Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#26691

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno zmarł mój ojciec. Na podstawie piekielnych sytuacji z tym faktem związanych mogłabym napisać książkę. Na razie jednak tylko historyjka z Urzędu Stanu Cywilnego opisująca bałagan w urzędach, bo nie ochłonęłam jeszcze na tyle, żeby opisywać bardziej piekielne sytuacje.

Rodzice byli rozwiedzeni, więc do urzędu po akt zgonu wybrałam się ja (nie mam rodzeństwa).
Wchodzę, daję kartę zgonu (chyba tak się to nazywa) od lekarza, pani zadała kilka pytań i zabiera się do pracy, a ja spokojnie czekam.

Pani z USC nagle mnie informuje, że ona nie może wypisać, bo przyszła tylko córka, a powinna przyjść również żona zmarłego.
Ja trochę w szoku i pytam dlaczego żona. Ano dlatego, że potrzebne jej dane. Poinformowałam panią, że ojciec żonaty nie był od kilkunastu lat.
Urzędniczka na to, że jak to nie był żonaty, że przecież ona ma tu akt ślubu w jego papierach.
No dobrze, ślub był, ale rozwód również.
Pani jeszcze raz szuka jakiejkolwiek informacji, a informacji nie ma. Dzwoni gdzieś, z rozmowy wynika, że ojciec był żonaty. Pyta mnie jeszcze raz, czy aby na pewno rozwiedziony, mówię, że tak (chociaż już się zaczęłam zastanawiać, czy aby mnie rodzice nie wkręcili, ale po co mieliby to robić?).
Pani urzędniczka pyta jeszcze raz gdzie ojciec urodzony i gdzie mieszkał - na terenie tej gminy. Gdzie ślub? W innej gminie. A rozwód? Również w innej. (Ale o ślubie info jest).

Nagle wpadła pani urzędniczka na pomysł, żeby zadzwonić do sąsiedniej gminy (ojciec nie miał z tamtą gminą nic wspólnego), tam oczywiście nic nie wiedzą.
No nic, mówi pani z USC, musi się stawić żona.
Ja już chcę dzwonić do mamy i pytać, czy na pewno się rozwodzili, ale wpadam na pomysł i pytam pani z USC, czy nie dałoby rady może jakiegoś oświadczenia napisać (mama była akurat w pracy, kilkadziesiąt kilometrów dalej, nie ma samochodu, a do tego urzędu bez samochodu nie sposób dojechać już tego dnia - mnie przywiózł sąsiad).
Pani pomarudziła, że z tym rozwodem to pewnie nie prawda, ale podsunęła mi druczek oświadczenia informujący, że jeśli kłamię to kara będzie surowa (w pełni to rozumiem), wypełniłam i pani się znów zabrała do pracy.

Tuż przed wydaniem mi aktów spytała jeszcze ile ojciec miał lat w chwili śmierci, odpowiadam, że 51, na co pani z USC oznajmia:
- Całe szczęście (!), bo gdyby miał 50, to jeszcze potrzebna by była książeczka wojskowa (?), a ja tu widzę, że ojciec swoje ostatnie urodziny obchodził niecałe dwa miesiące przed śmiercią.

USC

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (559)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…