Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

neon88

Zamieszcza historie od: 21 sierpnia 2011 - 10:40
Ostatnio: 21 marca 2020 - 3:59
  • Historii na głównej: 9 z 14
  • Punktów za historie: 8117
  • Komentarzy: 63
  • Punktów za komentarze: 498
 
zarchiwizowany

#86312

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hej piekielni,
Złość ze mnie kipi, wylewa się, goreje

Okradli mi piwnicę. 2 drzwi, 4 kłódki, 3 zamki, 3 drzwi.

Piekielna jest tu bezsilność. Jakaś wsza, ch*j, gn*j, k*tas, pie*******y, zas***y, by go pies w d**** je***.
I ten c**j, gn*j, k*tas, pie*******y, zas***y, by go pies w d**** je***,
Włamał się 2 razy w ciągu 7 dni do ponad 40 piwnic.
Policja - zgłoszone, CCTV - Zlzabezpieczone. Policja wszelakie ślady zabezpieczyła. Trzeba czekać. To nie CSI NY.
To tylko wylew żalu człowieka któremu ukradli ponad 3k PLN.
I zgwałcili pewność i bezpieczność.
I tak na kazdymckroku w tym kraju. Tu i ja pracujemy na wszystko, wsza ukradnie i ma.....
KUUUUURRRRRRRR......

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (30)
zarchiwizowany

#47791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kierowiec neon88 wita ponownie.

Tym razem piekielność będzie zza naszej zachodniej granicy.
Kierowcą międzynarodowym jestem już od roku i może mało ale jednak cokolwiek widziałem.

Do momentu opuszczenia ojczyzny po raz pierwszy, byłem święcie przekonany że Polscy kierowcy to najgorsi kierowcy w całej Europie. Nieprzepisowa jazda, telefony w ruchu, itp itd. O JAKŻE BYŁEM DALEKI OD PRAWDY. Uwierzcie mi Polacy to jedni z najlepszych kierowców UE. W dzisiejszym odcinku chciałbym się zająć tematem kierowców z Niemiec.

AUTOSTRADY
Każdy wie że naród niemiecki ma najdłuższą sieć autostrad. A co za tym idzie każdy sądzi że są bardzo dobrymi kierowcami. BŁĄD

Ta zależność działa tylko w zestawieniu: Sucha nawierzchnia, brak opadów atmosferycznych, brak mgły, środek dnia, brak chmur. Ogólnie idylla. Wtedy i tylko wtedy Niemcy jeżdżą normalnie i stosunkowo przewidywalnie.

Sytuacje właściwe:

Brak opadów, środek dnia + słoneczko
Sznur ciężarówek prawym pasem (pasów są 3) prędkość +/- 85 km/h. Dla spieszących się i mogących jechać więcej to za wolno. Także standardowa procedura migacz, lusterko -> jeżeli wolne, zjeżdżam. I wtedy jak na potęgę wszystkie pojazdy jadące lewym zjeżdżają na środek uniemożliwiając wyprzedzenie. Sytuacja trwa do pierwszej większej luki kiedy to trzeba się na chama wcisnąć innaczej można w taki sposób przejechać cale terytorium Niemiec. SYTUACJA CODZIENNA

Deszcz
Oczywiście deszcz ogranicza widoczność także trzeba włączyć światło przeciwmgłowe. BŁAGAM nie róbcie tego, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak użycie światła przeciwmgłowego oślepia nas dużych w warunkach normalnej widoczności. Kiedyś jeden Polak gdy mu zwróciłem na to uwagę na CB odrzekł: Ja jestem kierowcą i jadę już 800 km więc wiem co robię.
Tak jak u nas są to wyjątki u nich jest to frekwencja rzędu 80-90%

Książkowy Niemiec gdy wsiada do auta sprawdza kontroli. Nic się nie świeci to jedzie po swojemu niezależnie od warunków chyba że mówimy o śniegu ale to będzie oddzielny rozdział. Podczas deszczu średnio raz na 10 km zdarza się wypadek bądź stłuczka (oddzielny rozdział). Podczas deszczu najwięcej jest sytuacji zjazdu przed maskę i wyhamowania. Raz byłem świadkiem gdy zaczął padać deszcz. Kierowcy MASOWO zjeżdżali na pobocze. Wszystko OK tylko czemu zjazdy były wykonane tak jakby byli sami na drodze. Tuż przed maską i hamulec, przez 3 pasy zmuszając do ucieczki kilku innych kierowców. Ogólnie chaos.

Śnieg
Dział ten mógłby zająć spokojnie 100-200 stron ale ja wyciągnę esencję. Jeżeli spadnie śnieg należy: wdepnąć hamulec (nie ważne że są za tobą inne osobówki ew. 40 tonowe bydle), włączyć światła przeciwmgłowe i ostatecznie wjechać do rowu... Możecie myśleć że przesadzam ale niestety nie. W grudniu podczas przejazdu przez Frankfurt am Main naliczyłem na odcinku 15 km:
-9 aut w rowie
-7 stłuczek (najechanie)
-2 karambole - kilka-kilknaście aut rozwalonych na środku drogi
A to wszystko po 15 minutach średnio intensywnych opadów. Na moje szczęście wszystko działo się tuż przedemną lub widziałem zdarzenie w lusterku bo pewnie bym ze 2 dni stał w korku. Niestety za Frankfurtem wpakowałem się w 35 km korek także dzień i tak zmarnowany.

Wypadki -> Stau (korek)
Jeżeli uderzysz w poprzedzające Cię auto niszcząc mu zderzak należy:
-Wyjść z auta na sąsiedni pas zablokować ruch i drzeć się w niebogłosy SZAJSE SZAJSE
-Wezwać policję, karetkę i straż pożarną
-Chodzić wokoło auta skutecznie blokując ruch na pozostałych pasach
Jeden raz gościu mi tak spacerował przed maską, ja stoję na awaryjnych wylazłem do niego i łamanym niemiecki dogadałem się z gościem. Oto rezultat rozmowy: Nic się nikomu nie stało, auto prawie bez szkód, wezwane wszystkie służby, oni nie zjadą do był wpadek i trzeba blokować 2/3 pasy. A dlaczego 3 pas nie idzie?? Bo na moim pasie przed maska stanął poszkodowany i ni chusteczki się nie ruszy bo ,,WYPADEK BYŁ TO I SZTAU MUSI BYĆ". Witki opadają.

