Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#24976

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
We wczesnym dzieciństwie zdiagnozowano u mnie astmę. Choroba mało szkodliwa, o ile bierze się leki i przestrzega pewnych zasad. Nieprzestrzeganie wiązało się z silnym atakiem duszności, czasami kończonym dopiero zastrzykiem. W komplecie do diagnozy dostałam lekarskie zwolnienie z wszelkich ćwiczeń wysiłkowych na WueFie. Ile lat miałam, nie pamiętam, ale była to bardzo wczesna podstawówka. Pyskować o swoje nie umiałam.

Jestem sobie któregoś dnia na lekcji WueFu, rozgrzewkę przykładnie odćwiczyłam, pomijając jedynie biegi wokół sali, bo przebieganie z jednego końca sali na drugi też już skutkowało dusznością. Pani wuefistka zarządza, że nauczymy się robić tzw. "taczki". Ja w tym czasie kieruję się w stronę ławeczki, żeby sobie usiąść i nie przeszkadzać reszcie, bo poza ćwiczeniami z rozgrzewki nie było dla mnie nic odpowiedniego, ale zostaję przywołana przez nauczycielkę i ustawiona do pary - voila, teraz jest nas parzyście!

Tak, dziecku z astmą i zwolnieniem z ćwiczeń wysiłkowych kazano robić "taczki" przez długość dużej sali gimnastycznej i z powrotem, żeby nie było nieparzystych przestojów. Dyszałam jak parowóz, chyba tylko przez adrenalinę ze strachu przed nauczycielką nie dostałam ataku.

Jak mama odebrała mnie ze szkoły, to się przeżegnała na wieść o moich wyczynach. W późniejszej karierze naukowej miałam już z WueFu zwolnienie całkowite. Może i lepiej, bo później udział nauczycieli w wychowaniu fizycznym ograniczał się do: 1. wydania grupie piłki siatkowej w dni deszczowe i zimne 2. wyprowadzenia na bieżnię w dni suche powyżej 10 stopni Celsjusza. I nie wyrosłam na kalekę - chodzę o własnych siłach i na rowerze jeżdżę nawet.

szkoła

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…