Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24070

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dedykacją dla wszystkich narzekających na beznadziejność Polski, polskiego prawa, administracji, krętactwo i cwaniactwo narodu polskiego.

Anglia - jedne z wakacji w czasach licealnych poświęciłem na szlifowanie języka i zarobienie paru groszy na wyspach.

Akt I. Urzędnicy.
Pracowałem legalnie, z ubezpieczeniem, podatkami, miejscowym ZUS-em, itp. W związku z tym musiałem sobie wyrobić ichniejszą kartę ubezpieczeniową. Akurat właściciel mieszkania w którym mieszkałem, pracował w instytucji zajmującej się tymi ubezpieczeniami, więc załatwił mi termin spotkania. Mieszkałem w Sheffield. Na spotkanie w sprawie ubezpieczenia miałem pojechać do Cambridge, 200 km drogi w jedną stronę. Dlaczego nie mogłem się zarejestrować w urzędzie w Sheffield? "Bo to system komputerowy przydziela, my nie możemy nic zrobić".
Co więcej, urzędniczka na miejscu musiała na kalkulatorze upewniać się, czy nie kłamię co do daty urodzenia, "bo przecież skoro teraz (2007 rok) masz 17 lat to MUSIAŁEŚ się urodzić w 1993 roku..."

Akt II. Prawo.
Na mojej ulicy grupa angielskich chuliganów dotkliwie pobiła Pakistańczyka. Afera jakich mało, prasa lokalna rozpisuje się o rasizmie, nienawiści rasowej i ksenofobii. Miesiąc później grupa czarnoskórych dotkliwie pobiła i okradła Anglika. Krótka wzmianka w prasie, że policja nie uznała relacji 2 światków zdarzenia za wiarygodną więc umarzają sprawę. Pytam znajomego - o co chodzi?!
"Przecież jakby zamknęli murzynów za pobicie białego, to były by zamieszki w mieście, że policja jest rasistowska..."

Akt III. Służba zdrowia.
W trakcie pobytu w Anglii obluzował mi się pierścień w stałym aparacie ortodontycznym. Byłem ubezpieczony, więc idę bezpłatnie do publicznego ortodonty. Fakt, żadnego czekania. Niestety ortodonta był Pakistańczykiem niemal wcale nie mówiącym po angielsku. Z ledwością udało nam się wyjaśnić mu, o co chodzi. Aparat naprawił tak, że cały czas odczuwałem dyskomfort, polska ortodontka (też publiczna!) jak kontrolowała mnie po powrocie to włosy z głowy rwała co to za fuszerka. A gabinet był obskurniejszy niż jakikolwiek polski publiczny zakład opieki zdrowotnej jaki na oczy widziałem.

Akt IV. Cwaniactwo.

Czekając na rozmowę w sprawie ubezpieczenia (w Cambridge, patrz akt I), zagadał do mnie jakiś miejscowy nastolatek. Gadka szmatka co tam jak tam, w końcu zaczął mi dawać rady. Otóż polecał mi rzucić robotę, umówić się z jakąś ciężarną dziewczyną (jak chcesz to dam ci numer do znajomej!) żeby zadeklarować się jako ojciec jej dziecka, zgłosić to w urzędzie i pobierać zasiłek na dziecko. Po podzieleniu na 2 osoby wychodziłoby więcej niż zarabiałem uczciwie pracując (dostawałem 70% minimalnej krajowej jako niepełnoletni).

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (555)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…