Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#22281

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o poszanowaniu kultury i wartości chrześcijańskich. ;)

Najpierw rys sytuacyjny. Posiadam rodzinę na wsi, przez którą zostałem klika lat temu zaproszony na odpust. Była to uroczystość odbywająca się w nieco ważniejszym sanktuarium, na którą wierni zjechali się z okolicznych wsi i miasteczek.

Ze względu na dużą liczbę gości, główna Msza Św., tak zwana suma, odprawiana była przez zaproszonego biskupa na powietrzu, przy specjalnie przygotowanym na tę okazję prowizorycznym ołtarzu. Jednym z punktów uroczystości było poświęcenie zboża, które następnie wierni mogli zabrać do domu i dorzucić do swoich nasion - taka tradycja. Pod ołtarzem leżało około dwudziestu pełnych worków, których zawartość po dokonaniu obrzędu chętni mogli rozdzielić między sobą. W domyśle - każdy miał wziąć symboliczną ilość, aby zboża starczyło dla każdego, w końcu przecież cała procedura ma wymiar symboliczny i, mówiąc kolokwialnie, "liczy się sam gest". Rzeczywistość zweryfikowała jednak plany organizatorów.

Kiedy tylko msza się skończyła, wiele osób dosłownie rzuciło się na worki, bojąc się, że zboża dla wszystkich zabraknie. Większość wiernych brała dla siebie niewielkie ilości, np. mój wujek wsypał ledwie garstkę do małej, zamykanej torebeczki. Mimo to, kilkadziesiąt osób sprawiło, że pod ołtarzem zaczęły się dziać dantejskie sceny.

Niektórzy ładowali zboże do własnych, przyniesionych ze sobą worków (!) czy wielkich reklamówek, byle jak najwięcej i jak najszybciej. Jeden mężczyzna, w nienagannym garniturze, pod krawatem, bezceremonialnie zarzucił sobie cały worek na ramię i uciekł z nim, biegiem. Wory zaczęto rozrywać w kilka osób, żeby nie tracić czasu na ich rozwiązywanie. Najlepiej zapamiętałem dwie starsze kobiety, wyrywające sobie worek z rąk, w sposób przedstawiony na czołówce "Familiady", z rzepką, obrzucając się nawzajem wyzwiskami. Wszystko to na oczach kilku setek skonsternowanych wiernych i duchownych. Oczywiście skończyło się tak, że zboża dla wszystkich chętnych brakło i to dosłownie po kilkunastu minutach. Na ambonę wyszedł ksiądz prosząc, aby ci, którzy nabrali ponad miarę, podzielili się z tymi, którzy jeszcze nie mają. Nie widziałem, żeby ktokolwiek go posłuchał, poza tymi, którzy sami dla siebie wzięli symboliczne ilości.

Zastanawiam się co kierowało tymi ludźmi, których pazerność zepsuła cały charakter uroczystości. Czy może liczyli na to, że im więcej będą mieli poświęconego zboża, tym Bóg łaskawiej spojrzy na ich uprawy? A może po prostu wyszli z założenia, że skoro darmo dają, to trzeba brać jak najwięcej? A może jeszcze coś innego. Wracając już do samochodów, mijaliśmy dwie kobiety, najpewniej matkę z córką. Młodsza niosła dwie pełne reklamówki zboża, aż ciężko jej było iść, a starsza, ze skwaszoną miną komentowała:
- Trzeba było więcej wziąć. Kowalskie więcej wzięły.

Wiara wiarą, tradycja tradycją, ale od sąsiadów trzeba być lepszym.

wieś spokojna wesoła

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (921)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…