Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

inka1235

Zamieszcza historie od: 29 stycznia 2012 - 11:33
Ostatnio: 11 czerwca 2012 - 0:47
  • Historii na głównej: 1 z 7
  • Punktów za historie: 1013
  • Komentarzy: 6
  • Punktów za komentarze: 23
 
zarchiwizowany

#32784

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na święta Bożego Narodzenia chciałam Tatusiowi kupić płytę AC/DC wydaną specjalnie na potrzeby filmu Iron Man 2. W tym celu dałam się do Empiku. Nie umiejąc znaleźć tej płyty podeszłam do informacji, żeby (P)ani pokazała mi gdzie jej szukać.
(J)a: Dzień dobry, szukam płyty AC/DC Iron Man 2
(P): Ale oni nie grają razem.
Miałam ochotę strzelić facepalma, ale brnę dalej...
(J): Chodzi mi o płytę, która została wydana po nakręceniu filmu Iron Man 2.
(P): Ale tam będzie tylko kilka piosenek AC/DC a reszta inna.
(J): Nie, bo sprawdzałam. Wszystkie kilkanaście (już nie pamiętam ile) piosenek jest zespołu AC/DC
(P): No to ja poszukam
No nareszcie!!!
(P): Ooo! Jest!
I zaprowadziła mnie do płyty, której koniec końców nie kupiłam w Empiku, tylko na internecie 2 razy taniej z dołączoną płytą DVD z którymś z koncertów. Witki opadają...

Empik w starej stolicy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (17)
zarchiwizowany

#30669

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka(naście?) lat temu mój Tatuś pędził sobie dróżką prostą, pięknie wyasfaltowaną(zdarzają się takie) gdy nagle auto za Nim włącza jakieś niebieskie i czerwone światełka i wyje niemiłosiernie. Przez głowę Tatusia przemknęło jedynie: "Co to za cholera!?" No ale się zatrzymał. Oczywiście była to policja w nieoznakowanym radiowozie. (P)olicjant, (T)atuś:
(P): Dzień dobry, proszę wysiąść z auta i podejść do radiowozu.
Tata bardzo zdziwiony, bo pierwszy raz takie "cóś" widzi na oczy. Wsiada, a tam Panowie policjanci puszczają śliczny filmik jak to Tatuś pomyka sobie 100km/h w zabudowanym. Tacie oczy wyszły z orbit i mówi:
(T): Co to kur*a jest!?
A jeden z policjantów z wielkim bananem na twarzy odpowiada:
(P): Nowy radiowóz! Z wideorejestratorem! Drugi w Polsce mamy:) Fajny, co nie? :D
(T): Tjaaa.... Fajny....
(P): No to będzie X plus Y punktów karnych :)

Droga na Śląsku

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -17 (29)
zarchiwizowany

#29837

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja Babcia spotkała się w koleżanką na "klachy" i zasłyszała taką historię:
Ta właśnie Pani poszła na spacer ze swoją Córką i Wnuczkiem(3 lata). Mały darł się niemiłosiernie i za nic nie chciał się uspokoić. Już miały wracać do domu, gdy z naprzeciwka nadszedł Mr Żul. Podszedł do wózka, spojrzał na Małego i mówi:
-Ty gnojku mały... Co tak drzesz tą mordę?
Pociągnął mu z "liścia" i odszedł. Mama z Babcią zaniemówiły, tak jak i Mały z resztą. I do końca spaceru nikt się już słowem nie odezwał.

Małe miasteczko gdzie wszyscy wszystko wiedzą

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (23)
zarchiwizowany

#29836

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia zasłyszana od koleżanki mojej Babci.
Owa koleżanka jechała tramwajem w Świętym Mieście, gdy dosiadła się Mamuśka z Synusiem. Dziecko ok. 4-5 lat. Na jednym z siedzeń siedziała Starsza Pani. Dziecko stanęło właśnie koło niej, a Mamuśka troszkę dalej.Chłopczyk kopał Starszą Panią w nogi, ale Mamuśka wydawała się tego nie zauważać. Starsza Pani odsuwała nogi ile mogła. Nagle odezwał się jeden z dwóch studentów też jadących tym tramwajem(S)tudent, (M)amuśka:
(S): Czy Pani nie widzi, że Pani dziecko kopie tą Panią?
(M): Widzę, ale ja wychowuję dziecko bezstresowo!
Student został widocznie zbity z pantałyku, bo nic nie odpowiedział. Mamuśka z Synusiem wysiedli, studenci za nimi, gdy nagle jeden z nich wyciągnął gumę z buzi i przekleił ją Mamuśce na czoło mówiąc:
-Też byłem wychowywany bezstresowo! :)

