Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#27428

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lwią część pracy odwalam w domu, a że piękna pogoda to okna pootwierane i tak jak moja znajoma robi - przypięłam mocno smycz do ramy okna i wypuściłam kota na okno (na oknie mam taki mały "balkonik", długość koło 1,5, szerokość koło pół metra) coby powdychała świeżego powietrza, bo na spacer mi się z nią iść nie chce.

Radośnie pukam w klawiaturę od rana... Nagle przez okno wpadają mi coraz większe kamyki, potem już kamienie - jeden ugodził kota (który się zaplątał z nerwów i nie mogła do domu wejść), potem kolejny ;/ Kota drącego się wniebogłosy odpinam ukradkiem zza zasłony, a tu dzieciaki może 10-letnie rzucają wciąż w okno i się śmieją. Co chwila wołając "kici kici".
Postanowiłam pobawić się w piekielną - mój kot to moje oczko w głowie. Łapię za torbę-nieodłączkę i wypadam w kapciach na dwór...

Chłopca jednego łapię za fraki, bo drugi zwiał, niestety. No kto głupi wypada wściekły zza drzwi, drąc ryjka "Ej, co wy robicie?!". Jednego pechowca grzecznie pytam czemu w kota rzuca - dostaję przekleństwa i szarpanie. Pytam, w którym mieszkaniu mieszka, bo muszę z rodzicami pomówić - dziecko milczy. Potem mnie kopnął. Ponawiam kilka razy pytanie, gdzie mieszka (w końcu jedno osiedle), ale tylko mnie wyzywa.

Realizujemy brzydki plan. Wzięłam torbę, a w niej razem z innymi rzeczami jak notes czy długopis... mam kajdanki prima sort, na kluczyk. Czemu noszę? Na końcu.
Dzieciaka przypinam do siatki jedną ręką (naokoło osiedla mam niewielką siatkę), a łatwe to nie było. Nad nim przyczepiam kartkę "Rzucałem w niewinnego kota dla zabawy. Odmawiam przyznania się rodzicom. Przypięła mnie pani, która czeka na przeprosiny [mój numer telefonu]".

Dzieciakowi łzy lecą po policzku, pytam ślicznie czy mogę porozmawiać z jego rodzicami, ale on nic, cisza. Więc idę w kierunku mieszkania, na co chłopiec zaczął na poważnie krzyczeć i płakać "mamo, mamo!". Zanim doszłam do wejścia na klatkę, Pani Mama usłyszała nawoływanie swojego młodego i biała jak ściana zbiegła na dół.

Najpierw nieuprzejmość co ja robię. Potem przeczytanie kartki i nieco spokojniejszy ton. Ja uprzejmie wyjaśniam, że dwójka chłopców mi rzucała w kota siedzącego na oknie i jednym większym trafiło w żywe zwierzę bez powodu. Okna nikt nie wybił ani nic w domu, ale mam zapiaszczone zasłonki, obce kamienie i uszkodzonego kota. Odepnę chłopca jak usłyszę przeprosiny za rzucanie w kota, za język jakiego używał i za kopanie mnie po nogach (pokazałam ślicznie zakurzone spodnie). I poprosiłam, aby jego kolega zrobił to samo.

Pani Mama na szczęście awantury nie robiła, poprosiła tylko o odpięcie. Po przepytkach chłopiec tylko wyszlochał, że rzucali "bo stał w oknie"... i bezceremonialnie od mamy dostał klapsa. Przeprosiła w imieniu chłopca i zapewniła, że przekaże mamie Kubusia (drugiego chłopca) aby też przeprosił mnie i kota.

Szczęśliwie kotu nic nie jest (aż do weta wybyłam - mówiłam, jestem przeczulona), chociaż w czaszkę przygrzmociło - leży obrażona na cały świat w mojej szafie (miejsce, gdzie idzie kot, gdy jest obrażony na cały świat). Czekam na przeprosiny od drugiego chłopca. Kamienie wrzuciłam sąsiadowi do ogródka, ładnie je zgarnął na stosik do innych kamieni, więc mają kumpli. Kajdanki odzyskane, kartka zerwana.
No i Amczek był piekielny. Dobrze, że Pani Mama nie była piekielna dodatkowo.

[Jakby kogoś interesowało czemu mam kajdanki? Ano z kolczykiem się nic nie wyjaśniło - w poprzedniej historii utraciłam kolczyk w brwi i dorobiłam się szwu - za to pan policjant zażartował, że mogę następnym razem przypiąć kajdankami kogoś i poczekać na Straż Miejską. I ja to zrobię. I podam dane pana, który mi to polecił.]

Domek słodki domek

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 991 (1057)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…