Ostatnio widzę sporo historii, dotyczących ludzi próbujących chyba wymusić wjechanie w tylny zderzak. (sam byłem tego świadkiem wracając ze świąt). Historia kolegi, Jarka.
Znajomy ma poloneza, duże bydlę, ciężkie jak czołg, po tuningu optycznym i technicznym. Wersja z zestawem lamp na dachu i jeszcze kilkoma z przodu (nie wiem po co, ale się sprawdza w trudnych warunkach).
Sytuacja: Warszawiak, wiecie o co chodzi, wyprzedził i nagle po pedałach. Droga pusta, ograniczenia nie widać, znajomy prawie mu wjechał w dupsko, w jakąś s(z)kodę nowszą. No uj, niech mu będzie, może sarnę zobaczył czy coś. Jadą 50 na godzinę, przyspieszyli do 80, a ten znowu hamulec i do 30/h. Kolega aż musiał kontrować, litania przekleństw była, ale dobra, piekielny jakiś się trafił, wyprzedzić nie ma jak bo ślisko strasznie las, w dodatku ciągle auta z przodu. Sytuacja znowu, tym razem widać, że ewidentnie chce sobie spowodować wypadek. Tutaj wkurzenie i jak tylko z przeciwległego pasa nikogo nie było, przyhamował mocno i dalejże przełączył oświetlenie (taki przełącznik jak w myśliwcach - tuningowca fantazja) i odpalił wszystkie osiem reflektorów prosto w auto piekielnego. (odpalają się tak, że przez sekundkę jest tylko czerwony drucik, a potem skaczą od razu na pełną moc).
Ten chyba oślepł, (bo z tego, co wiem, te lampy o mocy atomowo-przeciwlotniczej oświetlają drogę na 3-4 km do przodu, zostawiając wszystko w odcieniach błękitu a ogólnie bliżej do czarno-białego) Warszawiak zabujał autem z jednej krawędzi pasa na drugi i wylądował na poboczu, ostro hamując i stając prawie bokiem. Wyrzutów sumienia nie zanotowano.
Nie rozumiem, to odszkodowanie i zrobienie komuś gorszych świąt jest aż tyle warte, by spowodować wypadek?
Znajomy ma poloneza, duże bydlę, ciężkie jak czołg, po tuningu optycznym i technicznym. Wersja z zestawem lamp na dachu i jeszcze kilkoma z przodu (nie wiem po co, ale się sprawdza w trudnych warunkach).
Sytuacja: Warszawiak, wiecie o co chodzi, wyprzedził i nagle po pedałach. Droga pusta, ograniczenia nie widać, znajomy prawie mu wjechał w dupsko, w jakąś s(z)kodę nowszą. No uj, niech mu będzie, może sarnę zobaczył czy coś. Jadą 50 na godzinę, przyspieszyli do 80, a ten znowu hamulec i do 30/h. Kolega aż musiał kontrować, litania przekleństw była, ale dobra, piekielny jakiś się trafił, wyprzedzić nie ma jak bo ślisko strasznie las, w dodatku ciągle auta z przodu. Sytuacja znowu, tym razem widać, że ewidentnie chce sobie spowodować wypadek. Tutaj wkurzenie i jak tylko z przeciwległego pasa nikogo nie było, przyhamował mocno i dalejże przełączył oświetlenie (taki przełącznik jak w myśliwcach - tuningowca fantazja) i odpalił wszystkie osiem reflektorów prosto w auto piekielnego. (odpalają się tak, że przez sekundkę jest tylko czerwony drucik, a potem skaczą od razu na pełną moc).
Ten chyba oślepł, (bo z tego, co wiem, te lampy o mocy atomowo-przeciwlotniczej oświetlają drogę na 3-4 km do przodu, zostawiając wszystko w odcieniach błękitu a ogólnie bliżej do czarno-białego) Warszawiak zabujał autem z jednej krawędzi pasa na drugi i wylądował na poboczu, ostro hamując i stając prawie bokiem. Wyrzutów sumienia nie zanotowano.
Nie rozumiem, to odszkodowanie i zrobienie komuś gorszych świąt jest aż tyle warte, by spowodować wypadek?
Mazowsze
Ocena:
687
(771)
Komentarze