Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#25572

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedługa historia o nadgorliwości urzędów - znam ją z opowieści rodziców.

Kilka lat temu mój brat, wtedy dwunastolatek, spowodował kolizję. W sumie "kolizja" to za dużo powiedziane - szalał na rowerze, zjeżdżał z górki, nie wyhamował i wjechał w zaparkowany w osiedlowej uliczce samochód. Uszkodzenia jakieś były, wgnieciony błotnik, porysowana maska itp. - właściciel wezwał policję, ci rodziców, spisano brata i sprawa trafiła... do sądu rodzinnego. Czemu - nie wiem, nie znam się; dość, że właściciel auta wycofał pozew, gdy wszelkie koszta napraw zostały już pokryte.

Meritum sprawy jest to, że w naszym domu przez niemal rok co miesiąc gościł... kurator. Pani z kuratorium podobno obejrzała każdy pokój, sprawdziła, czy jest kurz, jak czysta jest pościel na każdym łóżku, ile metrów ma pokój brata i czy chomik ma zmienione trociny... Żeby było śmieszniej, przeprowadzono także wywiad w podstawówce Młodego: z psychologiem szkolny, wychowawcą, nauczycielami na temat Młodego rozwoju, zachowania i stopni (a dzieciak zawsze był wyszczekany, więc i wywiad nie wypadł tak dobrze, jak pani kurator by chciała).

I tak się zastanawiam: wiadomo, że lepiej na zimne dmuchać i interesować się dziećmi z rodzin, które mogą być patologiczne, ale czy wjechanie rowerem w samochód (płot/drzewo/inny rower) to już powód, aby rodzina znalazła się pod nadzorem kuratorium?

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 504 (556)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…