Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany
Pies ze schroniska i mrożąca krew w żyłach historia z trójką głównych bohaterów, z których każdy ma swoje za uszami.
Pani Ze Schroniska - tchórzostwo? syndrom "wciskania klientowi uszkodzonego towaru"? Dziwne o tyle, że z tego co wiem pracownicy schronisk nie otrzymują żadnych premii od ilości oddanych zwierzaków.
Moja Mama - trochę ją już pewnie znacie. Jej życiowe motto to "a co ty mi tu będziesz..." czyli ogólnie pani Iniemamocna.
Piesek - bokser, który chyba miał lekkie rozdwojenie jaźni.

Przechodzę do sedna: Wzięliśmy ze schroniska dorosłego boksera. Zaraz po przyjściu do domu mamusia postanowiła go wykąpać, wpakowała więc psinę do wanny, polała ludzkim szamponem, wymiętosiła, spłukała, wymiętosiła jeszcze raz... no wiecie, jak się "pierze" psa.

Dwa dni później otrzymaliśmy telefon od Pani Ze Schroniska. Chyba zreflektowała się poniewczasie, a może śniły jej się po nocach nasze wnętrzności rozwleczone po domu przez boksera i jego pysk umazany ludzką juchą?

Otóż zadzwoniła, by ostrzec nas, że ten pies to urodzony morderca, zagryza wszystko co się rusza a zwłaszcza małe dzieci (ja: lat dwa, jeździłam na psie jak na kucyku) i żeby go broń Boże nie narażać na żaden kontakt z wodą inną niż ta w misce do picia, bo wpada w szał berserkerski, gruchocze kości, zgniata czaszki i z triumfalnym szczekaniem tarza się w wyprutych ludziom flakach.

Ekhm...

Cóż, gdyby nie to, że pies był chyba mądrzejszy od Pani Ze Schroniska i Mojej Mamy razem wziętych, kilkoro z nas mogło już nie żyć bądź do końca swych dni nosić na kończynach malownicze blizny.

schronisko

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (269)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…