Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24214

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno nic nie pisałem, więc czas nadrobić zaległości i wrzucić kolejną opowieść z ciężkiego życia ślubnego fotopstryka.

Co jakiś czas fotograf, który ma już jakąś tam markę i przez lata pracy dorobił się „nazwiska” dostaje oferty od „młodych chętnych”, którzy chcieliby się dołączyć na jeden czy dwa śluby i popstrykać fotki, żeby się czegoś nauczyć i mieć co zaprezentować jako portfolio na stronie. Wprawdzie to hodowanie konkurencji na własnej piersi, ale raz na jakiś czas, jak widzę że młody jest kumaty i będą z niego ludzie, to się zgadzam i pozwalam mu pokręcić się po kościele czy sali weselnej. Oczywiście musi być grzeczny, nie pakować mi się przed obiektyw i być jeszcze bardziej niewidzialnym niż ja jestem.

Pewnego razu kuzyn poprosił mnie, żebym jakiegoś jego kumpla właśnie w ten sposób poratował i wziął go ze sobą do kościoła. Spytałem oczywiście Młoda Parę czy nie mają nic przeciw, nie mieli, więc młody [M] dostał namiary kiedy i gdzie ma się pojawić.

Dzień przed, godzina 23 – telefon:
[M]: Cześć, bo jutro jest ten ślub, a my się nawet nie spotkaliśmy, więc rozumiem, że sprzęt dasz mi jutro?
[Ja]: Jaki znów sprzęt?
[M]: No żebym miał czym zdjęcia robić.
[Ja]: Ja nikomu żadnego sprzętu nie obiecywałem. Pracujesz na tym co masz.
[M]: No weź stary, ja już kumplom powiedziałem, że będę pstrykał takim profi sprzęcichem.
[Ja]: Mało mnie obchodzi co komu powiedziałeś. Widzimy się jutro. Dobranoc.
Dawno mnie nikt tak nie zaskoczył. Czułem, że to niestety nie koniec zabawy z tym gostkiem.

Następnego dnia ślub w samo południe. Młodzieńca nie ma. Trudno, może faktycznie nie ma żadnego aparatu i nie przyjdzie. Ceremonia się zaczęła, trwa kazanie, czyli najlepsza pora na spokojne zrobienie portretów Młodych, rodziców, panoramy kościoła, itd. Nagle z hukiem otwierają się drzwi kościoła i wpada moja zguba.
[M]: Sorry za spóźnienie, ale zaspałem! – Na cały głos powiedział jak tylko mnie zobaczył.
Goście zaczęli się odwracać i nerwowo kręcić. Kazałem mu zamknąć mordę i spokojnie coś tam popstrykać nie zwracając na siebie uwagi.

Przyszedł czas na przysięgę, podchodzę więc do przodu, on za mną. Przykładam aparat do oka i widzę ciemną plamę, patrzę drugim okiem, a to plecy tego pajaca. Małe szturchnięcie i na szczęście się usunął, ale nerwy miałem już na wyczerpaniu. W najważniejszych momentach walił serią jak z karabinu, wszystko z lampą. W kadr pchał się tak, że musiałem sztuczki czynić, żeby go na zdjęciach nie mieć. W myślach kląłem kuzyna i powtarzałem sobie, że nigdy więcej nikogo z sobą nie wezmę.

Tydzień po ślubie zgłosił się do mnie z obrobionymi zdjęciami, żebym je ocenił. Nie podobały mi się, ale powiedziałem co może na przyszłość poprawić. Zacząłem go spławiać, bo byłem umówiony, a on do mnie z tekstem:
[M]: Nawet tak źle mi się z tobą nie pracowało, więc policzę ci jak rodzinie. 500 zł się należy.
Takiego karpika chyba nigdy w życiu nie widział.
[M]: No wiesz, skoro daję ci moje zdjęcia i pozwalam je wykorzystać, to chyba normalne, że nie za darmo.
Po minie i spojrzeniu chyba sam się zorientował, że przegiął. Zdążył się zwinąć, zanim wyleciałby za drzwi ze śladem buta na tyłku.

Później dowiedziałem się jeszcze, że po ślubie w trakcie składania życzeń, mówił gościom, że jest moim asystentem i rozdawał swoje wizytówki twierdząc, że to moje...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1275 (1307)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…