Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#22079

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już samo gimnazjum, do którego chodziłem zasługuje na miano piekielnego. Rejonówka typu kołchoz - po 8-9 klas w każdym roczniku + jeszcze wygasająca podstawówka, obie dyrekcje walczyły o sale, czasem lekcje zaczynało się o 13 a kończyło o 18, bo wcześniej nie było miejsca. Do tego nauczyciele często się zmieniali, bo niektórzy dłużej nie chcieli uczyć w tej szkole. Nic dziwnego - pełno było tam osiedlowej łobuzerki, ludzi, którzy uczyć się nie chcieli, za to przeszkadzali w prowadzeniu lekcji, wdawali się w bójki, pyskowali. W mojej klasie akurat jakimś cudem nie było żadnego z tych najbardziej ortodoksyjnych tępogłowych kretynów, ale i tak wspominam tę szkołę bardzo źle. Tyle tytułem wstępu.

Historia będzie o nauczycielce chemii. Co roku mieliśmy inną, ta trafiła do nas w trzeciej klasie, chyba ściągnięta z emerytury, bo brakowało chemiczek. Była mocno zakręcona, kiepsko tłumaczyła, dawała sobie wejść na głowę, a do tego oceniała mało sprawiedliwie. Generalnie lekcje z nią był utrapieniem. Stresowaliśmy się ocenami za nic, a nauczyć się u niej było ciężko. A o to dialog, który chyba najlepiej charakteryzuje jej podejście:

Po nieudolnej próbie wytłumaczenia czegoś:

(N)auczycielka: Rozumiecie?
(K)lasa: Nie rozumiemy, mogłaby pani nam to jeszcze raz wytłumaczyć?
N: Ale naprawdę nie rozumiecie?
K: Naprawdę!
N: Ale powiedzcie, że choć trochę rozumiecie!
K: No trochę, to rozumiemy.
N: Ok, to idziemy dalej z materiałem.

Gimnazjum

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (567)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…