Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

teracotta

Zamieszcza historie od: 21 stycznia 2011 - 10:59
Ostatnio: 14 września 2013 - 11:52
  • Historii na głównej: 15 z 33
  • Punktów za historie: 8801
  • Komentarzy: 227
  • Punktów za komentarze: 1604
 
zarchiwizowany

#51204

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poczta - temat rzeka.

Sytuacja 1:
Ostatnio znajoma zajechała po odbiór poleconego na małą pocztę w Gdyni Chwarznie (2 okienka, czynne pn-pt, z czego pn-wt 8-15). Piątek, poczta czynna do 19tej, akurat tak się po pracy wyrobiła, że pod drzwiami urzędu była o 18:45.

Niestety, drzwi nie chciały współpracować, po chwili szarpania za klamki dochodzi do chodnika (poczta mieści się za ogrodzeniem, na parterze domu mieszkalnego), a przy chodniku - zaparkowane auto, już odpalone, zapakowane szczelnie Paniami z poczty.
Zastukała w szybkę, że ona po polecony.
- Ale... ale my już zamknięte mamy.
- Ale poczta czynna do 19, a jest dopiero 18:45.
- Ale my zamknęłyśmy wcześniej, bo nikogo nie było.
- Ja jestem, po list.
- Ale my już wszystkie komputery mamy wyłączone.
- A to mój problem.

Panie, niestety, nie poszły po rozum do głowy i nie wydały listu (wydaje mi się, że spokojnie do systemu jako odebrany można by go wpisać w poniedziałek rano), chyba koleżanka napisała reklamację.


Sytuacja 2:

Zamówienie, przesyłka kurierem Pocztexu (usługa kurierska świadczona przez PP) - przesyłka dość ciężka i gabarytowa.
Wszystko załatwione tak, żeby max. do piątku dotarła - jedną z zamówionych rzeczy miałam przekazać koleżance w weekend.

Tu klasycznie - pracuję w domu, czekam na kuriera, wypatruję. Nie ma szansy, żeby przegapić - w domu są trzy głośne dzwonki, na tyle głośne, że wszystkie słychać u mnie na poddaszu. Kuriera jak nie było, tak nie ma.
Sprawdzam status przesyłki - o 14 była jeszcze "w doręczeniu", no to czekam dalej, podobno dowożą je do 20tej. O 17 sprawdzam ponownie - a tu info, że o 11:40 przesyłka została przekazana do UP7, a próba doręczenia była o 10. Nosz fak!

Dzwonię lekko spieniona na infolinię, później do głównego UP w Gdyni, tłumaczę, o co chodzi.
Godz. 18:52:
- Ale przecież kurier zostawił przesyłkę w UP7, jest otwarte do 19tej, Pani sobie podejdzie i odbierze.
- Myśli Pani, że w 8 minut zdążę na drugą stronę dzielnicy? Poza tym - po to zamawiam i płacę za kuriera, żeby nie targać ciężkiej paczki z poczty. Czy kurier dla pewności nie mógł zadzwonić na nr telefonu podany na przesyłce?
- Nie, my nie dzwonimy do Klientów.
- Hmm, to może trzeba zacząć, skoro sami wymagają Państwo podania tych numerów przy nadawaniu.

Dopiero jak zapewniłam, że będę reklamować usługę doręczenia u Sprzedającego Pani zaproponowała inne rozwiązanie - w poniedziałek nie muszę iść na pocztę, kurier moją przesyłkę odbierze z UP i mi dostarczy.
Ba, zostałam poproszona o podanie dogodnych godzin doręczenia, z dodatkowym zapewnieniem, że jakby kurier miał nie zdążyć w tych godzinach, to zadzwoni (to kurde dzwonią, czy nie dzwonią, bo się pogubiłam?).

Poczta/Pocztex

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (200)
zarchiwizowany

#47334

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A propos oskarżeń o rasizm.

