Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29283

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Starszy syn mojej chrzestnej ma 18 lat, młodszy - 13. Ja mam nieco więcej, studiuję sobie w Dużym Mieście, w międzyczasie relaksując się w pracy od 9 do 17. ;) Tak się dziwnie złożyło, że ciocia jest nauczycielką, co naświetli chyba powód mojej irytacji w pierwszej części historii.

Odkąd młodszy z chłopaków poszedł do gimnazjum, średnio raz w tygodniu ciotka wydzwaniała do mnie, abym pomogła mu odrobić pracę domową... czyli podyktowała przez telefon odpowiedzi ("W końcu studiujesz filologię!"). Nieważne, czy jechałam tramwajem, byłam ze znajomymi na piwie czy w pracy - odpowiedź ma być na już! A pytania były i kuriozalne - co oznacza takie a takie słowo, podać definicję czegoś tam - i wymagające dłuższej odpowiedzi pisemnej. Wszelka odmowa napotykała na mur oburzenia i biadolenia, wypominania prezentów gwiazdkowych, czasem zaś brania na litość. Nie odmawiałam więc, cierpliwie znosząc te ataki niewiedzy, mając w pamięci "obrażalność" ciotki; a i chłopca mi było żal, bo jest lekko opóźniony i nie radzi sobie w szkole (a ciotka nie raczy się nim zająć, bo "wyrośnie").

Przegięła jednak ostatnio. Starszy syn ma mieć przeprowadzaną dość poważną operację, która przed samym zabiegiem wymaga jeżdżenia na regularne kontrole. Jeździli więc z nim co miesiąc z mojej Mieściny do miejscowości pod Dużym Miastem.

Pewnego niedzielnego wieczoru odebrałam telefon od Ciotki, w którym stwierdziła, cytuję: "Skarpetko, nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale w środę o 15 masz odebrać Jasia z PKS i zabrać go do lekarza do X, bo ja jestem chora i nie mogę jechać", koniec cytatu. Przypomnę, że Jasio lat ma 18, a uzupełnię tym, że z PKS do miasteczka jedzie się 1 tramwajem do pętli i 1 autobusem z pętli - cały czas w linii prostej.

Wyjaśniam ciotce - że pracuję, że tam się jedzie prawie godzinę, nie wiadomo, ile będzie trzeba czekać na lekarza, że potem mam seminarium i po prostu nie mogę. Usłyszałam wybuch oburzenia, że jak to własnej rodzinie nie pomogę?!, w tle zaś nieśmiałe wtrącenia Jasia, że przecież ma 18 lat i umie wsiąść w tramwaj...

Skończyło się tym, że Jasia zgodził się odebrać, zawieźć do miasteczka i odstawić na PKS mój chłopak. Ja zadzwoniłam do ojca i do babci mówiąc, że nie życzę sobie ani traktowania mnie w ten sposób, ani używania mnie jako komputerka do odrabiania lekcji.

Na linii ciotka-ja zapadła cisza, dość złowieszcza. Miesiąc po aferze, przy wielkanocnym stole, nie odzywała się do mnie nadal, jajkiem też się nie podzieliła... Jakoś nie żałuję, tylko jej synów szkoda. ;)

Radosna rodzinka

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (731)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…