Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio miałam nieprzyjemność leżeć w szpitalu zakaźnym na boreliozę (to od kleszczy) mimo, że nigdy w życiu mnie kleszcz nie ugryzł, to podstawowe badanie na boreliozę wykazało podwyższone przeciwciała na te bakterie. Jak to w szpitalu zakaźnym, leżą osoby chore na choroby, którymi można się łatwo zarazić. Takie jak np. WZW, salmonella, których można się nabawić choćby przez ślinę. Czyli wystarczy kichnąć.

Szpital mieści się w budynku bardzo starym, więc można sobie wyobrazić jak wszystko wygląda w środku. Ściany niby pomalowane, ale podłogi z jakiegoś takiego starego niedomytego linoleum. I...

Toalety.

Oddział był bardzo oblegany, więc nie było rozdzielenia, że mężczyźni w jednym skrzydle, a kobiety w drugim. Wszyscy w jednym korytarzu. Dobrze, że chociaż pokoje były nieintegracyjne. Czego nie można powiedzieć o toaletach, czy prysznicach "zamykanych" jedynie na zasłonkę. A na dodatek "rura" prysznicowa nie kończyła się baterią, czyli woda lała się jak ze szlaucha na podwórku :) Kibelki w ogóle nie miały zamykania. Co najmniej raz dziennie zdarzało się, że ktoś się ze mną szarpał za klamkę i dopiero po moim głośnym i wściekłym "ZAJĘTE!!!" koleś odpowiadał równie wściekle "NO PRZECIEŻ WIDZĘ!!!"

Pielęgniarki.

W większości były naprawdę supermiłe. Ale nie może być zbyt pięknie. Musiała się trafić (R) Rodzynka. (Ja)
Godzina 7:30, kiedy jeszcze ciemno na zewnątrz wpada Ona:
(R)- Inka!?
(J)- Tak.
(R)- Kroplówka!
(J)- Wczoraj miałam wyciągnięty wenflon i muszę dostać nowy, ale mogę się wcześniej umyć, żeby później go nie zamoczyć?(klej z plastrów się "zmywał" pod wpływem wody i trzeba było doklejać nowe)
(R)- Trzeba było wcześniej wstać! Do zabiegowego.

Do koleżanki z łóżka obok (Koleżanka)
(R)- Szatańska!
Koleżanka nic. Ewidentnie śpi.
(R)- Szatańska!
I szturcha koleżankę.
(K)- Co się dzieje!?
(R)- Szatańska! No mówię do Pani, a Pani śpi!
:)
Poszłam do zabiegowego ustawić się w kolejkę, bo oczywiście wszyscy chcieli coś od pielęgniarek o 7 rano. Ponoć jeszcze po drodze Rodzyna wparowała do pokoju i się zaczęła drzeć ′dlaczego jeszcze nie leżę z podpiętą kroplówką?′

Następnego dnia nastawiłam budzik pół godziny wcześniej i w momencie wstawania z łóżka weszła pielęgniarka z butlą. Poddałam się.

Jedzenie.

Ojj... To był jedzeniowy survival! Ja nie jestem panią Gessler, zjem to, co mi podadzą pod warunkiem, że jest to jadalne. Chociaż pani, która nas "karmiła" miała jeszcze poczucie humoru. Codzienna formułka (Pani) (Ja)
(P)- Dziewczyny! Co chcecie na śniadanie?
(J)- A co jest?
(P)- No to co zwykle!
(J)- ?
(P)- Chleb i masło!
Najbardziej hardkorowy obiad składał się z zupy, o której nazwę jak zapytałam to dostałam odpowiedź: "Zielona. A skąd ja mam wiedzieć?" I drugiego dania, na które składały się: ziemniaki, jajko i sos. Wypasiony obiadek.

A najciekawsze było jak Panie od obiadów "myły" naczynia. Otóż opłukiwały je ciepłą wodą. Bez żadnych gąbeczek czy płynów do naczyń, już o wyparzaniu nie wspomnę, bo przecież szpitala nie stać. Przypomnę, że był to szpital zakaźny. Aż się boję, czy czegoś tam nie załapałam.

Pościel.

Po tygodniu leżenia dzień i noc (bo aż strach wyjść na korytarz, żeby czegoś nie złapać) w tej samej pościeli aż się prosi, żeby zmienić powłoczki. Więc pytam (P)ani salowej
(J)- Czy mogę prosić o zmianę pościeli?
(P)- Prosić pani może o wszystko.
Nie bardzo wiedziałam jak zareagować, więc się nie odzywam.
(P)- Mogę pani przynieść powłoczki i sama sobie pani ubierze. Bo ja nie mam czasu.
(J)- Dobrze, przebiorę.
Po 3 godzinach pani salowa wciąż nie wróciła, więc poszłam do pań pielęgniarek i poprosiłam o czyste powłoczki. I dostałam. Zadowolona wracam do pokoju, rozwijam poszewkę na koc, które robił za kołdrę i co znajduję w środku? Skarpetę. Z lekkim odruchem wymiotnym zwróciłam to pielęgniarkom i dostałam nową powłoczkę z wielkim fochem, że "przecież ta skarpeta była wyprana" :/

Lekarze.

Naprawdę wszyscy byli kompetentni, tylko małomówni. Na pytanie jakie leki dostaję, odpowiedział mi sam pan ordynator:
- No antybiotykoterapia. I osłonowe!
Niekoniecznie o taką mi odpowiedź chodziło. Gdybym sama nie czytała co jest napisane na kroplówkach, to nic bym nie wiedziała. Dzięki mojej dociekliwości okazało się, że antybiotyk, który mi podają może powodować kamienie na nerkach, które już miałam w przeszłości) i w woreczku żółciowym (jestem obciążona dziedzicznie od obu stron). Jak poszłam do lekarzy, to jeden się wydarł, że "internet kłamie i nie czytać tego badziewia" a drugi z ogromnym fochem przepisał mi jakieś piguły, których nazwy do tej pory nie znam, bo mają taki burdel w papierach, że nawet na wypisie nic nie wspomnieli o tych tabletkach.

I wisienka na torcie!

Po podaniu mi 13 dożylnych antybiotyków (po których zaczęły mi wypadać włosy, czułam się gorzej niż przed przyjściem do szpitala) okazało się, że nigdy nie byłam chora na boreliozę! Pierwsze badanie wyszło fałszywie dodatnie (przy tego rodzaju badaniu się to często zdarza). A dlaczego się to okazało tak późno? Bo szpital nie miał odczynników, żeby zrobić mi badania i moja krew w lodówce czekała 11 dni na przebadanie, które trwa 4 godziny.

Szpital Zakaźny na Śląsku

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (786)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…