Grywam sobie na twarzoksiążce w Rummikuba. W grze jest opcja wysyłania animowanych prezentów innym uczestnikom.
Jako, że grają ludzie z całego świata te prezenciki ułatwiają komunikację. Ktoś opóźnia się z ruchem - dostaje kawę. Albo zostaje rzucony pomidorem. Wiadomo o co chodzi - "pośpiesz się". Ktoś ładnie poukłada klocki na planszy - dostaje uśmiech.
Przyjęłam technikę, że gdy ktoś nagminnie przeciąga swój ruch, to wysyłam w trzech kolejkach następujące "ponaglacze": kawa-kawa-pomidor.

Swego czasu grałam z pewnym osobnikiem z Izraela. Czas na ruch 120 sekund (mnóstwo czasu), a gracz ten, mimo, że nie wykonywał żadnego ruchu (jeszcze nie wyłożył się z podstawowych 30 punktów) klikał 'weź klocek' dopiero w ostatnich sekundach i przekazywał ruch.
No to kawa. Kawa. Pomidor. Notabene - tak jak do każdego wysyłam, w takiej sytuacji. I nikt się nigdy nie oburzał.

Za chwilę dostaję wiadomość. Dowiaduję się, że jestem podłą antysemitką, że specjalnie się nad nim znęcam ze względu na jego narodowość/wiarę, jestem głupią idiotką, rasistką i w ogóle jak tak mogę go traktować.

Ja oczy w słup. Nie dyskutowałam, bo nie było sensu.

Facebook

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (346)

#44386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Empik. Koleżanka Ania ma dyżur na kasie.

Podchodzi Piekielna. Kosz pełen książek, płyt, itp. Zakupy na kilkaset złotych.
Ania kasuje, proponuje ofertę specjalną, pyta o kartę Payback, itp. (taka procedura)

Pani podaje kilka różnych kuponów rabatowych. 25%, 15%, 3 x 10%.

Ania nic nie mówi, skanuje wszystkie. System jest tak skonstruowany, że w przypadku kilku różnych zniżek wybiera tę, która jest najkorzystniejsza dla Klienta.

Ania podaje cenę. Pani w krzyk.
Ania wyjaśnia, wyjaśnienia jak grochem o ścianę.
Dlaczego? Pani doszła do wielce logicznego wniosku, że kuponów ma w sumie na 70% rabatu i tyle zniżki jej się należy.
Afera, wezwany kierownik salonu, który tłumaczy, pokazuje regulaminy promocji (że zniżki się nie sumują), grzecznie odmawia realizacji.

Pani oburzona zostawiła zakupy, bo jak tak można, ona już w kilku Empikach była i wszędzie jej naliczali te 70%!!!
Akurat.

Swoją drogą - dobrze, że więcej tych kuponów nie miała, bo sklep jeszcze musiałby oddać za darmo, albo dopłacić :)

Empik

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 662 (708)

#44020

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu siostra z koleżanką kiedyś dorabiały sobie sprzedając m.in. pościel wełnianą.
Nie, nie takie pokazy organizowane na wyjeździe dla emerytów, tylko domowe, bez prób wciskania kredytów itp. Oczywiście schemat spotkań, co trzeba mówić, było dostarczane przez tę firmę, ale dziewczyny nie były zdolne do wciskania kitu (stąd krótko się w to bawiły).
Jako, że za każdy pokaz otrzymywały np. poduszkę, albo za ileś pokazów komplet pościeli (które sprzedawały dalej), plus ew. prowizję od sprzedaży zapytały, czy ja nie chcę takiego pokazu u siebie zrobić. W podziękowaniu dostanę poduszkę. Ok, organizujemy. Podpisuję umowę, że był u mnie pokaz, że otrzymałam gratis itp. Wszystko sumiennie wypełnione, wysłane do "centrali". Umowę z pokazu odsyłały do szefa, ten akceptował, dostawały poduszki/pościel dla siebie i upominki dla kolejnych gospodarzy pokazów, ew. prowizje od sprzedaży, itp.

