Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24837

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponownie piekielna policja mego miasta. Dziwne, ale autentyk.

Moja koleżanka miała kiedyś tragiczną sytuację życiową. Z tego powodu jej matka zaczęła mieć pewne problemy psychiczne, objawiające się głównie unikaniem ludzi, nie wpuszczaniem nikogo do mieszkania, a co za tym idzie pobytami na mieście tak krótkimi jak tylko się dało.
Pewnego dnia matka ta spotkała na ulicy człowieka, który był powodem wielu tych problemów i nie wytrzymując kolejnych nagabywań, dostała ataku szału. Gościu wezwał policję, ta karetkę i kobietę wzięto do szpitala psychiatrycznego oddalonego o jakieś 70 kilometrów, połączeń komunikacyjnych z naszym miastem brak.

I byłaby to historia jedynie smutna gdyby nie to, że policja nikogo o tym fakcie nie poinformowała. Pomimo, iż widzieli jej dowód z wpisaną dwójką dzieci, pomimo, iż Pan Problem doskonale o nich wiedział i pomimo, iż krzyczała "ja muszę do dzieci, co one beze mnie zrobią, nie mają jedzenia, będą mnie szukać"...

Kiedy matka po kilku godzinach nie wróciła do domu koleżanka zaczęła się niepokoić, wyszła z domu, pochodziła po mieście, zaglądnęła tu i tam, wróciła matki dalej nie ma. Wieczorem już cała w strachu poszła zapytać na komendzie czy coś o niej nie wiedzą. Policjanci odpowiedzieli, że nic im o takiej osobie nie wiadomo, że chwilę nie ma, a już histeria, że pewnie pije gdzieś i wróci rano (Pani L. nigdy nie brała alkoholu do ust, zawsze była na noc pozamykana na cztery spusty). Cóż A. do domu wróciła, nie spała całą noc czekając - matki nie ma.

Zaraz z rana A. poleciała zapytać do szpitala - nie mieli takiego przypadku, pobiegała po mieście nie ma, wizyta na policji - nic nie wiedzą o takiej, nie było interwencji, czekać, bo baluje. A. cały dzień szukała już też nad rzeką, po pustostanach, gdziekolwiek. Matki nie ma, lodówka pusta, ani grosza w domu, więc poza strachem także drugi dzień głodówki. Znikąd pomocy, bo najbliższa rodzina 300km dalej, a na telefonu też nie ma. W międzyczasie wizyta Pana Problemu, który choć doskonale wiedział, co się stało także A. nie uświadomił (chciał niewiedzę koleżanki użyć do swoich celów jak się potem okazało). Za to jej brat nie radząc sobie zupełnie z emocjami zdemolował do reszty mieszkanie.
Kolejna wizyta na policji - dalej nic nie wiedzą, na zaginięcie za wcześnie. Czekać.

Druga noc nie przespana, koleżanka była już pewna, że matka musiała z powodu sytuacji popełnić samobójstwo. Rano ledwo żywa znowu szpital i ponownie komisariat. I eureka - choć Panowie z początku dalej nic nie wiedzieli, kiedy A. dostała histerii ze strachu, głodu i niewyspania policjant nagle orzekł "zaraz ryki, matkę w poniedziałek do psychiatryka zabrali, jest tam i tam, po co to od razu spazmować, pewnie ma lepiej niż w domu".

A. prawie im tam zemdlała z ulgi i wyczerpania. Dopiero wtedy zainteresowali się, czy oni tak sami zostali, czy mają co jeść. Dopiero wtedy powiadomiono opiekę społeczną, która, co dziwne w pełni stanęła na wysokości zadania i wydatnie przyczyniła się do znacznej poprawy losu tej rodziny. Pani L. wróciła po trzech tygodniach. Lekarze orzekli załamanie nerwowe spowodowane położeniem życiowym. Dziś jest całkiem pogodną osobą, tylko dalej trochę unika ludzi, koleżanka przez lata leczy się z duszności nerwicowych, które zostały jej na pamiątkę.

Brat A. miał wtedy niecałe 14 lat, ona sama niespełna 18 wyglądała jednak na młodszą od niego. Była zahukana, chorobliwie nieśmiała, chudziutka i zalękniona. Kompletnie sobie nie radziła. Jak to możliwe, że musiało minąć trzy dni i dojść do kolejnego ataku żeby ktoś raczył poinformować ją co się stało, albo choć zwyczajnie się sprawą zainteresował? Ja mam na to tylko jedno określenie - skandal...

policja

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 838 (886)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…