tym razem dostaje się jakiejś wystrojonej pani z walizką, która widać udaje się na lotnisko. Wspólnym trudem udaje się ocalić wrzeszczącą i zszokowaną panią, która już nie wygląda tak szykownie w potarganych włosach i porwanej bluzce... No pięknie, robi się groźnie, dziewczyna sprawia wrażenie mocno niebezpiecznej, ataki furii dosłownie co chwila. Jakoś blokujemy ją z pewnym kolesiem, chociaż ja wariatów boję się prawie jak dentysty.

W takich mocno rozrywkowych warunkach docieramy do przystanku przy szpitalu na Banacha, gdzie sytuacja znajduje nieoczekiwane rozwiązanie. Jedna z przyglądających się życzliwie pań stwierdza: Madgusiu, to nasz przystanek, wysiadamy! Magdusia posłusznie wysiada, tocząc po nas wściekłym spojrzeniem... Reszta pasażerów, licząc siniaki, pozostaje w ciężkim szoku...

I na koniec zamiast pointy zagadka: Kto tu był piekielny? Dziewczyna ewidentnie po prostu chora i wymagająca leczenia, czy jej mamusia, która narażając córkę i współpasażerów beztrosko transportowała ją publicznym środkiem transportu, w dodatku kompletnie olewając sytuację, która mogła dla kogoś się skończyć bardzo źle..?

komunikacja_miejska

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 727 (769)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…