Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22910

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zawsze myślałam, że w sytuacjach konfliktowych jestem raczej spokojna po matce i dążę do załagodzenia konfliktu. Więc sama siebie zaskoczyłam gdy któregoś dnia w lipcu zadzwonił do mnie pan z działu technicznego administracji w sprawie zalania sąsiadki z dołu. Ot, przykra rzecz, niespodziewana wręcz. Od razu zresztą jak usłyszałam o co chodzi postanowiłam pierwszym pociągiem wrócić do domu.

I pewnie obyłoby się bez nerwów gdyby pan delikatnie rzecz biorąc nie próbował wciskać mi kitu. O tym, że od trzech tygodni zalewam. O tym, że w domu ktoś jest i nie otwiera ale widać w wizjerze, że mieszkanie puste nie jest. Ciekawostką jest fakt, że wizjera nie posiadamy. Do tego ja od trzech dni circa 100 km od Wrocławia, Kotek na Pomorzu. Więc albo duchy albo gorzej - włamanie.

No ok - wciskanie kitu jeszcze da radę jakoś naprostować. Ale nie zdzierżyłam gdy pan nie dał mi skończyć ani jednego zdania, przerywał i ironizował, mimo iż ja upomniałam go, że gdy on mówił to ja słuchałam. Pan się nawet tym nie przejął.
No i wyszły ojcowskie geny. Nakrzyczałam na pana, nawymyślałam mu co sądzę o jego braku kultury, niechcący (nie zdzierżyłam) wplątując pojedynczą małą prostytutkę.
Pojechałam czym prędzej do Wrocka, wpadłam do domu - kran cieknie i zlew się zatkał, więc systematycznie wody w nim przybierało aż dziś rano się przelało. Ciekawostka - zawór ZAWSZE zakręcamy przed wyjazdem na dłużej i tym razem też był zakręcony, mimo to woda kapała. Zbiegłam do sąsiadki, porozmawiałyśmy (rozmiary zalania mikre i ona pretensji nie ma, ale zgłosić co zrozumiałe musiała. Co ciekawe - zgłosiła sprawę godzinę przed tym jak odebrałam ten nieszczęsny telefon) i poszłyśmy do administracji.

Tutaj znowu natknęłam się na owego pana, który znów zaczął swoją gadkę o tym ile to osób w mieszkaniu nie siedziało, na co ja rzuciłam ironiczne:"Zaiste, o wizjerze w naszych drzwiach nie słyszałam, duchy musiały założyć, gdyż ani wizjera nie posiadamy ani żywej duszy od wtorku w mieszkaniu nie ma i być nie może". Stwierdziłam też, że ani chybi z nim musiałam wcześniej przez telefon rozmawiać, ponieważ znowu "niekulturnie" przerywa każde moje zdanie. Obsobaczyłam go znów, podnosząc głos niemal do krzyku, co spowodowało, że pana koleżanka z działu wysłała go gdzieś i wysłuchała mnie do samego końca. Przy okazji dowiedziałam się, że informację o tym, że ktoś w domu jest zdobyli od trzyletniej córki sąsiadki, której pomyliły się piętra i owszem - widziała osobę wchodzącą do mieszkania, ale mieszkania piętro wyżej.

Co wynikło z tej rozmowy - w innej historii.

Morał z tej bajki: geny prędzej czy później znać o sobie dadzą, z czego akurat się cieszę, bo tak traktować się nie pozwolę - z łatwością wyobrażam sobie, jak pan swoim sposobem bycia odstrasza większość petentów (sąsiadka emerytka jak tylko przekroczyłyśmy próg administracji nagle ucichła i spokorniała, gdy tylko go zobaczyła i bała się zwrócić mu uwagę na sposób w jaki ze mną rozmawiał, co wyznała mi chwilę później).

administracja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (178)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…