Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#28291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść Sylwestrowa.
Mam nadzieję, że współuczestnicy nie będą mieli mi za złe (jeśli tu zaglądają) dodanie tej historyjki, gdyż uważam, że jest warta podzielenia się z większą rzeszą zainteresowanych, oraz służy za morał, żeby uważać na to co się robi i jak łatwo trafić na niewłaściwe miejsce, w niewłaściwym czasie.
Piekielnymi w tej historii okazaliśmy się my. To znaczy ja i dwóch kolegów, gdy o 1 w nocy w Nowym już Roku lat kilka wstecz zabrakło fajek i alkoholu. Dla wytłumaczenia skąd dysponowaliśmy samochodem dodam, że nie piłem tego Sylwestra, ze względu na dorabianie sobie do studiów pracą w kościele w charakterze organisty, a 1 stycznia to święto, więc o 7 rano musiałem się u proboszcza zameldować w pełni gotowości.

Na Sylwestra wymyśliliśmy sobie przebieranki. Ponieważ dysponowałem tamtego czasu długim, skórzanym płaszczem uznałem, że mogę robić jako Neo a′la Matrix. Kumpel, z zamiłowania do wszystkiego co wojskowe/policyjne, przebrał się za członka grupy antyterrorystycznej (nawet z repliką jakiegoś MP5 czy innego półautomatu). Wygląd drugiego kumpla zwalił mnie z nóg - podziwiam poświęcenie - mianowicie dokładnie wygolone kończyny dolne, pod pachami, zrobiony make-up, mini-spódniczka, blond peruka - słowem gdybym go nie znał, pomyślałbym, że całkiem fajna laska nas dodatkowo odwiedziła. Wyglądał (sorry, Piotrek) jak strażnik leśny z trasy Poznań-Świecko.
Tak wyekwipowani pojechaliśmy na stację benzynową celem zakupu fajek i jakiegoś tam ichniego trunku. Po drodze przyszło nam do głowy, że przecież Nowy Rok, zabawa i tak dalej to można też zrobić akcję. A wyglądało to w sposób następujący.

Piotrek (strażnik leśny)
Marek (AT)
Ja (Neo).

Strażnik leśny wchodzi do sklepu przeglądać jakieś chipsy czy inne ustrojstwa, chwilę za nim wpada członek grupy antyterrorystycznej z giwerą, rzuca go o ziemię, drąc mordę typu: "NA ZIEMIĘ, S**O!!! CO JEST K***O?! GDZIE SIĘ SZLAJASZ DZ***O!" i dawaj skuwa biedną "dziewczynę" (przypominam, wyglądającą jak rasowa tleniona blondi pracująca w przybytkach dla dorosłych). W mniej więcej w tym momencie wchodzi Neo, patrzy na całe zamieszanie i robi *pstryk* palcami. W tej chwili obie osoby zastygają w bezruchu. Neo spokojnie podchodzi do kasy i recytuje spokojnie:
- Pół litra "wódki skandynawskiej", dwa razy Malborki lighty w miękkiej paczce...
Odwraca się:
- I jeszcze chipsy wezmę.
Po czym spokojnie płaci kartą (no bo i skąd u Neo zwykłe pieniądze) i wychodzi ze sklepu. "Blondi" i AT-ek dalej bez ruchu, zastygli w dość niewygodnej pozie. Po chwili się cofam ze słowami: "A, właśnie, byłbym zapomniał" i *pstryk*, a akcja skuwania kajdankami toczy się dalej.

Siedzę już w samochodzie, chłopaki wychodzą (czy raczej Marek wyprowadza Piotrka w kajdankach), chwilę siedzimy w samochodzie i dochodzimy do wniosku, że wypadałoby wyjaśnić całą akcję i przeprosić. No to poszliśmy.
Żeby skrócić tą przydługą opowieść:
- Zostaliśmy w pierwszej chwili zmieszani z błotem i zrównani z ziemią
- Przyjechała policja (w sile dwóch "lodówek")
- Policjanci jak usłyszeli co zrobiliśmy, zaczęli się śmiać, ale pilnowali nas do czasu wyjaśnienia całej sprawy
- Piotrkowi zrobiło się zimno (wiecie - mini i te sprawy), więc oddałem mu mój skórzany płaszcz, którym się szczelnie owinął
- Uratowało nas chyba tylko to, że Piotrek zaczął się "wdzięczyć" do policjantów, na co oni reagowali ze śmiechem słowami: "No pokaż nóżki" (co zresztą Piotrek skwapliwie uczynił, "zalotnie" odsłaniając połę płaszcza i pokazując doskonale wydepilowane nogi)

Co było w tym najbardziej piekielne??

Chyba to, że tydzień wcześniej na tej stacji zdarzył się napad i kasjerka, która nas obsługiwała, właśnie ten tydzień temu wydawała sprawcy pieniądze z kasy, z lufą pistoletu przy skroni.

Powiedzmy w ten sposób - zakupy zamiast 15 minut zajęły nam półtorej godziny, dodatkowo obciążyliśmy się kosztem Ptasiego Mleczka, podarowanego tej pani z przeprosinami (o których przyjęcie musieliśmy ostro powalczyć, co jednak było zrozumiałe), radość panów policjantów, którzy na pewno mieli umiloną nocną służbę widząc, do kogo im przyszło pojechać i wielkie uczucie piekielności, którą wyrządziliśmy (w połowie nieświadomie) biednej kobiecie.

Tak więc - jak wspomniałem - historia z morałem jak łatwo znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, gdy głupie pomysły przychodzą do głowy.

stacja benzynowa gdzieś w Poznaniu

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 936 (1050)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…