Tramwaj w Świętym Mieście

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -10 (30)
zarchiwizowany

#28793

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przesądna jestem i wierzę, że obcinanie włosów przed maturą pecha przynosi, ale niestety grzywka rośnie i trzeba ją przycinać, żeby cokolwiek widzieć. Uznałam, że nie będę się sama bawić z kłakami, tylko pójdę do pierwszego lepszego fryzjera, żeby mi ją podciął. Żadna filozofia z tą moją grzywką- na prosto i już. Więc doczłapałam na miejsce najbliżeszego "salonu" fryzjerskiego i proszę o podcięcie grzywki. Równo z linią brwi, lekko na dole postrzępić. Zamknęłam oczy (głupia ja) i poddałam się woli Pani Fryzjerki. Po chwili słyszę: "Może być?" Ok- włosy nie przysłaniają mi świata, więc płacę i wychodzę. Ogólnie nie lubię chodzić do fryzjerów, bo wiem, że między klientami nie myją (o sterylizacji nie wspominając) grzebieni i nożyczek a wszy i innych świństw nie toleruję nawet u psa, zawsze po przyjściu do domu myje włosy. Wychodzę spod prysznica, patrzę w lustro i w śmiech! Pani Fryzjerka strzępiąc mi włosy w jakiś niewyjaśniony sposób- ucięła mi BRWI! Także mam pół lewej brwi-DZIURA-kolejne pół, to samo z prawą brwią. Moja Maminka się nieźle wkurzyła a ja co patrzę w lustro pękam ze śmiechu, bo rok temu podcinając sobie grzywkę na własną rękę zrobiłam dokładnie to samo i chcąc tego samego uniknąć poszłam do "profesjonalistki"...

fryzjer w miasteczku na śląsku

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (145)

#23664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio miałam nieprzyjemność leżeć w szpitalu zakaźnym na boreliozę (to od kleszczy) mimo, że nigdy w życiu mnie kleszcz nie ugryzł, to podstawowe badanie na boreliozę wykazało podwyższone przeciwciała na te bakterie. Jak to w szpitalu zakaźnym, leżą osoby chore na choroby, którymi można się łatwo zarazić. Takie jak np. WZW, salmonella, których można się nabawić choćby przez ślinę. Czyli wystarczy kichnąć.

Szpital mieści się w budynku bardzo starym, więc można sobie wyobrazić jak wszystko wygląda w środku. Ściany niby pomalowane, ale podłogi z jakiegoś takiego starego niedomytego linoleum. I...

Toalety.

Oddział był bardzo oblegany, więc nie było rozdzielenia, że mężczyźni w jednym skrzydle, a kobiety w drugim. Wszyscy w jednym korytarzu. Dobrze, że chociaż pokoje były nieintegracyjne. Czego nie można powiedzieć o toaletach, czy prysznicach "zamykanych" jedynie na zasłonkę. A na dodatek "rura" prysznicowa nie kończyła się baterią, czyli woda lała się jak ze szlaucha na podwórku :) Kibelki w ogóle nie miały zamykania. Co najmniej raz dziennie zdarzało się, że ktoś się ze mną szarpał za klamkę i dopiero po moim głośnym i wściekłym "ZAJĘTE!!!" koleś odpowiadał równie wściekle "NO PRZECIEŻ WIDZĘ!!!"

Pielęgniarki.

W większości były naprawdę supermiłe. Ale nie może być zbyt pięknie. Musiała się trafić (R) Rodzynka. (Ja)
Godzina 7:30, kiedy jeszcze ciemno na zewnątrz wpada Ona:
(R)- Inka!?
(J)- Tak.
(R)- Kroplówka!
(J)- Wczoraj miałam wyciągnięty wenflon i muszę dostać nowy, ale mogę się wcześniej umyć, żeby później go nie zamoczyć?(klej z plastrów się "zmywał" pod wpływem wody i trzeba było doklejać nowe)
(R)- Trzeba było wcześniej wstać! Do zabiegowego.