Jeżeli jedziesz w korku i dojeżdżasz do miejsca wypadku OBOWIĄZKOWO zwolnij do 5 km/h i dokładnie przyjrzyj się zdarzeniu ew. zatrzymaj się wyjdź z pojazdu i idź porozmawiać z służbami...

Jeżeli stoisz w korku wyjmij kanapki, kawę, obiad ciort wie co jeszcze i rozpocznij konsumpcję. Nie dajcie żeby korek ruszył a Niemiec był w trakcie konsumpcji. Nie ruszy się aż nie skończy jeść.

Sytuacje autentyczne chocby nie wiem jak bardzo nieprawdopodobne

W dzisiejszym odcinku to tyle. W następnym Włochy + Francja

kierowca za granicą

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (288)

#44545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kierowiec neon88 powraca.

Króciutka historia o pewnej pani prowadzącej samochód.

Zdarzenie miało miejsce na drodze wojewódzkiej między Mysłowicami a Bieruniem. Wracałem z załadunku czyli - 24 tony na pace w sumie 39,7 ton.

Był to słoneczny i ciepły piątek. Jak to na wojewódzką przystało ruch spory, także prędkość zawrotna 60 km/h. Można by powiedzieć sielanka. Jadę sobie spokojnie gdy nagle z naprzeciwka na mój pas zjeżdża autko koloru miedzianego, marki Opel, model Corsa, za kierownicą śliczna białogłowa. Blondyneczka cud miód orzeszki, długi tipsik, telefon między uchem a ramieniem, a drugi telefon w ręku i tylko kciuk śmigający nad klawiaturą. Oczka oczywiście wlepione w ekran tego drugiego. Nauczony doświadczeniami o ratowaniu pretendentów do nagrody Darwina, nie robiłem nic poza obserwacją tej pani, zdjęcia nogi z gazu i użycia klaksonu. Na 10 metrów przed kolizją pani podniosła wzrok na drogę. Takiego przerażenia w oczach nie widziałem jeszcze nigdy, gdyż była już tylko na moim pasie ,a ja miałem po prawej tylko rów. Szybkie szarpnięcie kierownicą, panienka znowu na swoim pasie i balansuje... Po chwili na radiu słyszę:

[R] - KUR.... TA IDIOTKA CHYBA SZUKA TYCH TELEFONÓW, BO NIE WIDAĆ JEJ ZA KIEROWNICA I JEŹDZI ZYGZAKIEM.

Piekielny może byłem ja, wisi mi to. Mi nic by się nie stało. Wina leżała po jej stronie, tak że auto byłoby naprawione z jej polisy. A jeżeli tak jej zależy na nagrodzie Darwina to jej sprawa.

Uciekając w tej sytuacji do rowu rozwalając auto na 99%, byłoby tak:
1) Moja mniej lub bardziej szanowna osoba w szpitalu.
2) Auto + towar rozwalone.
3) Panienka się oddala, nikt nie spisuje numerów.
4) "Ja siem po żadnych sundach włóczył nie będę żeby mnie jeszcze obciążyli" - 90% gapiów.
5) Do końca życia pracuję (o ile przeżyję) za darmo.
6) Panienka szczęśliwa, że nic jej się nie stało i pisząca sms'a, jak to wstrętny kierowca tira prawie ją zabił.

End of story.

trasa i idioci

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1064 (1122)

#39840

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kierowiec neon ponownie melduje :)

Witam po dłuższej przerwie, ale tak jak mówiłem trafiłem do zarąbistej firmy, która w połączeniu z międzynarodówką generuje brak sytuacji piekielnych. Zdarzyła się natomiast jedna dziwna.

W pewnym momencie mojej pracy szef doszedł do wniosku, że jakoś się wybijam ponad przeciętną swoimi umiejętnościami i pomijając fakt iż posiadam ledwie 2-letnie doświadczenie, wsadził mi do auta "gościa na sprawdzenie" - czyli - czy ten człek nadaje się do roboty.

Więc w poniedziałek zjawił się osobnik płci męskiej z wyglądu nie zapowiadający nadciągających wydarzeń. Zwyczajny [G]ościu po 50-tce.
Nastąpiła wymiana uprzejmości i padło pytanie z mojej strony

N - Jeździłeś gdzieś?
G - Jeździłem, ale tylko po kraju.
N - No ok, to damy radę.

Sądziłem, że pozostało mu wytłumaczyć zasady panujące na zachodzie. O jakiż daleki byłem od prawdy...

Pierwszy raz siadł 50 km od Wrocławia. I tu była pierwsza sytuacja, która o mało nie zmusiła mnie do ewakuacji przez okno. Pan Zbigniew wytoczył się z parkingu na autostradę z prędkością 15 km/h bez użycia pasa włączeniowego. Od wyzwisk na radiu mało mi nie uschły uszy. Po 10 minutach zostałem zapytany jak długo on właściwie może jechać. Przyznam zdębiałem. Jak to kierowca co to niby ma prawko na ciężarówkę od 30 lat nie zna zasad - a potem wyszło, że nie zna ich w ogóle.
Teraz esencja 4 dni mianowicie kilka sytuacji najważniejszych:

1) Nawet po 300 km nadal nie potrafił obsługiwać skrzyni biegów - wbijał np. 2 -> 7, 6 -> 1. Ogólna masakra nie wiem jak to auto to wytrzymało. Zaznaczę, że mój obecny uczeń skrzynię opanował po 15 km. A średnio do wprawy dochodzi się po ok 50. Skrzyni nie opanował do końca podróży.

