Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#28868

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Drodzy Państwo - przedstawiam moich piekielnych współlokatorów! Historia w czterech częściach.

I. Emilka

Emilka to człowiek - enigma. Do tej pory nie wiem o niej nic poza tym, że ma tak i tak na imię i studiowała biologię. Nazwiska nie znam, podobnie jak wielu innych rzeczy.
Z Emilką dzieliłam pokój, i dzieliłam to dobre słowo.
Podczas trzech miesięcy wspólnego pożycia nie zamieniłyśmy ze sobą więcej jak dziesięć zdań, przy czym najwięcej - bo aż cztery - przy mojej wyprowadzce. I to były zdania złożone!
Nie wiem, o co chodziło tej dziewczynie i pozostanie to dla mnie tajemnicą na zawsze - chociaż, może lepiej nie dociekać.
Spała zawsze, gdy wracałam z pracy o 22, a kiedy budziłam się o 7, już jej nie było. Tak mijały tygodnie, a ja prowadziłam tryb praca - dom - praca - uczelnia, nie wadząc nikomu i od czasu do czasu prowadząc błogie rozmowy w kuchni z pozostałymi dwiema współlokatorkami. Nie dało mi do myślenia, że jedna z dziewczyn była najlepszą przyjaciółką Emilki, ale po pół roku zamieszkiwania z nią w jednym pokoju, wyniosła się do tego jednoosobowego.
Czy Emilka była głośna? Chamska, podkradająca rzeczy? Nic podobnego. Emilka stwarzała wrażenie, jakby w ogóle jej nie było, nawet podczas tych krótkich spotkań w naszym pokoju, w czasie których siedziałyśmy w milczeniu.
Zauważyłam u niej postawę socjopatyczną w momencie, kiedy znalazłam ją w łazience jedzącą obiad. Dlaczego? Nie mam pojęcia, prawdopodobnie bała się reszty ludzi. No tak, ja w pokoju, uskuteczniam ogarnianie własnej garderoby i podlegającej mi części pokoju, a w kuchni siedzi Kasia przygotowująca obiad dla siebie. Gosia siedzi w swoim pokoju przy otwartych drzwiach i słucha muzyki. Jedyne miejsce, gdzie nie musiała spotykać się z ludźmi, to była łazienka.
Życzyłam jej smacznego, gdy siedziała na kiblu.
Co do podległej mi części pokoju - Emilka była wybitną pedantką. Ja do tej grupy społecznej nie należę, aczkolwiek potrafię uszanować czyjeś życzenia, dlatego starałam się utrzymać jak największy porządek. Czasami było to trudne, zwłaszcza, kiedy przez pięć dni z rzędu szłam do pracy na dwanaście godzin, ale starałam się. Pokój sprawiał wrażenie opustoszałego, bo na biurkach nie było nawet pół długopisu, a rzeczy pochowane były do szaf.
Emilce chodziło jednak o coś głębszego. O ścieranie kurzu. Przyznaję, nie miałam na to czasu i przez pierwsze trzy tygodnie zajmowała się tym widocznie tylko Emilka, bo koty nigdy się nie walały. Chciałabym jednak zobaczyć swój wyraz twarzy, kiedy zobaczyłam Emilię latającą z miarką po pokoju i dzielącą meble, telewizor i dywan na pół.
A potem wparowała ze ścierką, odkurzaczem, i wyczyściła tylko i wyłącznie swoją połowę. Zdębiałam.
I żadnego słowa z jej ust nie usłyszałam.
Egzystencja w tym trybie trwała trzy miesiące, po czym odebrałam telefon od właściciela, że Emilia życzy sobie, żebym się wyprowadziła. Na już, teraz, zaraz, do końca miesiąca, a był 22. Dlaczego? Właściciel nie wie. Ja nie wiem, Kasia nie wie, Gosia podobnie.
Po pracy wparowuję wściekła do mieszkania z zamiarem porozmawiania z tą dziewczyną, jednak jej nie zastaję. Tak samo w pozostałych osiem dni. Wyparowała!
Ostatniego dnia miesiąca spakowałam wszystkie swoje rzeczy z zamiarem wywiezienia ich do kolejnego mieszkania, i nagle moim oczom ukazuje się Emilka.
Wtedy odbyłyśmy najdłuższą rozmowę w życiu.

- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? Dlaczego z dnia na dzień mam się wyprowadzić i dlaczego powiedział mi to właściciel, a nie Ty?
- Nie pasujesz mi. I w weekend ktoś spał w moim łóżku!

Zdziwiłam się. Owszem, byłam w weekend w mieszkaniu, ale gości nie przyjmowałam. W ogóle w tym mieszkaniu nie przyjmowałam gości.

- Myślę, że jesteś w błędzie, bo nikogo u mnie nie było. A poza tym, tak się nie robi, bo z ludźmi się rozmawia, ale skoro Ty jesteś socjopatką, to nie jest to moja broszka. Próbowałam nawiązać z Tobą kontakt, ale nie dało się - trudno. Płakać nie będę. A po czym wnosisz, że ktoś spał w Twoim łóżku?

- Poduszka była zgnieciona. I ja też rozmawiać z Tobą nie będę.


Tak, moi drodzy. Kilka dni przed telefonem właściciela spieszyłam się do pracy, ale wróciłam się do domu, bo czegoś tam zapomniałam. Jako, że łóżko Emilki było zaraz przy drzwiach, w biegu prawdopodobnie położyłam na chwilę torebkę na jej poduszce, po czym zabrałam co miałam zabrać i wybiegłam.
I to był dla niej dobry powód do wyrzucenia mnie z mieszkania.
Dyskutować nie miałam zamiaru, rzeczy pokornie zabrałam i wyprowadziłam się do Mieszkania Cudów, o którym będzie następna historia.

Co najśmieszniejsze, cztery lata od tego wydarzenia, spotkałam w autobusie dziewczynę. Miła, studentka, zagadałyśmy się i tak od słowa do słowa wyszło, że mieszka właśnie w tym mieszkaniu. Nadal z Emilką.
Tak, Emilka nadal z braku wolnych pomieszczeń je obiady w łazience, do nikogo się nie odzywa, chodzi spać o 21 i wtedy cały dom musi chodzić na paluszkach. Czasami jak ma jakiś problem, zostawi dziewczynom kurtuazyjną kartkę na blacie w kuchni w stylu "Nie życzę sobie pozostawiania brudnych naczyń w zlewie", kiedy dziewczyny wybiegają w pośpiechu z domu rano (a karteczkę znajdują po powrocie za dwie czy trzy godziny}, ale nie mogą nic z nią zrobić, bo na nią aktualnie jest podpisana umowa (za moich czasów - była na Kasię). Dlatego płacą za mieszkanie, a przebywają w nim najwyżej dwie czy trzy godziny dziennie.

Widoku Emilki jedzącej spaghetti na kiblu - nie zapomnę nigdy.

mieszkanie współlokatorzy

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (234)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…