Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#23374

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu zamieściłam tu historię o tym, jak potraktowała mojego męża pani ginekolog, gdy próbował mnie umówić na wizytę. Pozwolę sobie opisać dalsze zdarzenia tamtego dnia.
Dla tych co nie czytali: na samym początku ciąży dostałam niewielkiego krwawienia i desperacko szukałam lekarza, który mnie przyjmie.
W którejś rejestracji polecono mi konkretnego pana doktora, który przyjmuje prywatnie i na pewno będzie mnie mógł przyjąć od ręki. Pomyślałam, że wreszcie mam szczęście. Zadzwoniłam tam i informacja się potwierdziła - mogę przyjechać za pół godziny.
Pan doktor, jak pan doktor, na dobry początek zrobił mi USG, innych badań nie przeprowadził, zaprosił mnie do biurka na rozmowę. Co mi pan doktor powiedział?
- Co ja mogę stwierdzić? Hm... Pani jest w ciąży. Nic więcej nie mogę powiedzieć. Niech pani jeszcze zrobi u nas badanie krwi i przyjdzie za trzy dni to wtedy powiem czy pani poroniła czy nie.
Cała wizyta trwała 15 minut, koszt: 210zł. Cóż, miałam nadzieję dostać jakieś konkretniejsze informacje, ale w tej cenie miała się zawierać jeszcze wizyta kontrolna z wynikami. Naiwnie myślałam, że wtedy coś się dowiem.
Przyszłam na umówioną godzinę, w poczekalni oprócz mnie i męża była jeszcze jakaś kobieta. Pan doktor był zajęty inną pacjentką - ok, poczekam. W pewnym momencie pan doktor wyszedł z gabinetu, spojrzał na mnie, a raczej na trzymane przeze mnie w ręce wyniki. Wziął je ode mnie i zaczął analizować głośno, w towarzystwie obcej kobiety! Może Wam się wydawać, że to nic takiego, ale dla mnie to miała być informacja czy będę mieć dziecko, czy też nie - ogromne emocje. I choć może wprost na wyrost, to poczułam się poniżona.
Komentarz do wyników?
- Hm... No są wyniki... Ojojoj... Nie, tak nie powinno być... To znaczy... Można przyjąć, że to się mieści w normie, ale... Nie, niedobrze... Niech pani przyjdzie za trzy dni na wizytę kontrolną i USG. Bierze pani te tabletki, które zaleciłem?
- Żadnych tabletek, pan nie zalecał...
- Ojej, zapomniałem w takim razie. - I zniknął w gabinecie.
Gdy tylko dotarłam do mieszkania zadzwoniłam do wujka ginekologa i podałam mu wyniki badań pytając czy rzeczywiście jest się czym martwić. Absolutnie nie było, wyniki miałam idealne. Zdaniem wujka (i jeszcze jednej pani ginekolog, z którą również się skonsultowałam) namawianie mnie na kolejne USG w tak krótkim czasie nie było niczym poza próbą wyciągnięcia pieniędzy. Chyba nieprędko zdecyduję się na kolejną prywatną wizytę, zniechęciłam się skutecznie.

Konował

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (209)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…