Minęło pół roku.
Siostra dzwoni, aby uprzedzić mnie, że ich ex "szef od merynosów" coś kombinuje z tymi umowami z pokazów i że jak do mnie zadzwoni (nr był na umowie) to mam go spławić i absolutnie nic nie podpisywać, bo jakiś szwindel robi.
Jak sądzę - chodziło o to, że umowy z pokazów były wypełniane jeszcze raz, ale z danymi tego szefa (jako organizatora pokazu), im więcej pokazów, tym premia większa. Więc ci "wyżej" starali się poprawić "sztucznie" swoje wyniki, przy okazji obcinając liczbę pokazów tym z "dołu". Nowe, preparowane umowy, z innymi danymi prowadzących, stare do kosza.

Siedzę sobie w domu, czytam książkę. Telefon. "Szef":
- Dzień dobry, ja do Pani dzwonię w sprawie umowy z pokazu pościeli firmy X.
- Tak słucham.
- Chciałbym się upewnić, czy taki pokaz miał miejsce?
- Tak, miał, zdaje się że jakoś pod koniec maja.
- Tak, zgadza się. Czy potwierdza pani, że otrzymała pani poduszkę gratis, jako gospodarz pokazu?
- Tak otrzymałam i informację o tym ma pan na umowie.
- No tak, tylko wie pani, jest problem, bo te umowy są błędnie wypisane. Ja do pani podjadę za pół godziny pod ten adres z umowy [co? może chociaż jakieś pytanie, czy mam czas?] i wypełnimy ją jeszcze raz.
- Ja nie za bardzo rozumiem - umowę dokładnie przeczytałam, uzupełniona, tam gdzie powinna była, więc nie sądzę, abym jakąkolwiek umowę zamierzała podpisywać jeszcze raz. Chyba, że jakiś aneks, ale musiałabym go zobaczyć, a i tak nie mam obowiązku go podpisywać.
- Nie, pani MUSI [przy MUSI mi się zawsze nóż w kieszeni otwiera] ją jeszcze raz podpisać.
- Nie, proszę pana, ja niczego nie muszę.
- MUSI PANI! Bo tam jest błąd i tej umowy nie można rozliczyć.
- Proszę pana, jeszcze raz zaznaczam. NIE MUSZĘ. Jeżeli w umowie jest błąd, to czemu nie wskazano go po przesłaniu umowy? Czy mam rozumieć, że ta umowa leżała u pana tyle czasu i pan jej nie zweryfikował? Bo jeśli tak - to nie jest mój problem.
- Ja będę u pani za pół godzinki, to wszystko wyjaśnimy.
- Ale mnie nie ma w domu.
- JAK TO PANI NIE MA W DOMU?!
- No nie ma.
- TO GDZIE PANI JEST?!?
- W Krakowie. [a co]
- JAK TO W KRAKOWIE? PANI SIOSTRA MI WCZORAJ MÓWIŁA, ŻE BĘDZIE PANI W DOMU!!!
- Wie pan, ja już 18 lat dawno skończyłam i ani rodzicom, ani siostrze, ANI TYM BARDZIEJ PANU, nie muszę się tłumaczyć jak gdzieś wyjeżdżam, albo skądś nie wracam.
- ALE PANI MIAŁA DZIŚ BYĆ!!! [wściekłość coraz większa]
- Ale mnie nie ma.
- TO JEST NIEPOWAŻNE.
- To jest wyłącznie pana opinia.
- ALE PANI MUSI MI DO JUTRA TO PODPISAĆ.
- Powtarzam - niczego nie muszę, poza tym - nie ma mnie.
- A KIEDY PANI BĘDZIE?
- Jak wrócę.
- CZYLI KIEDY? DOKŁADNIE!
- Że tak powiem - nie pana interes. Nie zamierzam niczego podpisywać, podpisałam pół roku temu, wszystkie dane były wpisane prawidłowo, więc to naprawdę nie mój problem.
- PANI JEST BEZCZELNA! JA TERAZ MAM PRZEZ TO KŁOPOTY!
- Nadal sądzę, że umowę mógł Pan wcześniej zweryfikować.
- CO SOBIE PANI W OGÓLE MYŚLI? JA PANI ŻYCZĘ, ŻEBY KIEDYŚ TEŻ MIAŁA PANI TAKI KŁOPOT JAK JA TERAZ I ŻEBY KTOŚ PANIĄ TAK Z GÓRY DO DOŁU OLAŁ.
- A ja panu życzę miłego dnia. Jeśli będę miała kiedykolwiek podobny kłopot, to będzie to MÓJ kłopot i nie będę próbowała obarczyć swoim niedbalstwem Bogu ducha winnych osób, jakby nie było - klientów. ŻEGNAM!
- TY GŁUPIA KUR....

