Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#23620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam mobilki i nie-mobilki :)

Atakujemy współlokatorów ?? A co mi tam też dorzucę swoje trzy grosze.

ZAZNACZAM HISTORIA WYBITNIE OPISOWA DIALOGÓW NIEMALŻE BRAK

Dawno dawno temu za siedmioma gór... Sorki to nie to. Cofnijmy się do wspaniałego roku 2007 kiedy to owa historia ma swój początek.

Rok 2007 przyniósł niesamowite wieści że w wieku 18 lat będąc ciągle w technikum jestem zmuszony wyemigrować z gniazda rodzinnego i uwić własne a wszystko to za sprawą ukochanej kuzyneczki która to zwietrzyła okazje na darmowe mieszkanie po dziadku które to było nieformalnie moje. Jednak nie o tym tu będzie, gdyż przeprawa ta podlega pod ,,Z rodziną na zdjęciu...".
No więc wtedy jeszcze nie-kierowiec spakowałem graty i przeprowadzka do nowego lokum. Po ok. miesiącu dziadek otrzymuje bilet One Way na Pola Elizejskie a moja mniej lub bardziej szanowana osoba zostaje sama z ręką w nocniku. Od rodziców pomocy brak - oddzielna historia, klasa maturalna, renta rodzinna 400 zł - oddzielna historia, opłaty 700 zł + życie. No i zaczęło się kombinowanie. DING!!! 2 pokoje stoją odłogiem. No to rozpuściłem wici w klasie że szukam współlokatorów cena zamieszkiwania - 1/2 lub 1/3 opłat w zależności od stanu osobowego. W między czasie złapałem robotę w ,,Jadłodajni bułka + kotlet za kosmiczna cenę" w skrócie McD... Pierwszy zgłosił się mój przyjaciel który mi ową robotę załatwił. No i mieszkaliśmy sobie razem dobre 4 miesiące kiedy stwierdził że nie ogarnia systemu praca + szkoła(matura) (mamy rok 2008). No trudno dawaj w ruch wici one more time. Zgłosił się drugi przyjaciel z którym mieszkałem prawie 3 lata bez ani jednej kłótni i żadnych problemów, wyprowadził się w wrześniu 2011 gdyż poszedł na swoje. W okolicach czerwca zrobiłem parapetówkę na którą zaprosiłem JEGO. No i gdy większość opakowań szklanych ziała pustką a oddechy były wybitnie nieministerialne podczas ,,Szlug Time" na balkonie owy ON zarzucił pytaniem:

[ON] - Tyyyyy ajakbymysię hyp.. tuu wproooowadzili z hyp.. Jadzią to soo byźźź powiesiauuu

[Ja] - Staryy noproblemo nawet hyp jutro

Impreza się skończyła zaległem spać goście powychodzili choć niewiele to miało z chodzeniem wspólnego. Rano się obudziłem w stanie ,,słyszę tupanie mrówek i wzrost trawy" i szybkie przemyślenie co się działo. Rozmowy z balkonu nawet nie wspominałem gdyż sądziłem że to się i tak nie speł.. Ding Dong. Otwieram a tam ON i ONA z walizami...

Cofnijmy się jeszcze kilka godzin wstecz na ten przeklęty balkon. Po zakończonej rozmowie podszedł do mnie mieszkający już przyjaciel Zenon - zmienione ze słowami:

[Z] - soś tyyy urwał ssssrobił....

[Ja] - eee spoko i tak nie pszyjsie....

I zaczęło się piekiełko..

Przez fantastyczny (sarkazm) okres ich zamieszkiwania działy się dantejskie sceny. Szkoły już nie było tak więc byłem zmuszony do przesiadywania w początkowym okresie z nimi. Naświetlę teraz sylwetki ICH

On- w obecnym czasie jadłopodawacz, nałogowy gracz w popularną grę sieciową, nadużywający roztworu etanolu w wszelakiej postaci, niepraktykujący sprzątani, leń, bajkopisarz.

Ona - zaborcze dziewcze wyznające zasadę albo po mojemu albo wcale. Lubująca się w wrzaskach, fochach i narzucaniu swojej woli wszystkim dookoła.

Właściwa opowieść:
Okres od czerwca do sierpnia. Dowiedziałem się że słowo prywatność działa tylko w jedną stronę. Oni twierdzili ,,co twoje to nasze a co nasze to nie rusz". Także wszystko co ja i Zenon włożyliśmy do lodówki było WSZYSTKICH a co włożyli oni należało tylko i wyłącznie do nich. Do dziś pamiętam awanturę że użyłem ich sera a nie swojego. Ale nie powiem czasami też coś ugotowali dla wszystkich. Do własnego komputera mogłem się dorwać tylko i wyłącznie w nocy bo albo On naparzał w swoją sieciówkę albo Ona w Simsy. Pytania czemu sobie nie sprawią własnego komputera pozostawały bez odpowiedzi albo słyszałem że nie maja kasy na takie ekstrawagancje. Łazienka - to samo co lodówka oraz - pranie dzieliło się na moje i Zenona oraz ICH. Choćby moich i Zenka rzeczy leżała kupa a oni mieli do wyprania tylko parę skarpet to i tak puścili pralkę tylko ze skarpetami (autentyk) ale gdy ja robiłem pranie i ośmieliłem się pominąć ich rzeczy pomimo iż pralka była pełna - awantura. Do tego trzeba dołożyć fakt iż non stop kłócili się między sobą, próbowali skłócić mnie i Zenka, Zenka i jego dziewczynę, mnie i moich rodziców. Oczywiście trzeba wspomnieć temat opłat: według nich dzielenie opłat na 4 części to nie sprawiedliwe bo oni tylko jeden pokój zajmują także trzeba podzielić na 3 i tyle. Po długich negocjacjach wyperswadowałem im ten pomysł pod groźbą natychmiastowej eksmisji. Dodam iż miałem podejście że skoro kolega to na jaki ciort nam umowa czy inne biurokratyczne badziewie - błąd.

