Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#28563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo acz treściwie. Gdybym nie była w tym przedstawieniu główną aktorką, nie uwierzylabym.

Jestem medycznym, niezidentyfikowanym zjawiskiem.

Stosunek do służby zdrowia mam neutralny, ale ta historia traktować będzie o wyjątkowo piekielnej pigule.

Rys sytuacyjny:
kilka lat temu miałam operację serca, od tego czasu zaczeły się u mnie problemy zdrowotne wszelkiej maści, badań miałam niezliczoną ilość, od kilku miesięcy jednak bóle głowy towarzyszące mi od lat nasiliły się.
Z bólu mdlałam i wymiotowałam.
Przyplątała się anemia.
Lekarze postanowili przebadać mnie jeszcze dokładniej wzdłuż i wszerz.
Wiązało to się m.in z pobieraniem krwi co tydzień.

Ad rem: jako, że w przychodni bywam niezwykle często, z kilkoma pielęgniarkami przyjmującymi na zmianę w zabiegowym zdążyłam się zaprzyjaźnić. By ułatwić mi życie, wypracowałyśmy układ, polegający na tym, że w dzień pobrania przychodzę wczesnie rano, coby potem kolejki nie blokować innym (a trzeba zaznaczyć, że od zawsze na widok igły mdleję, a krew mam gęstą jak budyń, co oznacza leżakowanie przez co najmniej pół godziny).
Kładę się na leżance, i co ważne, krew pobierana mi jest ZAWSZE ze stopy, na moją prośbę (w każdym innym miejscu żyły są "schowane" bardzo głęboko, a mi samej daje to więcej komfortu).

W zeszły poniedziałek, traf chciał, obie "moje" pielęgniarki były nieobecne.

Wchodząc do gabinetu moim oczom ukazała się [P]iguła rodem z PRLu: w wieku mojżeszowskim, z ogromymi okularami, koczkiem na czubku głowy i wiecznie skwaszoną miną.

Na moje "dzieńdobryjanapobranie" nie usłyszałam ani "dobry" ani "pocałuj mnie w odwłok".

Cóż, może cięższy dzień, podaję skierowanie i kładę się na leżance.

[P] siedzi. Milczy.

Myślę: "ki diabeł, umarła czy jak?" ale nie [P] nagle kieruje na mnie morderczy wzrok i mówi:

[P]: Za wczesnie jest! Później przyjdzie!
[J]: Przychodnia przeciez już otwarta, spieszę się do szkoły, jeśli pani mogłaby...
[P] wzdycha. I jeszcze raz. I jeszcze. Już mam pytać, czy czasem hiperwentylacja ale..
[P]: Na fotel siada!
[J]: Przepraszam, ale ja zawsze mdleję, wolę leżeć.
[P]: Królewna jedna... - wzdycha. Ze trzy razy. Może to astma? - Leży i rękaw do góry.
[J]: Wolałabym ze stopy, jeśli można, bo ja mdleję. - posyłam jej nikły uśmiech, bo moje członki już wyczuwają, że cięzko będzie i tańczą cza-czę, czyt. drżą- jeśli można.

[P] mnie mierzy, myślę sobie, że darmowy rentgen, może mi coś znajdzie, ale nie. Podnosi się, krzesło z ulgą trzeszczy.
Zdejmuję skarpetkę, podwijam nogawkę i nagle bum! blaszana miedniczka spadła na kafelki. Gdybym umiała, wisiałabym wtedy na suficie, jak kot z kreskówki, grzbietem ku dołowi.
[P] podchodzi, nie zważając na wyciągniętą stópkę, szarpie mnie za rękaw, wymachując parcianą (?) opaską.

[J]: Ale ja z żyły grzbietowej poproszę.
[P] patrzy na mnie jak na wariatkę.
[J]: Bo ja wtedy nie odlatuję tak często- mój uśmiech tu raczej nie pomaga- i kilka razy miałam tu pobierane tak, lepiej było. A na rękach żył nie widać - nie prezentuję, bo jeszcze by złapała, nie daj Boże, oby na słowo uwierzyła.
[P]: co za fanaberie! Się zachciało! Ja nie wkłuję! Rękę daje albo sobie idzie. Ja czasu nie mam - wspomniałam, że w piciu kawy przeszkdoziłam? - pacjentów mam!
[J] No bardzo proszę, niech pani stąd pobierze, ja inaczej nie wytrzymuję (naprawdę, taki ze mnie wrażliwiec)
[P]: Nie będę pobierać!
[J]: (nie dość, że się trzęsłam ze strachu, to jeszcze usta coraz szerzej ze zdziwienia otwierałam) Ale niech Pani pobierze, naprawdę się już spieszę, proszę.
[P]: Nie pobiorę!


Warto tu jeszcze dodać, że głosików owej pani dorównywał ilości decybeli wytwarzanych przy starcie boeinga.

Przepychanka słowna trwała bite 15 minut. Ja swoje, [P] swoje.

Z nerwów zrobiłam bezigłowe adiós. Muszę tam wrócić jutro.

przychodnia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (214)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…