Do koleżanki z łóżka obok (Koleżanka)
(R)- Szatańska!
Koleżanka nic. Ewidentnie śpi.
(R)- Szatańska!
I szturcha koleżankę.
(K)- Co się dzieje!?
(R)- Szatańska! No mówię do Pani, a Pani śpi!
:)
Poszłam do zabiegowego ustawić się w kolejkę, bo oczywiście wszyscy chcieli coś od pielęgniarek o 7 rano. Ponoć jeszcze po drodze Rodzyna wparowała do pokoju i się zaczęła drzeć ′dlaczego jeszcze nie leżę z podpiętą kroplówką?′

Następnego dnia nastawiłam budzik pół godziny wcześniej i w momencie wstawania z łóżka weszła pielęgniarka z butlą. Poddałam się.

Jedzenie.

Ojj... To był jedzeniowy survival! Ja nie jestem panią Gessler, zjem to, co mi podadzą pod warunkiem, że jest to jadalne. Chociaż pani, która nas "karmiła" miała jeszcze poczucie humoru. Codzienna formułka (Pani) (Ja)
(P)- Dziewczyny! Co chcecie na śniadanie?
(J)- A co jest?
(P)- No to co zwykle!
(J)- ?
(P)- Chleb i masło!
Najbardziej hardkorowy obiad składał się z zupy, o której nazwę jak zapytałam to dostałam odpowiedź: "Zielona. A skąd ja mam wiedzieć?" I drugiego dania, na które składały się: ziemniaki, jajko i sos. Wypasiony obiadek.

A najciekawsze było jak Panie od obiadów "myły" naczynia. Otóż opłukiwały je ciepłą wodą. Bez żadnych gąbeczek czy płynów do naczyń, już o wyparzaniu nie wspomnę, bo przecież szpitala nie stać. Przypomnę, że był to szpital zakaźny. Aż się boję, czy czegoś tam nie załapałam.

Pościel.

Po tygodniu leżenia dzień i noc (bo aż strach wyjść na korytarz, żeby czegoś nie złapać) w tej samej pościeli aż się prosi, żeby zmienić powłoczki. Więc pytam (P)ani salowej
(J)- Czy mogę prosić o zmianę pościeli?
(P)- Prosić pani może o wszystko.
Nie bardzo wiedziałam jak zareagować, więc się nie odzywam.
(P)- Mogę pani przynieść powłoczki i sama sobie pani ubierze. Bo ja nie mam czasu.
(J)- Dobrze, przebiorę.
Po 3 godzinach pani salowa wciąż nie wróciła, więc poszłam do pań pielęgniarek i poprosiłam o czyste powłoczki. I dostałam. Zadowolona wracam do pokoju, rozwijam poszewkę na koc, które robił za kołdrę i co znajduję w środku? Skarpetę. Z lekkim odruchem wymiotnym zwróciłam to pielęgniarkom i dostałam nową powłoczkę z wielkim fochem, że "przecież ta skarpeta była wyprana" :/

Lekarze.

Naprawdę wszyscy byli kompetentni, tylko małomówni. Na pytanie jakie leki dostaję, odpowiedział mi sam pan ordynator:
- No antybiotykoterapia. I osłonowe!
Niekoniecznie o taką mi odpowiedź chodziło. Gdybym sama nie czytała co jest napisane na kroplówkach, to nic bym nie wiedziała. Dzięki mojej dociekliwości okazało się, że antybiotyk, który mi podają może powodować kamienie na nerkach, które już miałam w przeszłości) i w woreczku żółciowym (jestem obciążona dziedzicznie od obu stron). Jak poszłam do lekarzy, to jeden się wydarł, że "internet kłamie i nie czytać tego badziewia" a drugi z ogromnym fochem przepisał mi jakieś piguły, których nazwy do tej pory nie znam, bo mają taki burdel w papierach, że nawet na wypisie nic nie wspomnieli o tych tabletkach.

I wisienka na torcie!