W między czasie On stracił pracę więc jako dobry kolega poprosiłem mamę czy by mu roboty nie załatwiła. Kolejny KURRRRR błąd. To moje dobre serce kiedyś mnie wykończy. Po 2 miesiącach kiedy to w pracy praktycznie nic nie robił za bajońskie 8,50 zł za godzinę narobił mojej mamie takiego brudu w firmie że prawie moją mamę zwolnili. Gdy nastał sierpień postanowiłem pojechać ze znajomymi na wymarzone 2 tygodniowe wakacje. Przed wyjazdem zaznaczyłem: Nie włazić do mojego pokoju, nie robić głośnych imprez, nie spalić mieszkania i NIE SPROWADZAĆ ŻADNYCH ZWIERZĄT. Wystarczy fakt iż posiadam boksera z ADHD którym to mieli się zaopiekować.

Powrót z wakacji
Na okres sierpnia Zenek pojechał do rodziny na wieś i jego powrót zgrywał się z moim o różnicę kilku godzin. Także wchodzę do mieszkania opalony i szczęśliwy z torbą na ramieniu. Torba pokonała dystans biodro - podłoga tuż za progiem, opalenizna spłynęła, radość uleciała z prędkością światła. Oto co zastałem: Pierwsza witająca mnie istotą był biały króliczek radośnie konsumujący moje pozostawione w domu buty, smród jak z meliny, zalana podłoga czymś lepkim - walczyłem dobre kilkanaście sekund żeby oderwać stopę od tego czegoś. W głębi mieszkania - pies w kompletnej traumie zwinięty w kłębek. Syf na całej długości i szerokości przedpokoju. On nawalony jak szpadel śpi na kanapie. Mój pokój otwarty na oścież wewnątrz syf, szuflady powysuwane a barek uchylony. Po podłodze w kuchni PEŁZAJĄ jakieś białe robaczki. I wtedy z przedpokoju słyszę jak otwierają się drzwi, następnie łomot, pisk i dłuuuga wiązanka - Zenek wrócił i potknął się o moja torbę a następnie nadepnął na królika (do wiadomości obrońców praw zwierząt - królik przeżył i wrócił do konsumpcji resztki mojego buta). Nie wiedzieliśmy z Zenkiem co robić. No to na uspokojenie postanowiliśmy walnąć po kieliszeczku. Wziąłem z barku butelkę, nalałem, łyk ... Woda... powtórka i znowu woda. W 2 i 3 butelce to samo (nie patrzałem na banderole gdyż wtedy inwestowałem w radziecki odrdzewiacz :] ). Coś mnie tchnęło i postanowiłem sprawdzić pozostawione i schowane w barku 400 zł. Ostało się 200. W między czasie wróciła Ona i się potrochu wyjaśniło. Otóż mieli oni ciche dni i szanowna Ona wyniosła się 3 dni temu do matki a dzisiaj wróciła mi oddać klucze. Tego samego dnia po dobudzeniu JEGO nakazałem im się wynieść w ciągu 2h a w ramach zabezpieczenia zrobiłem zdjęcia mieszkania i przejąłem leżący na stole jego portfel. Po czym ja pojechałem do swoich rodziców a Zenek do swoich. Po powrocie zastałem czyściutkie mieszkanie, Jego przepraszającego we wszystkich znanych i nieznanych mu językach. Ja streściłem się do rzucenia mu portfela i krótkiego ,,Wyp...oddalaj się".

Bilans - pogryziona instalacja elektryczna będąca w zasięgu zębów królika, całkowicie urwany kontakt, pomimo zapewnień ukradzionych pieniędzy oraz czynszu nie odzyskałem, zakaz wejścia do kuchni przez 2 dni dzięki dezynsekcji - pełzające coś wymarło na szczęście. Oraz to co wyszło w przeciągu kilku miesięcy - brak kilku firanek, talerzy, sztućców i innych tego typu szpargałów.

Myślicie że to nareszcie koniec ? Niestety nie ale skoro drogi czytelniku dotarłeś tu to przeczytaj jeszcze te kilka linijek.

Parę dni później przyjechała pomieszkać moja ówczesna lepsza połowa. Zebrało nam się na kizi miźi w pokoju który oni opuścili. Gdy miało dojść do konkretów sięgnąłem po leżący na stole fabrycznie zapakowany hmmm produkt lateksowy ;) który Oni pozostawili. Miałem jednak złe przeczucia i dokładnie obejrzałem opakowanie. A tam co?? Tak dokładnie na samym środku dziurka... Ach Ci kochani współlokatorzy. A teraz wisienka na torcie dzięki której uwierzyłem w sprawiedliwość we wszechświecie. Po 7 miesiącach od wyprowadzki odemnie Ona urodziła śliczną i całkowicie nieplanowaną dziewczynkę :)

I króciutko na koniec. ZAWSZE SPISUJCIE UMOWĘ CHOĆBYŚCIE WYNAJMOWALI POKÓJ MNICHOWI Z TYBETU.

współlokatorzy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (286)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…