Tym razem historia "samochodowa". Wydarzenie to miało miejsce ok. rok temu.
Miałem do pokonania ok. 400 kilometrów osobówką, więc po trasie przystanąłem sobie na obiad. Stanąłem przy jednym z przydrożnych zajazdów, w małej miejscowości, poleconym mi przez uprzejmych mobilków. Miejsca parkingowe w układzie skośnym, przy krawężniku, co ważne sporo wolnych.
Zmierzając do środka odwróciłem się jeszcze, żeby zerknąć na swój samochód, tak odruchowo. I wtedy akurat zauważyłem, że zatrzymało się bezpośrednio za nim małe autko, tuż przy zderzaku. Po chwili wysiadła z niego pani koło trzydziestki, zarzuciła na ramię torebkę i... zamknęła drzwi, "piknęła" pilotem i odeszła. Do tego nie w kierunku zajazdu, lecz w przeciwnym, w stronę ulicy.
Otrząsnąłem się ze zdziwienia i pobiegłem za panią. Zbliżyłem się na tyle, żeby spytać jej pleców:
- Przepraszam najmocniej, co pani robi?
Odwróciła głowę w moją stronę szybkim ruchem, na jej twarzy wymalował się wyraz ogromnego przerażenia... i zaczęła uciekać. Na szpileczkach, przez trawnik, potem przez ulicę, aż zniknęła za jakimś sklepem.
Po pozbieraniu szczęki z asfaltu, uznałem że najlepiej będzie iść zjeść obiad w spokoju, a może w międzyczasie pani wróci i odjedzie. Niestety, musiałem ewakuować się przez trawnik (oczywiście po konsultacji z obsługą):).
Zastanawiam się, jak osobliwą logiką musiała kierować się owa pani.
Miałem do pokonania ok. 400 kilometrów osobówką, więc po trasie przystanąłem sobie na obiad. Stanąłem przy jednym z przydrożnych zajazdów, w małej miejscowości, poleconym mi przez uprzejmych mobilków. Miejsca parkingowe w układzie skośnym, przy krawężniku, co ważne sporo wolnych.
Zmierzając do środka odwróciłem się jeszcze, żeby zerknąć na swój samochód, tak odruchowo. I wtedy akurat zauważyłem, że zatrzymało się bezpośrednio za nim małe autko, tuż przy zderzaku. Po chwili wysiadła z niego pani koło trzydziestki, zarzuciła na ramię torebkę i... zamknęła drzwi, "piknęła" pilotem i odeszła. Do tego nie w kierunku zajazdu, lecz w przeciwnym, w stronę ulicy.
Otrząsnąłem się ze zdziwienia i pobiegłem za panią. Zbliżyłem się na tyle, żeby spytać jej pleców:
- Przepraszam najmocniej, co pani robi?
Odwróciła głowę w moją stronę szybkim ruchem, na jej twarzy wymalował się wyraz ogromnego przerażenia... i zaczęła uciekać. Na szpileczkach, przez trawnik, potem przez ulicę, aż zniknęła za jakimś sklepem.
Po pozbieraniu szczęki z asfaltu, uznałem że najlepiej będzie iść zjeść obiad w spokoju, a może w międzyczasie pani wróci i odjedzie. Niestety, musiałem ewakuować się przez trawnik (oczywiście po konsultacji z obsługą):).
Zastanawiam się, jak osobliwą logiką musiała kierować się owa pani.
miejscowość przy DK
Ocena:
595
(637)
Komentarze