Po podaniu mi 13 dożylnych antybiotyków (po których zaczęły mi wypadać włosy, czułam się gorzej niż przed przyjściem do szpitala) okazało się, że nigdy nie byłam chora na boreliozę! Pierwsze badanie wyszło fałszywie dodatnie (przy tego rodzaju badaniu się to często zdarza). A dlaczego się to okazało tak późno? Bo szpital nie miał odczynników, żeby zrobić mi badania i moja krew w lodówce czekała 11 dni na przebadanie, które trwa 4 godziny.

Szpital Zakaźny na Śląsku

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 736 (786)
zarchiwizowany

#23653

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
WSTĘP:
Zapisałam się na kurs maturalny do Krakowa(140 km od mojego miejsca zamieszkania). Benzyna strasznie droga, więc postanowiłam dojeżdżać na zajęcia pociągami(ja głupia!)

O godzinie 4:30 wsiadam do pociągu do Katowic, żeby się tam przesiąść do docelowego pociągu. Podróż przebiega bez większych problemów. Do czasu. 2 km od Katowic, pociąg staje. I stoi. 10 min, 20 min, pół godziny, lecę do konduktora, żeby poprosił aby pociąg do Krakowa na mnie poczekał.
(K)- Pociąg nie poczeka, bo nie wiadomo, czy w ogóle ruszymy.
Świetnie! No ale trudno. Około godziny od zatrzymania pociągu nareszcie przyjechał jakiś inny i pozwolono nam- uwięzionym na kompletnym wygwizdowie dotrzeć z innymi do Katowic. Ale na tym nie koniec opowieści.

Dostałam się do Stolicy Śląska ok 7:35. Wg rozkładu następny pociąg do Krk odjeżdża za 5 minut. Więc lecę kupić bilet na Regio(kto kiedykolwiek jeździł pociągami wie, że jest kilka spółek obsługujących PKP) i czekam. Czekam... i pociągu nie ma. Ok 20 innych osób też stoi i marznie. Wreszcie poszłam do informacji zapytać się, czy ten pociąg w ogóle istnieje. Tak. Istnieje, ale tylko od poniedziałku do piątku, o czym mnie w trakcie kupowania biletu na TEN WŁAŚNIE pociąg nie poinformowano. Trudno. Oddam bilet w Krakowie. Bo następny pociąg społki Inter City. Znów kasa:
- Poproszę bilet do Krakowa na IC.
Zapłacone, czekamy. I czekamy. Pociąg opóźniony 45 minut. No jakżeby inaczej!!! Ja już niezły wku*w, ale nic nie poradzę. Kolejny (już trzeci z kolei) pociąg Gdzieśtam- Kraków przez Katowice na podjechać na peron 3. Cała banda ludzi leci! Na peron trzeci :)

Wsiadamy do cieplutkich przedziałów. Ale to przecież nie może być koniec! Jak mieć pecha, to na całego!

Więc siedzimy już spokojnie w pociągu (trzecim) i czekamy na odjazd, który nie następuje. Biegnę do (K) konduktora i się pytam (Ja):
(J)- Czy dzisiaj w ogóle odjedziemy z Katowic?(całkiem miłym głosem, bo przecież to nie chłopa wina, że mam pecha)
(K)- Odjedziemy. Ale jeszcze nie teraz.
(J)- A kiedy?
(K)- Nie wiem. Może za 10, 15 minut. Bo maszynisty nie ma.
(J)- Co!? Jak to nie ma maszynisty? To jak pociąg dojechał z Gdzieśtam do Katowic?
(K)- No z innym maszynistą, ale tamten już poszedł do domu.
(J)- Ja bardzo Pana przepraszam. Czy Pan sobie ze mnie jaja robi?
(K)- No co Pani! Serio nie ma maszynisty i tyle. Ja nie poprowadzę pociągu przecież!

Więc zostało czekanie. I siedzę w tym oknie i patrzę i co widzę? Czwarty pociąg do Krakowa! Więc łap za torbę i biegiem! Zdążyłam :)

W Krakowie chciałam oddać bilet, bo pociągi poopóźniane itd. powinnam dostać 100% zwrotu, ale Pani w kasie stwierdziła, że skoro pociąg przyjechał planowo do Katowic to wcale nie był opóźniony(mimo tego, że stał tam 45 minut)i może mi najwyżej oddać 80 %. No trudno. Lepsze i to.

Na kurs się spóźniłam pół godziny, ale na szczęście nikt mnie nie wywalił :)

PKP Katowice

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (136)

1