2) Spinanie ładunku -> niestety miałem 2 razy więcej roboty, gdyż wszystko co pospinał, pomimo że mówiłem mu jak, zapiął źle. Pasy luźne, a nawet jedna klamra wisząca poza obrysem naczepy. ZGROZA.

3) Aby z Polski jechać na Pragę najlepiej jest jechać DK 8 na przejście Kudowa-Słone. -> On nie pojedzie, bo tam są górki, a on nie umie. No to mówię jak komu głupiemu, że musi się nauczyć, bo tego nie ominie. On, że nie, bo będzie omijał góry. DA FUQ. Dodam, że zawsze jak się pojawiał teren górzysty zjeżdżał na parking i chciał się zmieniać i nie było opcji żeby pojechał.

4) Trzymanie pasa ruchu. To była czarna magia dla niego. 2 Litwinów prawie wylądowało w rowie jak podczas wyprzedzania zjechał ok 0,5m na prawy pas.

W pewnym momencie stwierdziłem, że jak mam zginąć, to wolę o tym nie wiedzieć -> Laptop + film + słuchawki.

Po powrocie szef prosi o raport. A ja zgodnie z prawdą powiedziałem wszystko co było nie tak, w myśl zasady "nie podłożę własnej głowy za kogoś". Teraz wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy się dowiedziałem, że szef go przyjął. Jak się potem okazało wyszły jakieś powiązania koleżeńsko rodzinne.

Po około tygodniu dzwoni do mnie [S]pedytor:

(odbieram a tam Spedytor się krztusi ze śmiechu)
S - Pamiętasz swojego ucznia?
N - No pamiętam co z nim?
S - Wpakował się pod wiadukt i rozwalił naczepę.
N - ...to on jeździ??
S - No teraz musi odpracować.
N - To pięknie, a co szef na to ??
S - Wojna w biurze jak 150. Szefowa drze się na szefa i tu ci zacytuję: "A MÓWIŁ NEON ŻEBY GO NIE BRAĆ, A TY JAK GŁUPI, BO KOLEGA, BO COŚ TAM, TO TERAZ MASZ".

Pogadaliśmy jeszcze chwilkę i zakończyliśmy rozmowę.
Owy kierowca jeździ do dzisiaj, ma do odpracowania 5000 zł gdyż AC nie pokryło szkody wyrządzonej w taki sposób: Wjazd pojazdem o wysokości 4,05 m pod wiadukt oznaczony znakiem 3,2 m. I niestety nie ma ani tygodnia żeby czegoś nie zmajstrował. Ogólnie porażka i odnowienie zasady panującej w tym świecie "nie każdy nadaje się do tej pracy", a każde kłamstwo wyjdzie prędzej czy później. Bo tak naprawdę gość nigdy w życiu nie jeździł takim składem, tylko kilkanaście lat temu śmigał STARem i KAMAZem. :D

Świat transportu cięzkiego

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 660 (696)

#24740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj krótko i na temat:
Rozmowa z moim byłym już pracodawcą.

Wprowadzenie:
Zakończyłem przedłużony czas pracy, tj. 15h i regulaminowy czas jazdy 9h. Zatrzymałem się na parkingu dla TIR w okolicach Wrocławia i dzwonię do [S]zefa:

[N] - Dobry, wszystko rozładowane.

[S] - No to wracaj na bazę.

[N] - Skończył mi się czas. Mogę ruszyć o 3 nad ranem.

[S] - Nie pier.... tylko zapinaj czyste kółko (dla nie wtajemniczonych Tarcza do tachografu) i zjeżdżaj.

[N] - A kto zapłaci mandat jak mnie łapną?

[S] - Sam sobie zapłacisz.

[N] - Więc ja robię pauzę albo chce SMS′a z poleceniem służbowym.

[S] - Aha, czyli moją robotę masz w dupie, tak? Wolisz spać w kabinie niż zarabiać? Twój problem, chcesz jeździć na legalu to jeździj, zobaczymy czy ci się spodoba wypłata, najwyżej się zwolnisz.

[N] - Spoko, na razie.

Od rozmowy minęło 2 tygodnie, ja znowu jestem bezrobotny, czasu nie przegiąłem ani razu. Ale powoli tracę wiarę w polski transport.

firma transportowa

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 891 (925)
zarchiwizowany

#23620

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam mobilki i nie-mobilki :)

Atakujemy współlokatorów ?? A co mi tam też dorzucę swoje trzy grosze.

ZAZNACZAM HISTORIA WYBITNIE OPISOWA DIALOGÓW NIEMALŻE BRAK

Dawno dawno temu za siedmioma gór... Sorki to nie to. Cofnijmy się do wspaniałego roku 2007 kiedy to owa historia ma swój początek.

Rok 2007 przyniósł niesamowite wieści że w wieku 18 lat będąc ciągle w technikum jestem zmuszony wyemigrować z gniazda rodzinnego i uwić własne a wszystko to za sprawą ukochanej kuzyneczki która to zwietrzyła okazje na darmowe mieszkanie po dziadku które to było nieformalnie moje. Jednak nie o tym tu będzie, gdyż przeprawa ta podlega pod ,,Z rodziną na zdjęciu...".
No więc wtedy jeszcze nie-kierowiec spakowałem graty i przeprowadzka do nowego lokum. Po ok. miesiącu dziadek otrzymuje bilet One Way na Pola Elizejskie a moja mniej lub bardziej szanowana osoba zostaje sama z ręką w nocniku. Od rodziców pomocy brak - oddzielna historia, klasa maturalna, renta rodzinna 400 zł - oddzielna historia, opłaty 700 zł + życie. No i zaczęło się kombinowanie. DING!!! 2 pokoje stoją odłogiem. No to rozpuściłem wici w klasie że szukam współlokatorów cena zamieszkiwania - 1/2 lub 1/3 opłat w zależności od stanu osobowego. W między czasie złapałem robotę w ,,Jadłodajni bułka + kotlet za kosmiczna cenę" w skrócie McD... Pierwszy zgłosił się mój przyjaciel który mi ową robotę załatwił. No i mieszkaliśmy sobie razem dobre 4 miesiące kiedy stwierdził że nie ogarnia systemu praca + szkoła(matura) (mamy rok 2008). No trudno dawaj w ruch wici one more time. Zgłosił się drugi przyjaciel z którym mieszkałem prawie 3 lata bez ani jednej kłótni i żadnych problemów, wyprowadził się w wrześniu 2011 gdyż poszedł na swoje. W okolicach czerwca zrobiłem parapetówkę na którą zaprosiłem JEGO. No i gdy większość opakowań szklanych ziała pustką a oddechy były wybitnie nieministerialne podczas ,,Szlug Time" na balkonie owy ON zarzucił pytaniem:

