Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22123

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Proszono mnie o więcej wieści z mojej posługi, więc spełniam prośbę.

Dla nie czytających moich wcześniejszych opowieści, jestem księdzem, ale nie rzymsko katolickim. Służę w Zjednoczonym Kościele Chrześcijańskim. Nasz strój służbowy niczym nie różni się jednak od katolickiego, więc często nas mylą z księżmi rzymskimi.
Oto historia, która zdarzyła mi się parę lat temu, kiedy jeszcze byłem zwykłym prezbiterem.

Miałem wtedy pod opieką jeden z warszawskich szpitali. Nie byłem oficjalnie jego kapelanem. Po prostu specyfika pacjentów tegoż przybytku sprawiła, że woleli oni rozmawiać ze mną, niż z ich rzymsko katolickim kapelanem.
Mniejsza o to. Jednym z moich podopiecznych był 19 letni Maciek. Miał chłopak pecha, bo na mocno zakrapianej imprezie przygodnie poznana dziewczyna zostawiła mu "prezent" w postaci wirusa HIV. Kiedy się poznaliśmy był w ostrej fazie AIDS i wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że ze szpitala już nie wyjdzie.

Pewnego wieczoru dostałem telefon od oddziałowej, że Maciek jest w agonii i prosi o Ostatnie Namaszczenie. Dzwonili wprawdzie do ich lokalnego kapelana, ale ten... odmówił przyjścia o 2 w nocy do szpitala. No nic... dzwonię po taksówkę, pakuję się w sutannę, biorę bursę i jadę.
Wsiadając do taksówki mówię do taksówkarza (pana Andrzeja - dalej T), że płacę wszystkie mandaty, ale jedziemy do umierającego i muszę być w szpitalu w ciągu 20 minut.
Nie przeczę, (T) dał po garach. Pierwszy raz jechałem przez centrum Warszawy o 2 w nocy 120 na godzinę. Koło Wilczej widzimy migające światła. Zatrzymała nas drogówka.
Policjant podszedł do taksówki i dialog wyglądał następująco:

(P)olicjant: Dobry wieczór. Czy wie pan jak szybko pan jechał?
(T)aksówkarz: Tak, przepraszam bardzo, ale wiozę księdza do szpitala.
(P) do mnie: Szczęść Boże... A czemu tak szybko?
(J)a: Umiera 19 latek. Błagam, płacę każdy mandat, ale nie wiem ile mu jeszcze czasu zostało.
(P): Rozumiem, proszę za mną.
W tym momencie poszedł do radiowozu, chwilę porozmawiał z partnerem i... włączyli światła i wyjechali przed taksówkę.
Reszta drogi przebiegła jak w filmie...konwojowali nas pod sam szpital. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłem i powiedziałem do taksówkarza: Proszę przyjąć mandat, ja go zapłacę i proszę poczekać na mnie, to nie potrwa długo.
Po tym pobiegłem do szpitala.
Rzeczywiście rzecz nie trwała długo, bo zdążyłem w ostatniej chwili. Pożegnałem Maćka, wypełniłem dokumenty i już spokojnie skierowałem się do wyjścia.
Przed szpitalem czekała na mnie taksówka. Wsiadłem i zapytałem kierowcy ile wyniósł mandat. Usłyszałem:
(T) Jaki mandat?
(J) No za tę naszą akcję? Ile panu wlepili?
(T) Poprosili, żebym księdza o modlitwę za nich poprosił i odwiózł do domu wolniej niż 100 na godzinę.
Byłem w szoku...ale to nie był koniec niespodzianek.
Kiedy już spokojnie dojechaliśmy na miejsce, zapytałem ile wynosi rachunek. Na co usłyszałem:
(T) Proszę księdza. Po raz pierwszy jechałem po Warszawie 120 na godzinę. Po raz pierwszy jechałem w konwoju policyjnym. Po raz pierwszy policjant kazał mi się za niego modlić. Wie ksiądz co? Z tego wszystkiego "zapomniałem" włączyć taksometr. Ale jakby ksiądz kiedyś potrzebował takiej jazdy, to tu jest mój numer.

Po czym wręczył mi swoją wizytówkę. I chociaż sytuacja ta miała miejsce parę lat temu, do dzisiaj dzwonię po pana Andrzeja kiedy muszę jechać do szpitala. Tyle, że tym razem już za normalną stawkę...Człowiek się przyzwyczaił do ks. Razjela ;)

księża

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 538 (554)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…