Słynna powódź, w czasie której "Nic naprawdę nic nie pomoże" zwłaszcza, jeśli oprócz żywiołu trzeba jeszcze zwalczać krótkowzroczność.
Przez wioskę, będącą sceną opisywanych zdarzeń, płynie dość rwąca, górska rzeka. W czasie powodzi nie wylewa ona, tylko silnym prądem zabiera brzegi oraz wszystko, co na tych brzegach stoi. Nizinnym wyjaśnię jeszcze, że taka rzeka często lekko zmienia bieg: czasem wystarczy niewielka przeszkoda, by prąd skierował się nieco w inną stronę i tam rzeźbił nowe koryto. Im więcej wody przepłynie danym torem, tym łatwiej płynąc tam kolejnym hektolitrom, koryto się pogłębia, poszerza i utrwala.
Tym razem rzeka "odbiła się" od fragmentu umocnień osłaniającego tory kolejowe i skierowała się na dość ważną (prowadzącą do przejścia granicznego) drogę oraz kilka domów, stojących po drugiej jej stronie.
W pobliżu tego kluczowego zakrętu nurtu leżała sobie na brzegu cała sterta płyt żelbetowych, przygotowanych do budowy jakiegoś obiektu. Były one własnością gminy.
Sprytni ludzie natychmiast wykombinowali, że płyty trzeba wpuścić w brzeg rzeki, by odbić nurt od drogi i skierować go z kolei na nikomu niepotrzebny, szeroki kamieniec. Błyskawicznie sprowadzono ciężki sprzęt (chyba koparkę, słabo pamiętam) i odważnego operatora. Mniej sprytne ze strony obywateli było to, że poprosili wójta o zgodę.
Oczywiście nie dostali jej, bo gminne płyty i nie można.
Kilka godzin później, gdy droga była już tylko wspomnieniem, a rzeka zaczynała dobierać się do fundamentów domu mieszkalnego, zaproponowano wójtowi inną opcję: zamiast płyt wpuści się do rzeki jego szanowną osobę. Dopiero wtedy się zgodził na zabranie cennego materiału budowlanego.
Ocalono dom - własność prywatną. Na ocalenie wspólnej drogi było już o 5 godzin za późno. Ciekawe, ile wynosiły koszty odbudowy w porównaniu z ceną kilku żelbetowych płyt?
Przez wioskę, będącą sceną opisywanych zdarzeń, płynie dość rwąca, górska rzeka. W czasie powodzi nie wylewa ona, tylko silnym prądem zabiera brzegi oraz wszystko, co na tych brzegach stoi. Nizinnym wyjaśnię jeszcze, że taka rzeka często lekko zmienia bieg: czasem wystarczy niewielka przeszkoda, by prąd skierował się nieco w inną stronę i tam rzeźbił nowe koryto. Im więcej wody przepłynie danym torem, tym łatwiej płynąc tam kolejnym hektolitrom, koryto się pogłębia, poszerza i utrwala.
Tym razem rzeka "odbiła się" od fragmentu umocnień osłaniającego tory kolejowe i skierowała się na dość ważną (prowadzącą do przejścia granicznego) drogę oraz kilka domów, stojących po drugiej jej stronie.
W pobliżu tego kluczowego zakrętu nurtu leżała sobie na brzegu cała sterta płyt żelbetowych, przygotowanych do budowy jakiegoś obiektu. Były one własnością gminy.
Sprytni ludzie natychmiast wykombinowali, że płyty trzeba wpuścić w brzeg rzeki, by odbić nurt od drogi i skierować go z kolei na nikomu niepotrzebny, szeroki kamieniec. Błyskawicznie sprowadzono ciężki sprzęt (chyba koparkę, słabo pamiętam) i odważnego operatora. Mniej sprytne ze strony obywateli było to, że poprosili wójta o zgodę.
Oczywiście nie dostali jej, bo gminne płyty i nie można.
Kilka godzin później, gdy droga była już tylko wspomnieniem, a rzeka zaczynała dobierać się do fundamentów domu mieszkalnego, zaproponowano wójtowi inną opcję: zamiast płyt wpuści się do rzeki jego szanowną osobę. Dopiero wtedy się zgodził na zabranie cennego materiału budowlanego.
Ocalono dom - własność prywatną. Na ocalenie wspólnej drogi było już o 5 godzin za późno. Ciekawe, ile wynosiły koszty odbudowy w porównaniu z ceną kilku żelbetowych płyt?
wioska w górach
Ocena:
630
(656)
Komentarze