zarchiwizowany
Skomentuj
(31)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Kilka godzin temu, zostałam ofiarą wypadku, a właściwie ofiarą padł mój samochód.
Z podporządkowanej, z piskiem opon wyjechał pan około 60tki, waląc z impetem w moje auto od strony kierowcy. Jechałam bardzo wolno bo dopiero ruszyłam na światłach i ujechałam z 70 - 80m. Dobrze, że nikt nie szedł chodnikiem, na który mnie rzucił, bo byłby trup na miejscu.
Pan wyskoczył na mnie z ryjem, że tak to jest jak jedzie baba.
Potem mi zaczął grozić, żebym się nie ważyła dzwonić po "gliny".
Jak oprzytomniałam, zignorowałam jego wrzaski i zadzwoniłam.
Następnie, wśród bluzgów i wrzasków jego syna, wezwanego przez tatusia na pomoc, załatwiłam cały serwis fotograficzny, bo pan przeszkodził mi w wyjeździe na wystawę i miałam przy sobie cały fotograficzny sprzęt.
Przybyli stróże prawa uspokoili krzykacza, obejrzeli auta i miejsce zdarzenia. Pan dostał 500 do zapłaty i coś tam jeszcze, a ja pomoc przy sprowadzeniu lawety...
Jestem cała i zdrowa, choć jeszcze się trzęsę, na myśl co by było gdyby lepiej wycelował i dołożył mi centralnie w drzwi.
Pan tłumaczył policji, że wyjechał, bo jakiś gostek na chodniku mu machał, że droga wolna i żeby szybko ruszał.
Jednak najbardziej zastanawiająca jest reakcja mojego agenta ubezpieczeniowego
- Co? O cholera! Niech pani tylko nie wzywa policji!
Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego?
Z podporządkowanej, z piskiem opon wyjechał pan około 60tki, waląc z impetem w moje auto od strony kierowcy. Jechałam bardzo wolno bo dopiero ruszyłam na światłach i ujechałam z 70 - 80m. Dobrze, że nikt nie szedł chodnikiem, na który mnie rzucił, bo byłby trup na miejscu.
Pan wyskoczył na mnie z ryjem, że tak to jest jak jedzie baba.
Potem mi zaczął grozić, żebym się nie ważyła dzwonić po "gliny".
Jak oprzytomniałam, zignorowałam jego wrzaski i zadzwoniłam.
Następnie, wśród bluzgów i wrzasków jego syna, wezwanego przez tatusia na pomoc, załatwiłam cały serwis fotograficzny, bo pan przeszkodził mi w wyjeździe na wystawę i miałam przy sobie cały fotograficzny sprzęt.
Przybyli stróże prawa uspokoili krzykacza, obejrzeli auta i miejsce zdarzenia. Pan dostał 500 do zapłaty i coś tam jeszcze, a ja pomoc przy sprowadzeniu lawety...
Jestem cała i zdrowa, choć jeszcze się trzęsę, na myśl co by było gdyby lepiej wycelował i dołożył mi centralnie w drzwi.
Pan tłumaczył policji, że wyjechał, bo jakiś gostek na chodniku mu machał, że droga wolna i żeby szybko ruszał.
Jednak najbardziej zastanawiająca jest reakcja mojego agenta ubezpieczeniowego
- Co? O cholera! Niech pani tylko nie wzywa policji!
Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego?
wypadek
Ocena:
633
(671)
Komentarze