[ON] - Tyyyyy ajakbymysię hyp.. tuu wproooowadzili z hyp.. Jadzią to soo byźźź powiesiauuu

[Ja] - Staryy noproblemo nawet hyp jutro

Impreza się skończyła zaległem spać goście powychodzili choć niewiele to miało z chodzeniem wspólnego. Rano się obudziłem w stanie ,,słyszę tupanie mrówek i wzrost trawy" i szybkie przemyślenie co się działo. Rozmowy z balkonu nawet nie wspominałem gdyż sądziłem że to się i tak nie speł.. Ding Dong. Otwieram a tam ON i ONA z walizami...

Cofnijmy się jeszcze kilka godzin wstecz na ten przeklęty balkon. Po zakończonej rozmowie podszedł do mnie mieszkający już przyjaciel Zenon - zmienione ze słowami:

[Z] - soś tyyy urwał ssssrobił....

[Ja] - eee spoko i tak nie pszyjsie....

I zaczęło się piekiełko..

Przez fantastyczny (sarkazm) okres ich zamieszkiwania działy się dantejskie sceny. Szkoły już nie było tak więc byłem zmuszony do przesiadywania w początkowym okresie z nimi. Naświetlę teraz sylwetki ICH

On- w obecnym czasie jadłopodawacz, nałogowy gracz w popularną grę sieciową, nadużywający roztworu etanolu w wszelakiej postaci, niepraktykujący sprzątani, leń, bajkopisarz.

Ona - zaborcze dziewcze wyznające zasadę albo po mojemu albo wcale. Lubująca się w wrzaskach, fochach i narzucaniu swojej woli wszystkim dookoła.

Właściwa opowieść:
Okres od czerwca do sierpnia. Dowiedziałem się że słowo prywatność działa tylko w jedną stronę. Oni twierdzili ,,co twoje to nasze a co nasze to nie rusz". Także wszystko co ja i Zenon włożyliśmy do lodówki było WSZYSTKICH a co włożyli oni należało tylko i wyłącznie do nich. Do dziś pamiętam awanturę że użyłem ich sera a nie swojego. Ale nie powiem czasami też coś ugotowali dla wszystkich. Do własnego komputera mogłem się dorwać tylko i wyłącznie w nocy bo albo On naparzał w swoją sieciówkę albo Ona w Simsy. Pytania czemu sobie nie sprawią własnego komputera pozostawały bez odpowiedzi albo słyszałem że nie maja kasy na takie ekstrawagancje. Łazienka - to samo co lodówka oraz - pranie dzieliło się na moje i Zenona oraz ICH. Choćby moich i Zenka rzeczy leżała kupa a oni mieli do wyprania tylko parę skarpet to i tak puścili pralkę tylko ze skarpetami (autentyk) ale gdy ja robiłem pranie i ośmieliłem się pominąć ich rzeczy pomimo iż pralka była pełna - awantura. Do tego trzeba dołożyć fakt iż non stop kłócili się między sobą, próbowali skłócić mnie i Zenka, Zenka i jego dziewczynę, mnie i moich rodziców. Oczywiście trzeba wspomnieć temat opłat: według nich dzielenie opłat na 4 części to nie sprawiedliwe bo oni tylko jeden pokój zajmują także trzeba podzielić na 3 i tyle. Po długich negocjacjach wyperswadowałem im ten pomysł pod groźbą natychmiastowej eksmisji. Dodam iż miałem podejście że skoro kolega to na jaki ciort nam umowa czy inne biurokratyczne badziewie - błąd.

W między czasie On stracił pracę więc jako dobry kolega poprosiłem mamę czy by mu roboty nie załatwiła. Kolejny KURRRRR błąd. To moje dobre serce kiedyś mnie wykończy. Po 2 miesiącach kiedy to w pracy praktycznie nic nie robił za bajońskie 8,50 zł za godzinę narobił mojej mamie takiego brudu w firmie że prawie moją mamę zwolnili. Gdy nastał sierpień postanowiłem pojechać ze znajomymi na wymarzone 2 tygodniowe wakacje. Przed wyjazdem zaznaczyłem: Nie włazić do mojego pokoju, nie robić głośnych imprez, nie spalić mieszkania i NIE SPROWADZAĆ ŻADNYCH ZWIERZĄT. Wystarczy fakt iż posiadam boksera z ADHD którym to mieli się zaopiekować.