piiiiiiiip

i jeszcze kilkanaście prób połączeń z tego samego numeru. Jak ja śmiałam nie odbierać??? Od wrzasków ucho mi spuchło.

sprzedaż pościeli wełnianej

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 772 (814)
zarchiwizowany

#43447

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Apropos geniuszy komputerowych nie mogę tu pominąć mojego szanownego Taty.

1. Pierwszy komputer x lat temu. Jeszcze windows 95. Stają się popularne gazetki o komputerach z zamieszczonymi tam programami: wersje pełne, triale, itp. Jak tylko tatko kupował gazetkę instalował WSZYSTKO, co było na płycie. No bo kiedyś może się przydać. A potem zdziwienie, że się wiesza i pół dnia uruchamia.

2. Jadę akurat ze znajomymi autobusem. Telefon:
- Bo ja potrzebuję zrobić literkę Q. Jaka to będzie kombinacja klawiszy?
- Nie bardzo rozumiem...
- No jak Q to na pewno O ale z altem, shiftem czy ctrl? Jaka kombinacja da mi O.
- Tato, czy wiesz, jakiego układu klawiatury używamy?
- No wiem, QWERTY.
- No właśnie.
- No co "właśnie".
- A skąd się ta nazwa wzięła?
- Od tego, że układ klawiszy... o kurza twarz. Na razie.
[znajomi w międzyczasie krztusili się, próbując pohamować śmiech]

3. Kilka lat później. Któregoś razu tatko prosi, żebym mu przyniosła jakąś książkę o programowaniu.
- Ale po co?
- Bo mnie ten ZUSowski "Płatnik" [program do obsługi ZUSu dla firm] wkurza strasznie, ja sobie siądę i napiszę swój program.
- A w jakim języku chciałbyś programować?
- No jak to w jakim? Polskim. Co za głupie pytanie.

4. Pakiet oprogramowania biurowego był "legalny inaczej". Tatko dzwoni, że nie może otworzyć pliku docx. Odpowiadam, że ma poczekać aż przyjadę (jakaś godzinka), zainstaluję mu OpenOffice i spokojnie sobie plik otworzy i zedytuje.
Przychodzę. Afera. Bo teraz mu Office w ogóle nie działa, a Word nic nie robi, tylko wyświetla pliki w notatniku. Sprawdzam, faktycznie problem.
Pytam co zrobił.
- A bo odpaliłem Worda, i mi wyświetliło, że plik jest w formacie docx i czy chcę dokonać upgrade'u do Office 2000.
- No i co zrobiłeś?
- No jak to co? Kliknąłem TAK.

5. Przyjeżdżam do domu, komputer zawirusowany maksymalnie. Robię wywiad dlaczego. Czy przypadkiem jakiegoś wirusa nie przywlekł na pendrivie z pracy.
- Ależ skąd, mój komputer w pracy jest czysty. Kolega z biura obok miał wirusa, który mu blokował drukowanie, to przychodził z pendrivem drukować u mnie, ale nic od niego nie kopiowałem.

