Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#23926

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj mi się przypomniało jak przez piekielną panią doktor o mało nie wyleciałam ze studiów.

Umiem pisać zarówno prawą jak i lewą ręką. Z oczywistych względów w każdej ręce mam inny charakter pisma. Prawą piszę szybciej i płynniej, ale mniej czytelnie, lewą zaś wolniej ale staranniej.

Na trzecim semestrze studiów przypadkiem nadepnęłam na odcisk pewnej pani doktor. Pani prowadziła przez jeden semestr (5 zjazdów) przedmiot, którego zakres miałam opanowany wręcz do perfekcji dzięki dwuletniej szkole poświęconej tylko tej dziedzinie i ponad rocznej pracy na stanowisku, na którym zwyczajnie musiałam być na bieżąco z tymi zagadnieniami. Pani doktor prowadziła zajęcia w zastępstwie tak więc niechlujnie, na "odwal się", a na dodatek wykazywała dużą niewiedzę dotyczącą przedmiotu zajęć. Dodam, że przedmiot nie był wyjątkowo skomplikowany. Gdyby się choć odrobinę wysiliła, większość aktualnych informacji bez trudu znalazłaby w internecie. Traf chciał, że na ostatnich zajęciach, przypadkiem i niechcący w pełni obnażyłam jej niekompetencję. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo kolokwium napisałam na 5, więc nie miała wyboru i musiała mi taką ocenę wpisać w indeks, a nie miałam mieć więcej zajęć z tą panią aż do końca studiów.

Niestety, niezbadane są wyroki losu. Po czwartym semestrze pisaliśmy egzamin, tzw. opisówkę u bardzo wymagającej pani profesor. Ponieważ zależało mi na stypendium uczyłam się do tego bardzo dużo i byłam pewna, że egzamin mi dobrze pójdzie. Kilka dni przed egzaminem uszkodziłam sobie nadgarstek i nie byłam w stanie pisać prawą ręką. Uznałam jednak, że to nie problem - przecież mogę pisać lewą.
Do egzaminu podeszłam w terminie zerowym, napisałam i byłam bardzo zadowolona, ponieważ trafiłam w "swoje" pytania.

Było nas na roku ponad sto osób, więc pani profesor nie chciało się sprawdzać samodzielnie wszystkich prac i rozdała je swoim współpracownikom. Moja praca trafiła oczywiście do piekielnej pani doktor, która jak się okazało pamięć miała znakomitą. Coś jej w mojej pracy nie pasowało. Co? Charakter pisma oczywiście. Wyciągnęła kolokwium, które pisałam u niej, prawą ręką oczywiście i porównała.
Błyskawicznie wyciągnęła wniosek, że ktoś napisał ten egzamin za mnie. Mało tego, ponieważ w ciągu dwóch dni pisałam cztery egzaminy poprosiła innych wykładowców i porównała również te prace. Wniosek? Oszukiwałam na wszystkich egzaminach.

Oto nadeszła chwila chwały pani doktor, wykryła wielkie oszustwo i nie popuści. Poinformowała o swoim odkryciu wszystkich, nawet panie sprzątaczki. Co się robi ze studentem, który oszukuje? Usuwa ze studiów. Do tego właśnie dążyła pani doktor. Oczywiście poparli ją inni wykładowcy. Z dziekanatu otrzymałam telefoniczną informację, że mam się natychmiast stawić w szkole. Nikogo nie obchodziło, że akurat siedzę w pracy, mam być zaraz, nieważne czy się teleportuję czy przylecę UFO. Kiedy dotarłam na uczelnię, najpierw nawrzeszczała na mnie sprzątaczka, że takich jak ja to oni nie potrzebują. Potem przez jakieś pół godziny wrzeszczała na mnie na korytarzu pani doktor, nie szczędząc złośliwości i na tyle głośno aby wszyscy zebrani na zajęciach słyszeli co o mnie myśli.

Ja minę miałam nie tęgą, bo oczywiście nie miałam pojęcia o co jej chodzi, bo tego mi nie powiedziała. W końcu udało mi się dojść do słowa i dowiedzieć w czym problem. Zdenerwowana wytłumaczyłam, że pisałam lewą ręką i z tego wynika inny charakter pisma. Wykładowczyni stwierdziła, że kłamię i że ona już mi załatwiła wywalenie ze studiów.
Na szczęście w całym tym szaleństwie w miarę normalna okazała się pani dziekan, która, na moje szczęście, akurat wychodziła ze szkoły i natknęła się na nas. Kiedy przedstawiłam jej sytuację, mając za plecami ciągle przerywającą mi panią doktor, zaproponowała, że podyktuje mi jakiś tekst, ja go napiszę lewą ręką i się oba teksty porówna. Jak wymyśliła tak zrobiłyśmy.

Pani doktor jednak to nie przekonało. Stwierdziła, że ona pójdzie do samego rektora, a na oszustwa nie pozwoli oraz, że na pewno jestem w zmowie (!) z panią dziekan. Pani dziekan się bardzo oburzyła, ja zaś zaproponowałam, że wynajmę grafologa, a jeśli okaże się, że to jednak ja napisałam wszystkie egzaminy, to wynagrodzenie eksperta pokryje się z pensji wykładowczyni. Ponieważ doktorka nadal się piekliła, że na pewno znam grafologa, który powie to co ja chcę, stwierdziłam, że może go sprowadzić nawet z Nowej Zelandii jeśli nie przeszkadza jej pokrycie kosztów podróży.
Wkurzona pani dziekan stwierdziła, że to nie będzie konieczne i kazała się pani doktor mówiąc kolokwialnie odczepić i nie robić z siebie idiotki. Pani doktor ciężko się obraziła, odwróciła na pięcie i sobie poszła, a pani dziekan spoglądając za nią wymownie, popukała się w czoło. Niesmak jednak pozostał, przepraszam nie usłyszałam, za to od pani z dziekanatu dowiedziałam się, że ona już miała w komputerze gotowe pismo z informacją o skreśleniu mnie z listy studentów.

Niestety, to jeszcze nie koniec. Na obronie licencjatu w komisji była moja ukochana pani doktor. Ja wchodziłam ostatnia, jako, że mam nazwisko zaczynające się na ostatnią literę alfabetu. Zamiast trzech pytań usłyszałam chyba z piętnaście. Broniłam się najdłużej ze wszystkich kolegów i koleżanek. Na szczęście pracę licencjacką jak i materiał ze studiów miałam dobrze opanowany, więc obroniłam się na 5. Ale przyznam, że jak zobaczyłam piekielną w komisji to mi kolana zmiękły.

Dlaczego mi się to wszystko przypomniało? Ponieważ piekielna dzisiaj zawitała do mnie do pracy, aby załatwić pewne sprawy. I przyznam, że z niemałą satysfakcją przeglądałam jej wniosek i złożone dokumenty podkreślając ołówkiem wszystkie błędy i niedociągnięcia aby na końcu poinformować ją z uśmiechem na twarzy, że bardzo mi przykro, ale jak na razie nie spełnia kryteriów i musi jeszcze sporo załatwić, żeby wniosek przeszedł, oraz, że ma na to tylko dwa dni. Tym razem to ja byłam piekielna, bo mogłam jej przedłużyć termin na złożenie wniosku o tydzień jak kilku osobom przed nią, ponieważ to ja ten termin wyznaczam. Zwykle jestem elastyczna, ale dla niej nie chce mi się siedzieć po godzinach.

studia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1077 (1127)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…