Powrót z wakacji
Na okres sierpnia Zenek pojechał do rodziny na wieś i jego powrót zgrywał się z moim o różnicę kilku godzin. Także wchodzę do mieszkania opalony i szczęśliwy z torbą na ramieniu. Torba pokonała dystans biodro - podłoga tuż za progiem, opalenizna spłynęła, radość uleciała z prędkością światła. Oto co zastałem: Pierwsza witająca mnie istotą był biały króliczek radośnie konsumujący moje pozostawione w domu buty, smród jak z meliny, zalana podłoga czymś lepkim - walczyłem dobre kilkanaście sekund żeby oderwać stopę od tego czegoś. W głębi mieszkania - pies w kompletnej traumie zwinięty w kłębek. Syf na całej długości i szerokości przedpokoju. On nawalony jak szpadel śpi na kanapie. Mój pokój otwarty na oścież wewnątrz syf, szuflady powysuwane a barek uchylony. Po podłodze w kuchni PEŁZAJĄ jakieś białe robaczki. I wtedy z przedpokoju słyszę jak otwierają się drzwi, następnie łomot, pisk i dłuuuga wiązanka - Zenek wrócił i potknął się o moja torbę a następnie nadepnął na królika (do wiadomości obrońców praw zwierząt - królik przeżył i wrócił do konsumpcji resztki mojego buta). Nie wiedzieliśmy z Zenkiem co robić. No to na uspokojenie postanowiliśmy walnąć po kieliszeczku. Wziąłem z barku butelkę, nalałem, łyk ... Woda... powtórka i znowu woda. W 2 i 3 butelce to samo (nie patrzałem na banderole gdyż wtedy inwestowałem w radziecki odrdzewiacz :] ). Coś mnie tchnęło i postanowiłem sprawdzić pozostawione i schowane w barku 400 zł. Ostało się 200. W między czasie wróciła Ona i się potrochu wyjaśniło. Otóż mieli oni ciche dni i szanowna Ona wyniosła się 3 dni temu do matki a dzisiaj wróciła mi oddać klucze. Tego samego dnia po dobudzeniu JEGO nakazałem im się wynieść w ciągu 2h a w ramach zabezpieczenia zrobiłem zdjęcia mieszkania i przejąłem leżący na stole jego portfel. Po czym ja pojechałem do swoich rodziców a Zenek do swoich. Po powrocie zastałem czyściutkie mieszkanie, Jego przepraszającego we wszystkich znanych i nieznanych mu językach. Ja streściłem się do rzucenia mu portfela i krótkiego ,,Wyp...oddalaj się".

Bilans - pogryziona instalacja elektryczna będąca w zasięgu zębów królika, całkowicie urwany kontakt, pomimo zapewnień ukradzionych pieniędzy oraz czynszu nie odzyskałem, zakaz wejścia do kuchni przez 2 dni dzięki dezynsekcji - pełzające coś wymarło na szczęście. Oraz to co wyszło w przeciągu kilku miesięcy - brak kilku firanek, talerzy, sztućców i innych tego typu szpargałów.

Myślicie że to nareszcie koniec ? Niestety nie ale skoro drogi czytelniku dotarłeś tu to przeczytaj jeszcze te kilka linijek.

Parę dni później przyjechała pomieszkać moja ówczesna lepsza połowa. Zebrało nam się na kizi miźi w pokoju który oni opuścili. Gdy miało dojść do konkretów sięgnąłem po leżący na stole fabrycznie zapakowany hmmm produkt lateksowy ;) który Oni pozostawili. Miałem jednak złe przeczucia i dokładnie obejrzałem opakowanie. A tam co?? Tak dokładnie na samym środku dziurka... Ach Ci kochani współlokatorzy. A teraz wisienka na torcie dzięki której uwierzyłem w sprawiedliwość we wszechświecie. Po 7 miesiącach od wyprowadzki odemnie Ona urodziła śliczną i całkowicie nieplanowaną dziewczynkę :)

I króciutko na koniec. ZAWSZE SPISUJCIE UMOWĘ CHOĆBYŚCIE WYNAJMOWALI POKÓJ MNICHOWI Z TYBETU.

współlokatorzy

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 249 (285)

#21768

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem będzie o niesłusznym osądzie jednostki na podstawie mitu o ogóle i zachowaniu jednego indywiduum.

Tak chciał los, że pewnego razu prosto z trasy jechałem do domu. Nie było mnie 2 tyg, a do tego przed odjazdem z bazy musiałem zrobić parę rzeczy przy aucie to też:
Zarośnięty - Nie lubię się golić.
Brudny od smaru - czyste ciuchy się skończyły, a do domu kawałek autem i do tego już ciemnawo.
Zmęczony okrutnie.

No ale że moim zwyczajowym rytuałem po powrocie do domu jest zanurzenie się w wannie przy dobrej muzyce z cygarem i złocistym napojem bogów w rękach, więc uczyniłem check listę:
Wanna - jest (przynajmniej była jak wyjeżdżałem), muzyka - jest, cygaro - jest, piwko.... czyli trzeba odwiedzić monopolowy.
Z bazy zabrał się ze mną kolega z firmy cobym go wyrzucił w centrum.
Sklep oferujący wymagany mi produkt był po drodze to i kolega wszedł.

I oto główna historia:
Stoimy sobie w kolejce do kasy a że nawet długa była (kolejka) to poruszyliśmy tematy trasy, aut, awarii i innych przygód branżowych. Rozmawialiśmy tonem normalnym tj. nie wrzaski ale też nie szept więc byliśmy dobrze słyszalni. Jakoś niezbyt nas ruszało to że pani ekspedientka jakoś krzywo na nas patrzy i kontynuowaliśmy rozmowę. Przychodzi nasza kolej staję twarzą w twarz z [S]przedawczynią (młoda kobieta +/- 28-30 lat, ładna zadbana) i się zaczyna.

[S] - Jesteś kierowcą?
[N] - Tak, a o co chodzi?
[S] - Czyli kur...arz (chodziło tu o częstego klienta pań oferujących uciechy cielesne za odpowiednią stawkę)
[N] - Że, co proszę ???
[S] - Wszyscy kierowcy to kur...rze!!

Dodam iż szanowna pani nie mówiła tego szeptem, tylko donośnym głosem słyszalnym nawet poza sklepem to też kolejka która utworzyła się za mną i kolegą zamilkła i oczekiwała na rozwój wypadków.