6. Ostatni kwiatek. Ja w pracy, Tata do mnie dzwoni, że się na pocztę on-line się nie może dostać, oczywiście lament i trwoga, bo tam maile z kilku lat, on potrzebuje, zaraz teraz natychmiast. Hasło nie działa, co robić.
- Próbowałeś odzyskać hasło?
- Tak, była opcja wysłania hasła smsem, ale nic nie dostałem.
- A zdefiniowałeś numer telefonu w ustawieniach konta?
- A to tak trzeba?
- Wypisz sobie zatem na kartce możliwe kombinacje hasła (akurat hasłem było imię naszego psa połączone z częścią kodu pocztowego) i popróbuj jeszcze.
- Już próbowałem, nic mi nie pomagasz.
Rozłącza się, ja wchodzę w panel logowania, myk, myk, dwie próby, hasło odzyskane, zmienione.
Dzwonię, podaję nowe hasło.
- Nie rozumiem, jak mogłeś nie odzyskać hasła, jak wyskoczyła podpowiedź?
- No próbowałem.
- Jak próbowałeś?
- Wyskoczyła mi podpowiedź "Imię psa".
- I co wpisałeś?
- Że "tak".

domowe centrum komputerowe

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (366)

#36071

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z PUP (apropos urzędników, którzy nie potrafią korzystać z dobrodziejstw internetu i technologii).

Przyznano mi swego czasu dotację na działalność. Formalności załatwione, numer konta podany (mbank). Zostaję poinformowana, że zaraz jak tylko wpłyną środki - muszę dostarczyć potwierdzenie, że pieniążki dotarły.
Wiadomo - konto internetowe, generuje się plik pdf i tyle. Wygodnie, szybko można wysłać, potwierdzić, cud, miód i malina :) Nie do końca jednak:

[Ja] - Czy potwierdzenie otrzymania środków mogę wysłać Pani na e-mail?

[Urzędniczka, Anna Piekielna] - Musi Pani dostarczyć osobiście.

[J] - Przelew robią Państwo na konto w banku elektronicznym, ja mogę sobie wygenerować takie potwierdzenie w formacie pdf.

[U] - Ale takie potwierdzenie musi mieć pieczątkę z banku.

[J] - Ale ten bank jest elektroniczny, nie ma u nas oddziału, nie ma kto postawić pieczątki, na dole pliku generuje się adnotacja, że druk nie wymaga poświadczenia.

[U] - To Pani to wydrukuje i przywiezie.

[J] - A, skoro i tak jest to plik pdf, czy nie mogę Pani wysłać tego e-mailem? Poza tym, czy sama go wydrukuję i przywiozę, czy Pani wydrukuje z przesłanego pliku - będzie to wyglądać identycznie.

[U] - Ale ja nie pamiętam, jaki mam tutaj adres.

[J] - Prawdopodobnie jest to anna.piekielna@pupxxxxxxx.pl

[U] - A skąd Pani to wie!!!???

[J] - Wszystkie maile, jakie dostępne są na stronie urzędu występują w formacie imię-kropka-nazwisko-małpa-pupxxxxxxx.pl, zatem na 99% Pani ma podobnie skonstruowany adres.

[U] - Sekundkę, zaraz sprawdzę (szuka w kalendarzu). O, jest. Faktycznie, anna.piekielna@pupxxxxxx.pl.

[J] - Czyli mogę wysłać e-mailem?

[U] - Tak, tylko jak Pani wyśle, to proszę zadzwonić, to ja wtedy pocztę sprawdzę.

Eh. Cóż miałam robić - zadzwoniłam. Jeszcze by e-mail w skrzynce zamókł ;)

PUP

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 794 (842)
zarchiwizowany

#36077

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zajechałam wczoraj do Śródmieścia, po drodze skalkulowałam, że mogę sobie od razu bilet metropolitalny kupić, BOK ZKM Gdynia mam po drodze.

