Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21112

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnej pasażerce PKP.

Czekała mnie podróż pociągiem (prawie 400km) z psem. Pies niemały - labrador, czyli 30kg żywej radości. Z miejsca zaznaczam, że charakter ma taki jak się o labradorach mówi - wujcio całego świata, morduje poprzez utopienie w ślinie, ale przepis to przepis, paszcza za kratkami, kaganiec ściągnę, jak nikt w przedziale nie będzie miał nic przeciwko. Wsiadłam do pociągu na stacji, gdzie pociąg był podstawiany z myślą - pierwsza zajmę przedział, to jak ktoś nie lubi psów (lub ma alergię, co też zawsze biorę pod uwagę), zwyczajnie się nie dosiądzie.

6 rano, na peronie pustki, zajmuję pusty przedział, do wagonu weszło ledwie kilka osób. Położyłam koc pod oknem, pies się rozłożył odcinając dostęp do 4 siedzeń. Pociąg rusza. Po korytarzu przechadza się starsza kobieta - model moher. Znika w oddali, pewnie szuka przedziału z kimś, kto nie wygląda groźnie, ale zapewni towarzystwo. Wiadomo, o tej porze samemu lepiej w przedziale nie siedzieć. Mija dłuższa chwila, drzwi od przedziału się otwierają, wspomniana kobieta obrzuca mojego buraka morderczym wzrokiem, mimo iż pies ochoczo merda ogonem. Siada i z miejsca zaczyna tyradę:
- Ja nie wiem, co to za zwyczaje, żeby z psem się wozić po kraju. Jeszcze w kagańcu trzeba go trzymać, to agresywny na pewno. Kto to widział, żeby takie potwory do pociągu wsadzać. Skandal. Ja powiem konduktorowi, że go trzeba z pociągu wyrzucić.

Tłumaczę, że pies przyjazny, wychowywany z dziećmi, a kaganiec ma, bo przepisy dotyczą wszystkich psów i jak ma jechać pociągiem, to tylko w taki sposób.
- No tak, ale na pewno śmierdzi (pies trzymany w mieszkaniu, w dodatku wykąpany przed podróżą, właśnie po to, żeby ci przewrażliwieni się nie czepiali). I ile on miejsca zajął. Jak można podróżować w takich warunkach.
Tu przypomniałam pani, że pociąg jest prawie pusty i wcale nie musi jechać ze mną.
- No tak, ale w wagonie sami mężczyźni, ja wolę z kobietą w przedziale jechać.
No to dodałam, że w takim razie z psem jeszcze bezpieczniej.
- Na pewno nie był szczepiony, powinno się go wyrzucić na najbliższej stacji. Ja powiem konduktorowi.

Traf chciał, że konduktor akurat przechodził, więc moher czym prędzej go zatrzymała i wyłuszcza, że pies koleją jeździć prawa nie ma.
Konduktor stwierdził, że przepisy pozwalają, kaganiec jest, poprosił o bilet psa, potem o zaświadczenie o szczepieniu, wzruszył ramionami i poszedł.
Tymczasem rozjuszona moher nie odpuszcza.
- Za moich czasów to psa na łańcuchu się trzymało. Teraz to się ludziom w głowach poprzewracało.
I tak przez kolejnych kilka minut. Aż tu nagle widzę, że próbuje szturchnąć buraka butem, ale siedziała za daleko. Ostrzegłam, że pies jej krzywdy nie zrobi, ale ja za to kagańca nie mam, więc nie radzę kopać mojego psa (wiem, nie powinnam, bo to grożenie starszej pani, ale naprawdę się wystraszyłam, że będzie chciała mu krzywdę zrobić). Kobieta dostała wielkich oczu i czym prędzej uciekła, krzycząc, że sami kryminaliści w tym pociągu.

A mogła się zwyczajnie nie dosiadać, skoro nie lubi psów...

PKP

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 828 (878)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…