[N] - A po czym pani wnosi??
[S] - Bo za takiego jednego wyszłam i teraz sama wychowuję 2 dzieci.
[N] - Pani wybaczy ale nie ocenia się ludzi nie znając ich. I nic mi do tego jak zachowywał się pani mąż. 2 ***** proszę.
[S] - Ja kur...rzowi nic nie sprzedam.
[N] - Ok, monopolowych pod dostatkiem. Dobranoc.

I razem z kolegą opuściliśmy sklep zanosząc się śmiechem poganiani soczystymi wyrazami uczuć tej pani do kierowców.

Epilog.
Jak zwykle muszę dorzucić swoje trzy grosze. Które zapewne guzik was interesują :).
1 - Nie robiłem awantury, bo mi się nie chciało - a zresztą jak mówią od zranionej kobiety gorszy jest tylko dół wypełniony wszelaką jadowitą gadziną - choć nie ma na to dowodów.
2 - "Tirówki" stoją w 90 przypadkach na 100 w takich miejscach że dużym samochodem wjechać się nie da. A ich najczęstszą klientela są wybitnie ekskluzywne samochody i samochody służbowe często oklejone logami firmy (wiem bo widzę na trasie co podjeżdża do tych pań).
3 - W trasie człowiek ma 1000 innych ważniejszych spraw na głowie niż myślenie o TYM.

Trasa i po trasie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 526 (620)

#18730

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kurier w okopach. Epizod drugi.

Objaśnijmy parę zasad, które są błędnie odczytywane przez odbiorców.

DORĘCZENIE GODZINOWE.
Zamawiając paczkę zaznaczacie, że ma być o np. 12. Nadawca wrzuca doręczenie godzinowe 12.00 i odbiorca jest święcie przekonany że punkt 12 kurier zapuka do drzwi.
BŁĄD - doręczenie z zastrzeżeniem godzinowym określa górną granicę doręczenia. Czyli zamawiając paczkę z zastrzeżeniem godzinowym 12.00 można się tej paczki spodziewać od ok. 8 do 12. O 12.01 macie prawo odmówić i składać reklamację.

TELEFON DO ODBIORCY
Tu najczęściej nadawcy oszukują odbiorców każąc dopłacić za wcześniejszy telefon od kuriera. Po czym wpisują w oknie uwagi: odbiorca prosi o telefon przed dostawą.
BŁĄD - w polu uwagi może być napisany nawet przepis na sorbet truskawkowy. Pole uwagi służy do poinformowania raczej co jest wewnątrz, ew. przy skomplikowanym adresie jakieś wskazówki dojazdu.
Kurier nie ma obowiązku dzwonić przed dostawą, chyba że jest wykupiona opcja AVIZO TELEFONICZNE.

AWIZA
Kurier nie może w nieskończoność wozić waszej przesyłki. Po wystawieniu awiza i ew. brak kontaktu, obowiązkiem kuriera jest zabrać ją ponownie dopiero po 3 DNIACH ROBOCZYCH. Po nieudanym 2 doręczeniu, przesyłka leży jeszcze 5 dni roboczych. Po 5 dniach następuje próba kontaktu telefonicznego. Jeśli jest nieudana następnego dnia paczka wraca do nadawcy.

PIENIĄDZE
Nie było naszym "zasr...m" obowiązkiem mieć przy sobie pieniądze do wydawania. Firma nie wyposaża kurierów w gotówkę, więc pierwsze doręczenia pobraniowe to był koszmar.

PRACA
Nie ma odbiorcy bo jest w pracy i raczy nas o tym informować nie przebierając w słowach. A kurier to przepraszam gdzie jest? Na wakacjach czy może uważacie że doręczanie przesyłek to jest jego hobby?

KŁAMANIE ODNOŚNIE WAGI
Do 30 kg kurier ma obowiązek doręczyć przesyłkę do drzwi. Powyżej 30 kg tylko i wyłącznie do brzegu przestrzeni ładunkowej. Dalej już się odbiorca martwi.
Ale najczęściej padały słowa "Panie to tylko 50 kg nie dasz pan rady??" , "Ja mam chory kręgosłup/palec/paznokieć musi mi pan to wnieść" , (Teraz pewna uwaga - po wypowiedzeniu słowa "MUSI PAN TO I TAMTO" nie spodziewajcie się niczego więcej jak tylko działania zgodnie z zasadami i umową.) Oczywiście były odstępstwa od reguły jak widziałem, że odbiorcą była kobieta do tego w ciąży, to męska duma i honor nie pozwalały mi zostawić ją z tym majdanem na dworze. Raz targałem łóżeczko, wózek, nosidełko, 3 wory z ciuchami i materacyk na 4 piętro w starej kamienicy i nawet głupiego dziękuję nie usłyszałem, no ale cóż, życie.

Opiszmy więc teraz dzień pracy kuriera. Zwykłe dni nie różniły się za bardzo od siebie, więc opisze wam dzień z okresu przedświątecznego.

Było to 2 lata temu. 22.12.2009.
Standardowo w tym okresie pojawiłem się na magazynie o 5, bo dym straszny. Z dnia wcześniejszego zostało mi ok 30 przesyłek - nie dotarłem. Spałem ok 4 godzin bo do 24 rozwoziłem co się dało do ludzi, którzy się na to zgodzili.

Jest godzina ok 5.30, dotarło dopiero z powodu śniegu 2/5 tirów, a ja już mam ok. 60 przesyłek + z dnia wczorajszego ok 30. Do godziny 8 dotarło 4/5 tirów, z czego jeden na placu się zakopał i żeśmy go w 30 osób wypychali - niewiarygodne ale prawdziwe. Od tej 5.30 do 8 pracowałem jako magazynier - magazynierzy się nie wyrabiali, sortownik - swoje paczki trzeba wybrać, ładowacz - to co wybrane szybko na auto, zanim kolejny tir przyjedzie, bo do 11 stąd nie wyjedziemy. Pominę wszystkie nerwy, emocje, konflikty między kurierami i nawet rękoczyny. 5 tir dotarł, wszystko rozładowane i załadowane na auta. Jeszcze tylko papiery i jedziemy na rejon.
Paczek do rozwozu 173. Szybki telefon do szefa - nie ogarnę, przyjedź pomóż. A godzina już 11.40.