Dwa okienka czynne, Pan i Pani. Pani Jola, która mnie obsługiwała.

Podaję bilet, proszę o załadowanie konkretnego rodzaju, ważny od dnia następnego.
[Ja] [PA - Pan Adam] [PJ - Pani Jola]

[J] - Poproszę o fakturę, dane są w systemie.

[PJ] - Po fakturę do kolegi.

[J] - ???

[PA] - Ale Jola, czemu nie wystawisz Pani faktury?

[PJ] - Bo ja nie potrafię.

[PA] - Jola, ale to się wystawia dokładnie tak samo, tylko wchodzisz w ten drugi program.*

[PJ] - Ja nie wiem jak, weź ty wystaw.

Ani be, ani me w moją stronę - że przepraszam, jestem dziś pierwszy dzień, jeszcze nie umiem, cokolwiek, chociaż śmiem wątpić, że Pani Jola była biurowym narybkiem.
Przechodzę do okienka obok, staję w drugiej kolejce. Wyjścia za bardzo nie mam - faktura potrzebna, mój bilet leży poza moim zasięgiem, drugi raz mi się nie chce jechać.
- 10 minut z życiorysu. Może i niewiele, ale, nosz kurza pacha, to MÓJ CZAS i wolałabym go nie tracić na stanie w kolejkach, zwłaszcza, że mam kilka innych spraw do załatwienia.

Ja czekam, Pani Jola sprzedaje kilka plików biletów jednorazowych innemu Klientowi. Na które - brawo! - potrafi wystawiać faktury!!!

[PJ] - NIP poproszę.
[Klient] - 123 456 78 90

Pani Jola klika, to tu, to tam, mruży oczy, coś nie tak.

[PJ] - Ale Pana nie ma w bazie.

[K] - Ale ja już kupowałem tutaj bilety, muszę być.

[PJ] - Ale nie ma.

W międzyczasie dzwoni telefon bezprzewodowy na jej biurku. Dzwoni i dzwoni. Pani Jola zamiast a) odebrać b) poprosić kogoś o odebranie; co robi? Otwiera szufladę, z rozmachem ciska słuchawką w jej wnętrze i zamyka. Uff, prawie nie słychać. A ja przy okazji dowiedziałam się, gdzie może być słuchawka, jak się któregoś pięknego dnia nie będę mogła dodzwonić do tego biura.

[PJ] - Adam, weź mi tu zobacz.

[PA] odrywa się od obsługi swojego klienta (podziwiam go za cierpliwość, nawet brew mu nie drgnęła), zagląda w komputer Pani Joli. Okazuje się, że Pani Jola NIP wpisała nie w to okienko co trzeba (zapewne podpisane: NIP) i dlatego Klienta nie ma w bazie. Pan Adam klika myszką w odpowiednie miejsce, Pani Jola wpisuje numer - o, jest, działa.

Pan Adam (imię fikcyjne, w odróżnieniu od głównej bohaterki) tylko się uśmiecha, podaję mu swój NIP, dostaję fakturę, życzę mu miłego dnia i strasznie mnie korci, aby pochylić się do Pani Joli i ze wzrokiem kota ze Shreka powiedzieć (z lekką nutką sarkazmu):

- Pani Jolu, ale poświęci Pani któregoś pięknego dnia te 5 minut swojego czasu i nauczy się wystawiać "te drugie faktury". Ślicznie prooooooooszę.

Wyobrażacie sobie, że jesteście przy kasie w markecie, czy kinie gdziekolwiek, chcecie coś kupić i słyszycie "Ale ja nie wiem, jak tu się kasuje"? Ja nie :)


*Można kupić bilety ZKM Gdynia (miesięczne/jednorazowe) albo MZKZG (metropolitalne, obowiązujące w całym Trójmieście i okolicy, na różne środki transportu w zależności od ceny biletu). ZKM Gdynia ma swój program fakturujący, MZKZG swój - śmiem wątpić, żeby strasznie się od siebie różniły. W każdej firmie, w której pracowałam, opanowanie wystawiania faktur to było kilka minut, zazwyczaj wystarczy zobaczyć jak ktoś to robi, żadna filozofia, naprawdę.

