Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#26769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Choruję na stawy. Każdy jeden jest w jakimś stopniu ograniczony. Najbardziej nadgarstki i to właśnie o nich będzie.

Szpital, w którym się leczyłem miał dwa budynki, zwane Szpitalem i Sanatorium. Ogólnie ludzie ze Szpitala nie znali się z ludźmi z Sanatorium (i vice versa), toteż nie wiedzieli, kto na co choruje. Zasada była taka, że jeśli było mało osób zapisanych na jakieś ćwiczenia, to łączyli grupę wraz z drugim budynkiem. Niepisaną zasadą było też to, że jeśli prowadząca ćwiczenia była potrzebna gdzieś indziej, to jej rolę (do powrotu) przejmował ktoś, kto już te ćwiczenia zna.

No i mieliśmy tzw "rączki" - czyli ćwiczenia rąk. Akurat to konkretne polegało na położeniu dłoni na krawędzi stołu, przytrzymaniem jej drugą łapką i machaniem łokciem w górę i w dół. O ile w dół mogłem łokieć opuścić, tyle do góry nieco ponad poziom już nie. Prowadzącą wywiało do sali obok, naprzeciw mnie siedział jakiś gościu z Sanatorium, który widząc, że zbyt wysoko łokcia nie podnoszę sądził, że się obijam. Postanowił coś z tym zrobić. Mianowicie - wstał, przytrzymał mi dłoń (tą na stole), złapał za łokieć i pociągnął. Ból porównywalny do zgięcia kolana w nie tą stronę, co zwykle. Nadgarstek "wyjęty z użycia" przez 3 tygodnie.

Może opis nie jest tak piekielny, jak wizualizacja tego zajścia ale uwierzcie - do dzisiaj mam ten widok przed oczami. A minęło z 10 lat.

Szpital i Sanatorium w Sopocie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 477 (525)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…