Doręczenia - Wszystko na pełnym biegu. Spotkania z wszystkimi grupami opisanymi w epizodzie pierwszym. Firmy rozrzucone częściowo - priorytet miały paczki prywatne, bo przecież gwiazdka. No to zarzynam się żeby to doręczyć jak najwięcej. I tu paranoja mojej byłej firmy - za zwiezienie ponad 10 paczek na magazyn obciążenie 100 zł. Każde następne 10 paczek 50 zł. Czyli generalnie dniówki za darmo. A do tego najpóźniej na magazyn trzeba było zjechać do 18.30 z odbiorami. Po 18.30 obciążenie 100 zł. Zjeżdżało się więc na ostatnią chwilę a tu ok. 30 samochodów w kolejce do rozładunku.
Ale wróćmy na rejon. O 17 wywiesiłem biała flagę. Sił miałem ok +/- zero. Chęci tyle samo. A paczek zostało 40. Postawiłem wszystko na jedną kartę. Wysłałem sms′a do wszystkich pozostałych o treści: "Z powodów ode mnie niezależnych, bardzo państwa proszę o przyjechanie po swoja przesyłkę na stacje paliw tu i tu. Jeżeli nie dadzą państwo rady przyjechać, postaram się dowieść paczkę jutro, ew. w wigilię. Kurier."

Przyjechało ok. 25 osób, chwała im za to. Jedna pani przyjechała taksówką, bo bardzo jej zależało i znała pracę kuriera z autopsji. Do końca mojej pracy pod flagą Siódemki, miałem do niej kilka paczek i nigdy nie było problemów.

Swoje także usłyszałem przez telefon od grup "JA ZAPŁACIŁ" i kilka smsów z groźbami także przyszło.

Zjechałem na magazyn, zdałem odbiory i powrót na rejon doręczyć co się da.

O ok. 1 byłem w domu znowu martwy.

23.12 - powtórka z rozrywki
24.12 - czyszczenie z resztek gdyż tiry zostały wstrzymane. Ale i tak 50 paczek się uzbierało. I oczywiście wtedy także musiałem swoje oberwać, gdyż "PANIE KR.... W WIGILIĘ Z PACZKĄ? CZEMU NIE WCZORAJ?" itp, itd.

Dlatego proszę uszanujcie troszkę pracę kuriera, zwłaszcza w okresie przedświątecznym. A najlepiej zamówcie prezenty ciut wcześniej, nie na ostatnią chwilę.

kurierzy w okopach

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (859)

#18729

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zanim dołączyłem do kierowców transportu ciężkiego trzeba było coś robić. Więc zostałem kurierem w ukochanej przez wielu piekielnych Siódemce.

Zapraszam do lektury tworzonej przez byłego kuriera i zapoznania się jak to wygląda z 2 strony barykady.

Zacznijmy od klasyfikacji klientów/odbiorców:

1. MIE SIĘ NALEŻY JA ZAPŁACIŁ - grupa klientów stanowiących ok. 30% ogółu. Był to typ człowieka, który uważał się za pana i władcę kuriera, który to był nic nie znaczącym robakiem w świetle jego kosmicznego wydatku za przesyłkę. Najczęściej godzina dostawy pasowała tej grupie ok. godziny 21-23 bo on wtedy wraca z pracy/kina/bóg wie skąd albo po prostu wtedy chce mu się ruszyć z kanapy. Najczęściej telefonów nie odbierają, a później bardzo entuzjastycznie ogłaszają jak to oni są niezadowoleni z awiza.

2. STRUŚ PĘDZIWIATR - doręczenie paczki tej grupie było kropka w kropkę identyczne jak bajka o tym samym tytule. Z tym, że to kurier był kojotem. Wielokrotne awiza poprzedzone telefonem i umawianiem się odnosiły zerowy skutek bo zawsze coś Strusiowi wypadło i musiał wyjść.

3. PANIE TO TYLKO KAWAŁEK - pomimo adresu na przesyłce i umawiania się na konkretną godzinę, odbiorca zawsze prosił o doręczenie gdzieś indziej, najczęściej sąsiednie miasto/województwo. Szczytem było jak raz jeden odbiorca prosił mnie czy bym mu nie dowiózł paczki do Zakopanego, bo to tylko kawałek od Sosnowca.

4. DO RANY PRZYŁÓŻ - na szczęście najliczniejsza grupa, za co chwała wszystkiemu co żywe. Zazwyczaj DZWONILI z samego rana dopytać kiedy jak i gdzie kurierowi będzie pasowało. Jeżeli nie udało się uzgodnić jednej pasującej obu stronom godziny z ich inicjatywy wychodziło: Zostaw pan u sąsiada / (czasami) wrzuć pan do skrzynki i podpisz za mnie / gdzie pana złapię na mieście w tym i tym czasie. UKOCHANA PRZEZ KURIERÓW GRUPA.

5. BABCIE - swego czasu woziliśmy jakieś dziwne kosmetyki przejęte od Poczty Polskiej, a grupa docelowa była w wieku 70+. 9/10 doręczeń kończyło się: zostaw pan na poczcie, ja odbiorę sobie po rencie/emeryturze. I standardowe odpowiedzi, że ja nie z poczty, itp., itd., 10-15 razy na dzień, co skutkowało zwiezieniem prawie wszystkich tych przesyłek na magazyn. A w efekcie firma wymówiła nam usługi, gdyż za dużo paczek wracało. (Paczka na magazynie bez konkretnie ustalonej daty odbioru/doręczenia może leżeć tylko 5 dni roboczych).

To były najliczniejsze grupy.
Szczątkowy udział procentowy miały grupki:
DUSIGROSZE (doręczenie za pobraniem, a odbiorca i tak nie ma kasy lub mu brakuje i najczęściej marudzi czy mu nie dołożę ze swoich).