BOK ZKM Gdynia Kilińskiego

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (186)
zarchiwizowany

#27162

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik, średniej wielkości. Gwoli wyjaśnienia -większe działy książek (sensacja, literatura obcojęzyczna, fantastyka) to średnio 4-6 niskich regałów, albo po 2-3 wysokie (historia, nauka języków obcych, psychologia).

Klient, z gatunku "niedoceniony intelektualista" (skórzany beret, długi szalik ciągnący się prawie po ziemi, wyraz twarzy i zachowanie wyrażające dezaprobatę do otaczającej go populacji), podchodzi i pyta (wyraźnie podkreślając ą i ę):
- Gdzie znajdę dział(!) z książkami o mnemotechnikach? - baczne spojrzenie, czy będę wiedziała, o co chodzi.
- Książki o technikach zapamiętywania znajdują się na dziale nauk psychologicznych.
- To proszę mi pokazać.
- Zapraszam za mną.
Idę, pokazuję.
- Nie, Tony′ego Buzana już przeczytałem. To też. Nie, tego nie chcę. A to ma kiepskie recenzje. To już mam.
- A czy jest jakiś konkretny tytuł albo autor, którego Pan szuka? - Zapytuję, próbując naprowadzić.
- Nie pamiętam.

[facepalm i głębokie zastanowienie nad skutecznością takich poradników]

empik

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (211)
zarchiwizowany

#27005

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moje pożegnanie z Orange.
Byłam w sieci lat... 10? Abonament, karta, abonament. Aparat brany z sieci tylko raz.
Po tych 10 latach postanowiłam przesiąść się na smartfona. Z racji, że telefonu nie brałam, to miałam fajny abonament (65 pln/m-c, do wykorzystania na wszystko 130 pln, darmowe wieczory i weekendy w orange, jeden numer gratis, kumulacja minut bez limitów). Niestety, nie wchodził w to Internet, a zaczęłam z niego korzystać (endomondo, nawigacja, wejście raz na jakiś czas głębiej, np. na wikipedię, żeby koleżance na imprezie pokazać, jak wygląda kapibara i przekonać, że Christian Slater nadal żyje ;))

Opłaty były znikome, ale wiadomo - smartfon potrzebuje Internetu, żeby spełniać swoje funkcje.

Zaproponowano mi na wstępie "megakorzystne" rozwiązanie dla firm 110 netto, 350 minut rozmów. Internet? Za dopłatą pakiet 250 mb albo 2 gb. Nic pomiędzy? Nie. Darmowe rozmowy w Orange? Za dopłatą. Cena telefonu również nie powalała.
Oferta, mówiąc krótko, była gorsza od tego, co oferowała konkurencja na ulotkach. Konsultant nie potrafił określić, co sprawia, że oferta ok. 400 minut za 65 pln (w dość luźnym przeliczeniu) plus dodatkowe usługi gratis jest gorsza od łysych 350 min/110 netto.
Zapewnienia Orange, że zadzwonią z korzystniejszą ofertą, okazały się bez pokrycia. Ktoś zadzwonił po 3 tyg., przedstawiając prawie to samo, co na początku, więc grzecznie poinformowałam, że już jestem w trakcie zmiany operatora. Zdziwienie, kolejne oferty przedstawiane dzień po dniu, że może jednak zostanę. Nie, dziękuję.

Jako, że umowa się kończyła i przechodziła na taką na czas nieokreślony, zapytałam się, co z usługami, które mam obecnie (wieczory/weekendy, darmowy numer). Dowiedziałam się, że po prostu w dniu przejścia na umowę na czas nieokreślony usługi zostaną wyłączone. Super.

