zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W temacie przychodni. Ostatnio robiłam badania okresowe. Skierowanie, infolinia, termin, wszystko załatwione.
W dniu badania:
10:00 wstaję
12:20 ruszam autobusem
14:00 w przychodni
Teoretycznie miało być badanie cholesterolu, okazało się, że pan z infolinii się pomylił, badania robić nie muszę, co nie zmienia faktu, że jestem na czczo i głód skręca kiszki.
14:30
Udaje się wcześniej załatwić okulistę, do przyjścia laryngologa została jeszcze 1,5 godziny, więc w autobus, zjeżdżam bliżej ku cywilizacji, by zjeść coś ciepłego.
15:55
Wracam, laryngolog załatwiony.
16:15
Godzina przyjęcia do orzecznika wyznaczona na 16:40. Przede mną dwie osoby + ta w gabinecie.
17:20
Wyznaczona godzina minęła, poślizg czasowy spory - no trudno, zdarza się.
17:25
Weszła osoba, która była w kolejce przede mną. W pewnym momencie widzę, że Piekielna, która później przyszła, ustawia się przy drzwiach gabinetu, wyciąga jakieś świstki. Oj, coś nie gra.
17:40
Z gabinetu dobiegają dźwięki odsuwanych krzeseł, znak, że wizyta ma się ku końcowi.
Zapytuję więc Piekielną:
- Proszę Pani, na którą ma Pani wyznaczoną wizytę?
- Na 16:50.
- To ja jestem w kolejce przed Panią - macham karteczką z godziną wizyty.
[tu otwierają się drzwi do gabinetu]
Piekielna z dąsem:
- Ale ja nie zamierzam tutaj dłużej czekać - i wparowuje z impetem do środka.
Reszta pacjentów lekki opad szczęki, ja też.
Pomyślałam sobie, że trzeba może Pani Piekielnej trochę wstydu narobić, ale elegancko.
17:55
Znów słychać szuranie krzeseł, staję więc w drzwiach.
Wychodzi Piekielna, staję z nią twarzą w twarz (chociaż niższa była o głowę), uśmiecham się najsłodziej jak potrafię i głośno mówię:
- Życzę Pani miłego wieczoru, a na przyszłość - więcej kultury.
Oj, zapowietrzyła się biedaczka, pokryła na twarzy szkarłatem, z poczekalni dobiegł tłumiony śmiech innych pacjentów; w tym czasie ominęłam ją bezkolizyjnie i wchodzę na wizytę.
Słyszę jeszcze tylko:
- Ale przecież nikt się mnie nie pytał, na którą mam wizytę!
Końcówka już przytłumiona, zza zamkniętych drzwi.
Naprawdę? Nie pytałam?
Dodam, że wizyty w sąsiednim gabinecie były opóźnione o ponad godzinę, ale ludzie wchodzili wg. kolejności wizyt, uprzejmie. Można? Można. Wystarczy szczypta kultury i wychowania.
W dniu badania:
10:00 wstaję
12:20 ruszam autobusem
14:00 w przychodni
Teoretycznie miało być badanie cholesterolu, okazało się, że pan z infolinii się pomylił, badania robić nie muszę, co nie zmienia faktu, że jestem na czczo i głód skręca kiszki.
14:30
Udaje się wcześniej załatwić okulistę, do przyjścia laryngologa została jeszcze 1,5 godziny, więc w autobus, zjeżdżam bliżej ku cywilizacji, by zjeść coś ciepłego.
15:55
Wracam, laryngolog załatwiony.
16:15
Godzina przyjęcia do orzecznika wyznaczona na 16:40. Przede mną dwie osoby + ta w gabinecie.
17:20
Wyznaczona godzina minęła, poślizg czasowy spory - no trudno, zdarza się.
17:25
Weszła osoba, która była w kolejce przede mną. W pewnym momencie widzę, że Piekielna, która później przyszła, ustawia się przy drzwiach gabinetu, wyciąga jakieś świstki. Oj, coś nie gra.
17:40
Z gabinetu dobiegają dźwięki odsuwanych krzeseł, znak, że wizyta ma się ku końcowi.
Zapytuję więc Piekielną:
- Proszę Pani, na którą ma Pani wyznaczoną wizytę?
- Na 16:50.
- To ja jestem w kolejce przed Panią - macham karteczką z godziną wizyty.
[tu otwierają się drzwi do gabinetu]
Piekielna z dąsem:
- Ale ja nie zamierzam tutaj dłużej czekać - i wparowuje z impetem do środka.
Reszta pacjentów lekki opad szczęki, ja też.
Pomyślałam sobie, że trzeba może Pani Piekielnej trochę wstydu narobić, ale elegancko.
17:55
Znów słychać szuranie krzeseł, staję więc w drzwiach.
Wychodzi Piekielna, staję z nią twarzą w twarz (chociaż niższa była o głowę), uśmiecham się najsłodziej jak potrafię i głośno mówię:
- Życzę Pani miłego wieczoru, a na przyszłość - więcej kultury.
Oj, zapowietrzyła się biedaczka, pokryła na twarzy szkarłatem, z poczekalni dobiegł tłumiony śmiech innych pacjentów; w tym czasie ominęłam ją bezkolizyjnie i wchodzę na wizytę.
Słyszę jeszcze tylko:
- Ale przecież nikt się mnie nie pytał, na którą mam wizytę!
Końcówka już przytłumiona, zza zamkniętych drzwi.
Naprawdę? Nie pytałam?
Dodam, że wizyty w sąsiednim gabinecie były opóźnione o ponad godzinę, ale ludzie wchodzili wg. kolejności wizyt, uprzejmie. Można? Można. Wystarczy szczypta kultury i wychowania.
przychodnia
Ocena:
105
(141)
Komentarze