Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#26213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Naszło mnie jakoś ostatnio na wspomnienia niedawnych czasów studenckich. Tym razem historia z akademika. Tak się jakoś złożyło, że w ciągu 5 lat spędzonych w tym przybytku, co roku praktycznie zmieniał się skład pokoju.
Uprzedzę tylko – przyznaję się, że bywam lekko szurnięta i jak każdy mam swoje dziwactwa, ale częste zmiany wynikały bardziej ze zrządzenia losu niż jakiejś mojej szczególnej upierdliwości / w każdym razie mam nadzieję ;P/. Z większością tych dziewczyn dogadywałam się bardzo dobrze, z dwiema do dziś się przyjaźnię i utrzymuję kontakt. Ale żeby nie było za różowo – dwie okazały się być osobnikami co najmniej oryginalnymi.
Typ 1 – ekolog.

Żeby nie było – nie mam nic przeciwko ekologii (w tym potocznym znaczeniu, jako synonimu troski o środowisko oczywiście, bo „ekologia” to w zasadzie nauka), planetę mamy jedną, należy ją szanować itepe., ale umiar też dobra rzecz, a nadgorliwość jak to mówią gorsza od faszyzmu.

W każdym razie, na 4 roku wprowadziłam się do pokoju trzyosobowego. Zamieszkałam z dobrą koleżanką Karoliną, z którą wcześniej mieszkałam już przez rok, a jako trzecią ulokowano właśnie nieznaną nam wcześniej dziewczynę -Anię.

Dość szybko okazało się, że ma swoje zwyczaje, których nie ma zamiaru zmienić i co gorsza zapowiadało się, że da się nam we znaki. Po pierwsze, jako weganka nie jadała oczywiście mięsa i żadnych przetworów z mleka, jajek, niczego, co od zwierząt pochodziło. Nie miałyśmy z tym problemu, bo co nas obchodzi, co ona je? Ale ona miała strasznym problem z nami – ja nie jadam za bardzo mięsa, bo nie lubię, ale nasza Karolina jest typowym mięsożercą i po prostu nie wyobraża sobie posiłku bez mięsa.
Starała się nie rzucać w oczy Ani z gotowaniem i jedzeniem, nie stanowiło to problemu, bo Anki i tak przeważnie nie było. Ale kiedy była musiałyśmy nasłuchać się litanii nad każdym kotletem – o męczeniu zwierząt, bestialstwie ludzi, krzywdzie dla środowiska itd. No dobra, może jest w tym trochę racji, ale nie można tego załatwić jakoś inaczej, tylko wymądrzaniem się i awanturami? Karolina w przeciwieństwie do mnie nie ma zbyt dużo cierpliwości i zaczęła się odgryzać, a z czasem prawie zupełnie przestały się do siebie odzywać, a gdy były obie w pokoju atmosfera robiła się wyjątkowo napięta.

Z czasem Ance zaczęło przeszkadzać, że jakiekolwiek mięso jest w jej otoczeniu – zaczęły się boje o lodówkę. Bo przecież kotlet sojowy i jakieś sałatki nie mogą leżeć w tym samym miejscu, co efekt zbrodniczej działalności człowieka w postaci schabowego. Przecież jej jedzenie staje się od tego „skażone”, więc pojawiły się żądania żeby to usuwać.
Tylko po pierwsze – jakim prawem? A po drugie – gdzie z tym lecieć? Na parapet? (Przechowywanie piwa na parapecie może nie jest głupie, ale nie położyłabym tam jedzenia – przez ptaki). Zresztą może jeszcze zimą, ale latem? Ale dla Ani nie ma znaczenia – won i już. Raz wyjęła z lodówki wszystko, co było pochodzenia zwierzęcego – nawet moje jogurty. Zrobiłyśmy karczemną awanturę – no bo kurczę, tolerancja tolerancją, ale niech ona pomyśli czasem o nas, a my nie będziemy chodzić na paluszkach dookoła wariatki.

Segregacja śmieci – jeśli chodzi o kontenery na śmieci, to były na tyle dobrze rozlokowane po terenie wokół akademików, że aż zachęcały do segregacji. Miałyśmy wcześniej z Karoliną podział – ona wychodzi zawsze w prawo na zajęcia – mija po drodze kontenery do papieru, szkła i plastiku, więc wyrzuca te rzeczy. Ja idę w lewo – obok śmietnika na odpadki – wywalam śmieci kuchenne i z łazienki. Myślicie, że zostałyśmy za naszą postawę pochwalone? Nic z tych rzeczy – przecież wyrzucamy to wszystko w PLASTIKOWYCH workach. Ona miała swoje śmieci oddzielnie w papierowych torbach...

Ale to nie koniec – Ania chroniła zwierzęta – wszystkie. A już najbardziej upodobała sobie czarnego grzyba z łazienki. To akurat trochę sarkazm, ale mieliśmy w łazience bardzo słabą wentylację, a wiatrak chodził tylko jak było zapalone światło. A jak się wieczorem kąpałyśmy po kolei, to w łazience robiła się istna sauna i ciekło po ścianach. Zostawiałyśmy, więc otwarte drzwi i włączone światło. Nie na całą noc, po prostu ostatnia idąca spać gasiła i zamykała. Plan świetny, tylko co zostawiłyśmy to ktoś gasił. Nie trzeba było długo szukać kto – oczywiście Ania, bo prąd przecież marnujemy, trzeba dbać o środowisko, itd. W końcu grzyb tak się rozrósł, że trzeba było spryskać go chlorem, a łazienka była wyłączona z użytku na dwa dni.

Ania brała czynnie udział w organizowaniu eventów ekologicznych typu marsze, jakiś protestów, itd. Przed takimi wydarzeniami robiła się podekscytowana i super miła. Czemu? Zawsze pojawiały się prośby o drobne przysługi typu kupienie papieru, markerów, jakiś innych drobnych akcesoriów papierniczych, za które nie miała zamiaru oddawać kasy – "bo to nasz wkład w ratowanie świata". Niestety nie uprzedzała o tym. Dałyśmy się wkręcić raz, potem widząc że nic nie wskóra, wymyśliła że jeszcze przecież możemy wspomóc jej organizację dobrowolnym datkiem albo wziąć udział w przygotowaniach. Dzięki bardzo, nie chciałyśmy.

akademik

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 620 (680)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…