W Wigilię mieliśmy w domu mały wypadek ;-)
Tata mój, samiec ważący ok. 130kg, siadając na sedes... posłał ów sedes do piachu. Ceramiczna spłuczka i muszla poszły w drobny mak. Widok wypływającej do przedpokoju wody oraz biegnącego za nią taty (chyba próbował ja siłą woli powstrzymać od zalania butów...) - wyjątkowy.
No więc co zrobić - do auta i do sklepu. Na szczęście wypadek miał miejsce koło 13, więc Obi było jeszcze otwarte. Pomijając proces zakupu - było całkiem niepiekielnie.
Piekielność zaczęła się, gdy wróciliśmy do domu. Jako, że rodzinna wigilia miała się odbywać u nas - sedes trzeba było zamontować. Godzina 15:30 - tata przystępuje do wiercenia. Wiertła protestują. Trzeba jechać do wuja żeby swoje pożyczył. W międzyczasie ja obdzwaniam rodzinę informując, że awaria i żeby przyjechali godzinę później.
Godzina 16:30 - wiercenia ciąg dalszy. Niestety - mus to mus. Jednak nie wszyscy potrafią to zrozumieć. Wpadła do nas sąsiadka i od progu, nie dając dojść do słowa, naskoczyła na moją matkę wyzywając ja od bezbożników, że jak to tak... W WIGILIĘ WIERCIĆ? KIEDY ONA JUŻ DO WIGILIJNEJ KOLACJI ZASIADA??!!
Podarła się 5 min (uwierzcie sama się nakręcała i nie dało się jej przerwać), w międzyczasie inny sąsiad wpadł zobaczyć "co się dzieje".
Cóż, kobieta w końcu się zapowietrzyła i rodzice wyjaśnili jej co i jak... że nagły wypadek, awaria i było trzeba - no trudno. Dziury już są, sedes zaraz będzie siedzieć, będzie cisza. I wcale nie trzeba się tak denerwować.
Gdy odchodziła rzuciła hasłem, że mogliśmy się na taką sytuację przygotować lub przewidzieć, a najlepiej to odłożyć "wypadek" na po świętach.
Tak więc moi drodzy... planujcie wszystkie niespodziewane awarie, bo przecież macie na nie wpływ ;-)
Tata mój, samiec ważący ok. 130kg, siadając na sedes... posłał ów sedes do piachu. Ceramiczna spłuczka i muszla poszły w drobny mak. Widok wypływającej do przedpokoju wody oraz biegnącego za nią taty (chyba próbował ja siłą woli powstrzymać od zalania butów...) - wyjątkowy.
No więc co zrobić - do auta i do sklepu. Na szczęście wypadek miał miejsce koło 13, więc Obi było jeszcze otwarte. Pomijając proces zakupu - było całkiem niepiekielnie.
Piekielność zaczęła się, gdy wróciliśmy do domu. Jako, że rodzinna wigilia miała się odbywać u nas - sedes trzeba było zamontować. Godzina 15:30 - tata przystępuje do wiercenia. Wiertła protestują. Trzeba jechać do wuja żeby swoje pożyczył. W międzyczasie ja obdzwaniam rodzinę informując, że awaria i żeby przyjechali godzinę później.
Godzina 16:30 - wiercenia ciąg dalszy. Niestety - mus to mus. Jednak nie wszyscy potrafią to zrozumieć. Wpadła do nas sąsiadka i od progu, nie dając dojść do słowa, naskoczyła na moją matkę wyzywając ja od bezbożników, że jak to tak... W WIGILIĘ WIERCIĆ? KIEDY ONA JUŻ DO WIGILIJNEJ KOLACJI ZASIADA??!!
Podarła się 5 min (uwierzcie sama się nakręcała i nie dało się jej przerwać), w międzyczasie inny sąsiad wpadł zobaczyć "co się dzieje".
Cóż, kobieta w końcu się zapowietrzyła i rodzice wyjaśnili jej co i jak... że nagły wypadek, awaria i było trzeba - no trudno. Dziury już są, sedes zaraz będzie siedzieć, będzie cisza. I wcale nie trzeba się tak denerwować.
Gdy odchodziła rzuciła hasłem, że mogliśmy się na taką sytuację przygotować lub przewidzieć, a najlepiej to odłożyć "wypadek" na po świętach.
Tak więc moi drodzy... planujcie wszystkie niespodziewane awarie, bo przecież macie na nie wpływ ;-)
sąsiadka ;-)
Ocena:
566
(648)
Komentarze