Trzy faktury zostały do końca (okres przeniesienia numeru). Jedna: 90 zł. Skąd nagle tyle? Wchodzę na konto sprawdzam. No dobra, może przegadałam. Płacę. Druga - ponad stówka. Sprawdzam, dzwonię, wyjaśniam.
I dowiaduję się, że
a) nie przysługuje mi już 130 ale 65 zł (mimo, że była to oferta specjalna dla osób, które nie brały nowego telefonu przy przedłużeniu).
b) usługi dodatkowe nie zostały wyłączone, tylko zaczęto naliczać za nie odpowiednio 25 i 5 zł netto.
c) wyłączanie usług nie ma sensu, bo już jest ostatni okres rozliczeniowy, ale można złożyć reklamację.

Reklamacja złożona, uwzględniona (darowano mi ok 20 pln). Wcześniej była jakaś nadpłata kilkunastu złotych.
Po przeniesieniu numeru do nowego operatora:
1. dostaję powiadomienie, że mój numer jest już u konkurencji.
2. za chwilę próbuję zalogować się na konto orange, żeby ściągnąć ostatnią e-fakturę i zapłacić to, co zostało do zapłacenia (po odjęciu nadpłaty i uznania reklamacji).
3. próba zakończona fiaskiem. Dokładnie w momencie przejścia numeru do innej sieci moje konto przestało być aktywne, nie mogę ściagnąć efaktury.
4. Zero powiadomienia sms, ile mam zapłacić (zawsze przychodziło)
5. Pocztą faktury też nie przesłali.

Wiem, że zgodnie z prawem jest tak, że jeśli wiem, że jakaś płatność jest wymagana, to brak faktury nie upoważnia do niepłacenia, ale wybacz Organe - nie mam pojęcia ile miałam zapłacić :)


Dwa miesiące później. Orange dzwoni. Myślę - może w sprawie faktury? Pogonią, powiedzą ile, zapłacę. No problemo.

- Dzień dobry. Dzwonię do Pani, bo jest Pani naszym dobrym klientem biznesowym, w związku z czym mam dla Pani super ofertę.
- Ja Panią bardzo przepraszam, ale od 2 miesięcy już nie jestem Państwa klientem.
- No to... dzwonię do Pani, bo BYŁA Pani naszym dobrym klientem biznesowym..
- Proszę Pani, nie uważa pani, że określenie BYŁY KLIENT jest tutaj kluczowe?
- No tak... miłego dnia, do usłyszenia.

Orange

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (153)
zarchiwizowany

#25601

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Empik, telefon w sprawie biletów:

- Dzień dobry, bo ja bym się chciała dowiedzieć, czy są jeszcze bilety na koncert Edyty Górniak.
- A gdzie ma być ten koncert?
- W hali Ergo Arena.
[kurczę, Górniak na Ergo? Da radę zapełnić taką halę?]
No OK, kojarzę już plakaty z przystanków reklamujące ten koncert.
- Jest Pani pewna, że chodzi o koncert Edyty Górniak?
- No tak, ma być jej koncert, a jako support ma wystąpić, taki ten, no, zagraniczne nazwisko, taki starszy pan. Kare-cośtam.
- Jose Carreras?
- O tak, tak.
- Obawiam się zatem, że chodzi o koncert Jose Carrerasa z orkiestrą symfoniczną, gdzie GOŚCIEM będzie Edyta Górniak.
- Ojej, to to nie będzie jej koncert?
- Obawiam się, że nie.
- A w jakiej cenie bilety?
- Od 180 zł.
- Nie nie, ja nie chcę VIPowskich.
- Proszę Pani, bilety kosztują OD 180-550 zł.
[rzut słuchawką]

Na plakacie jak byk "JOSE CARRERAS z ORKIESTRĄ SYMFONICZNĄ", poniżej, mniejszą czcionką: "wyjątkowy gość Edyta Górniak".

Empik

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (190)