PSIARZE (karmy po 30 kg które trzeba było targać najczęściej na ostatnie piętro kamienicy bez windy, odsetek z nich należał również do grupy DUSIGROSZE).

ZMOTORYZOWANI (zamawiają zderzaki, drzwi, klapy bagażnika, maski a w sezonie opony. Raz wiozłem dach wraz ze słupkami od Jeep′a. Najczęściej doręczenia bezproblemowe).

MAMUŚKI (totalnie nielogiczna grupa. Potrafiły wyprowadzić 10 minutową tyrradę na temat tego, że jak ja śmiałem dzwonić dzwonkiem/telefonem/pukać, bo jej dziecko śpi. No to się pytam jak mam taką paczkę doręczyć?).

CERBER - Bardzo ciekawa i pomocna grupa, zazwyczaj w postaci starszej pani tzw. Snajpera co to cały dzień w oknie spędza. Ledwo człowiek podjechał, padało pytanie do kogo i za ile. Teraz ciekawostka: 8/10 doręczeń do takiego bloku było udane. A dlaczego? Gdy tylko dzwoniłem do odbiorcy o ile go nie było, przedstawiałem się, że kurier i tu padała od razu odpowiedź: proszę zostawić u pani z nr. X. A pod numerem X zawsze mieszkał Snajper, zawsze był w domu i zawsze miał pieniądze.

i ostatnia bardzo sympatyczna grupa:

BABULEŃKI (nie dość, że pani cały dzień czeka na paczkę, pieniążki przyszykowane, zazwyczaj kawałek ciasta + (zima) ciepła herbata / (lato) kompot to jeszcze taka potrafiła na wyjście 5 zł wcisnąć, choć człowiek już sumienia nie miał brać).

Koniec tego epizodu. Następny będzie o typowym dniu kuriera i objaśnienie paru zasad błędnie odczytywanych przez odbiorców.

kurierzy w okopach

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 553 (671)
zarchiwizowany

#18586

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam po solidnej przerwie :)

Kolejna przygoda kierowca neon88

Tym razem krótko i treściwie.
Po tym jak wykonałem kurs z wtorku na środę kierunek: Ruda Śląska -
Stolyca. Stałem jak widły w gnoju ok 3h. Wiadomo w praktycznie całej Warszawie obowiązuje zakaz 7-10 i 16-20 dla samochodów ciężarowych. Wie o tym każdy kto kiedykolwiek prowadził cuś co waży albo może ważyć ponad 16 ton. No więc odstałem swoje w korkach porannych i tzw przedpołudniowych - BTW w stolicy istnieje inny sposób poruszania się aniżeli tempo żółwia z Galapagos?? - No ale nic dojechałem, rozładowałem, stoję.

Godzina 15.25 - Panie kierowiec jedziemy do Nadarzyna do Schnekera. Dla zwykłego śmiertelnika - no spoko no problemo siniorita. Dla mnie - że kur... CO !!??!!?? W tym miejscu wypada zaznaczyć iż byłem na ul. Modlińskiej - czyli dokładnie do pokonania miałem 90% trasy północ-południe Warszawy. A załadunek o 20 czyli dokładnie w godzinie końca zakazu poruszania się. Teraz kolejne wyjaśnienie od autora: Stołeczne Misiaczki nie znoszą ciężarówek. Nie ważne czy mam docelowe miejsce rozładunku w Warszawie ich to nie obchodzi - zakaz jest zakaz i nawet 16.01 wlepią mandat - 500 zł i 5 pkt karnych. No to naginamy - w mojej firmie jak pisałem w innej historii i kto ją czytał wie że panują 2 zasady ,,zesr... a nie daj się" i ,,rzeczy niewykonalne od ręki a na cuda kilka godzin aby zgrać personel"

Na Al. Jerozolimskich zjechało się nas 3 ( 3 ciążarówki - tzw TIRy) i Misiaczki. A zakaz kończy się na wysokości Okęcia czyli jeszcze do pokonania jedno rondo i Raszyn czyli ok. 7 km korka.

Tu trzeba spytać dr. Browna i Martyego McFly′a jak to zrobiliśmy ale za znak zakazu wyjechaliśmy o 15.55. (Misiaki w ramach rekompensaty ściągnęły jakąś terenówkę). No i dalej bez problemów do Nadarzyna.

Załadowano mnie zgodnie z planem, wyjechałem i dojechałem także zgodnie z planem, rozładunek. I zgodnie z moją zasadą obiecaną w historii o spedycji wyłączyłem dźwięki w telefonie - trzeba się wyspać. Początek spania 3 z groszami pobudka ok. 13 (9h pauzy - skrócony ale ustawowy czas odpoczynku). Wyspany już zerkam na telefon a tam: 12 NIEODEBRANYCH POŁĄCZEŃ od spedytorki (od 7 do 12) i sms - ,,Proszę o kontakt"

i tu właściwy dialog:

[N] - No witam dobijała się pani do mnie
[S] - A czemu pan nie odbiera telefonu
[N] - Ponieważ wyłączyłem dzwonki i spałem

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[S] - A dlaczego pan spał o tej godzinie
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wbrew pozorom szoku nie było bo wiem do czego ta spedycja jest zdolna

[N] - Bo skończyłem pracę o 3 nad ranem i padałem na ryj dla tego.
[S] - No to teraz proszę czekać.
No i oczywiście się rozłączyła.
Także:
1) Pozdrowienia dla minusujących moją poprzednią historię (http://piekielni.pl/18151)
2) W piątek się zwolniłem także obecnie zasilam poczet bezrobotnych
3) Dla kierowców ze Śląska i Zagłębia warning - zanim złożycie podanie spytajcie mnie o nazwę firmy w której pracowałem cobyście się nie wpakowali w big guano.

Transport i Spedycja

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (265)