Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#21626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeden rok nauki w gimnazjum zmarnowałem przez decyzję o wybraniu pewnej prywatnej szkoły, rzekomo "nastawionej na humanistów" i zbierającej szalenie pochlebne opinie w mieście, jako najlepsza tego typu placówka. Ponieważ ja od najwcześniejszych lat szkolnych zadeklarowany human, stwierdziłem, że to może być to. Gimnazjum było katolickie, ale wówczas mi to nie przeszkadzało - zresztą nie było ani mundurków, ani obowiązkowych nabożeństw (poza mszą na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego), więc pod tym względem nie było źle. Czesne wysokie, ale tłumaczono to tym, że budynek nowiutki (prawda) i najwyższej klasy kadra nauczycielska (nieprawda).
Z faktu, iż szkołą zawiadywał ksiądz dobrodziej, wynikała jednak jeszcze jedna, ważna niedogodność - większość nauczycieli przedmiotów humanistycznych była duchowna. Nie robiłoby mi to większej różnicy, gdyby nie jedna persona - Siostra Barbara.

Siostra była całkowitą ignorantką, jeśli idzie o literaturę, a z gramatyką radziła sobie niewiele lepiej. Gdyby nie korki i samodzielna lektura, nie wiem, czy udałoby mi się nadrobić materiał. Siostra chętnie wybierała książki spoza obowiązkowego kanonu, na czele z jej ukochanym "Przeminęło z wiatrem", które omawialiśmy... trzy miesiące. Przez resztę roku zdążyliśmy przerobić parę romansów z wieku XIX i kilka wierszy miłosnych, w ogóle się nie zbliżając do wymaganego rozporządzeniem materiału.

"Omawianie" jej lektur natomiast polegało nie na ich analizie, rozbiorze na czynniki pierwsze, interpretacji, wyszukiwaniu motywów czy jakiejkolwiek pracy nad tekstem, tylko rozpoczynało się idiotycznie szczegółowym (z pytaniami o elementy odzieży i ich kolor np.) sprawdzianem z treści książki, a następnie czytaniu poszczególnych scen po kolei i pytaniach, czy "nam się to podoba, czy nie." Gdy się nie podobało, siostra stawiała jedynki lub wyrzucała za drzwi.

Było kilka skarg do dyrektora, jednak wszystkie puszczone mimo uszu - siostra miała bowiem opinię "wybitnej specjalistki i świetnego pedagoga", a rodzice szybko odpuszczali, postraszeni przez ojca dobrodzieja, że jak będą bruździć, to ich pociechy stracą swoje miejsce w tym cudownym przybytku oświaty i wylądują w hańbie i sromocie w najgłębszych czeluściach edukacyjnego piekła, czyli REJONIE.

Siostra postanowiła "wyjść nam naprzeciw" któregoś dnia i obiecała omawianie książki, którą my sami zaproponujemy. Wygrał "Władca Pierścieni" (nie wiem, czy wpływ na decyzję miał fakt, że tytuł rzucił syn jednej z nauczycielek) i zgodziliśmy się przeczytać całą trylogię. Gdy mieliśmy zacząć omawianie, siostra po trzydziestu minutach zajęć przyznała się z prostotą, że książki nie przeczytała, zaczęła pierwszy tom, ale ją znudził, resztę poznała ze streszczeń z internetu. Zresztą omawianie szybko się skończyło, bo trwało może dwie, trzy lekcje.

Kroplą dopełniającą czarę było wyrzucenie mnie za drzwi (nie pierwsze zresztą i nie ostatnie podczas tego roku) za to, że na przerwie czytałem "Folwark Zwierzęcy" Orwella. Dowiedziałem się, że regulamin szkoły (lub jego alternatywna wersja, obowiązująca w siostry głowie) ZABRANIA CZYTAĆ NA PRZERWACH, a co dopiero takich autorów.

W drugiej klasie przeniosłem się do gimnazjum rejonowego. Miałem olbrzymie braki i opóźnienia z niemal wszystkich przedmiotów (poza niemieckim, który jako jeden z niewielu stał na przyzwoitym poziomie). Nadrobienie materiału kosztowało mnie mnóstwo samodzielnej pracy i nieprzespanych nocy. Z wielu szkół, które z różnych powodów odwiedziłem w trakcie mojej edukacji, ten jeden rok u księdza dobrodzieja wspominam zdecydowanie najgorzej.

Katolickie Gimnazjum Humanistyczne

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 548 (642)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…