Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#26906

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To jeszcze tak trochę z bojów pielęgniarskich.
Byłam Ci ja wtedy po pierwszym roku studiów, w związku z czym miałam do wyrobienia praktyki zawodowe z podstaw pielęgniarstwa (takie same, w teorii, jak mają przyszli lekarze :) ), które miały trwać coś koło miesiąca - średnio pamiętam. Ale tą pańcię zapamiętam chyba do końca życia (podobnie, jak swój pierwszy dyżurowy zgon).
Siedziałam Ci ja wtedy na internie, a do moich zadań należało ścielenie łóżek, toaleta pacjentów, roznoszenie leków, pomiary cukru i wiele, wiele różnych pierdół, patrząc na to z perspektywy czasu.
W nocy przywieziono nam na oddział dwóch panów - jednego z rurką tracheostomijną, sparaliżowanego, niezdolnego ogólnie do samodzielnego funkcjonowania. Panem tym opiekowała się żona.
Natomiast na łóżku numer dwa leżał sobie pan z silną dusznością, z tego co pamiętam, trochę wskazywało to na zawał, trochę na zaostrzenie POCHP, sama już dokładnie nie pamiętam.
Z racji poważnego stanu obydwu panów leżeli oni w sali położonej dokładnie naprzeciw dyżurki, aby w razie czego szybko można było się do nich dostać. Z założenia drzwi powinny być cały czas otwarte, ale Pani Żona co chwilę je zamykała, bo podobno był przeciąg (nie zauważyłam)
I tak rozrabiam sobie w dyżurce leki, które mogę, ogólnie dość zalatana jestem bo - jak to na internie - leków od groma, a żona Pana Numer Jeden stoi w drzwiach.
I stoi.
I stoi.
I tak już z pięć minut stoi.
Średnio zwracam na nią uwagę, bo wychodzę z założenia, że gdyby czegoś potrzebowała, to się odezwie, a ze mną jest druga pielęgniarka, która aktualnie wstawia rzeczy do sterylizacji, a pani stoi.
I tak stoi już dobrą chwilę, aż w końcu wypala:

[PŻ] Przepraszam bardzo, bo ten pan na łóżku obok mojego męża, to leży siny i chyba nie oddycha!

Na to wszyscy zamarli, a następnie dostali przysłowiowych motorków w tyłku. Szybko - EKG, atropina, reszta leków, słowem: reanimacja. Ja stoję jak taka zaczarowana gdzieś z boku i staram się nie przeszkadzać, a Pani Żona wciąż stoi w drzwiach od dyżurki.
Z sali słychać tylko lekko przytłumione krzyki, co chwilę ktoś wbiega, a ktoś wybiega. Wtem nagle Żona próbuje dostać się do sali, a ktoś usilnie zamyka jej drzwi.

[Px] Przepraszam, ale nie może pani tam teraz wejść! Tam trwa reanimacja!
[PŻ] Jak to?! Ja nie mogę? Ale tam jest mój mąż!
[Px] Tak, rozumiem, ale jemu nic się przecież nie stanie, natomiast drugi pacjent potrzebuje pomocy, a Pani będzie tam tylko przeszkadzać!
[PŻ] No tak, ale jemu zupka wystygnie, to co, mam mu potem zimną dać? Nie wiadomo, ile to potrwa!


Cóż. Z jednej strony gratuluję panu tak oddanej żony, z drugiej, współczuję nadopiekuńczości. Wiem, że choroba bliskiej osoby może zmienić drugiego człowieka w ledwo myślące zombi, ale bez przesady :)

A pana reanimowanego udało się wyreanimować, dostał tlen, a potem, powiedzmy, czuł się całkiem nieźle, jak na takie przejścia. O dziwo udało się nie połamać żeber.

służba_zdrowia żona

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (222)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…