Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29370

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w sklepie z kosmetykami, posiadamy jednak również w sprzedaży produkty do wypełniania mieszkań ślicznymi zapachami - świeczki, perfumy, etc. Jakość towarów jest naprawdę wyborna, ale dzięki temu ceny również są z górnej półki, stąd zwykle odwiedzają nas stali klienci bądź możne panie, którym ktoś coś polecił, a które stać na kremy za pół tysiąca. Z racji na ceny kręci się również wokół sklepu sporo złodziei, a niestety, większość z nich nie wygląda jak obdartusy spod mostu; najczęściej noszą garnitury bądź eleganckie garsonki, a raz nawet trafiła nam się złodziejka w prawdziwym, przepięknym futrze. I o takich złodziejaszkach Wam co nieco opowiem.

1. Codziennie wycieramy półki z kurzu według rozpiski i robimy inwentaryzację danych grup produktów. Podczas takiej oto czynności, prostej i rutynowej, kiedy układałam świeczki na półeczce, jedna z nich wydała mi się dziwnie lekka. Otworzyłam ją, a tam - szok! Świeczka zużyta prawie do samego dna, zwęglony knot sterczał smutno z resztek parafiny, a gdzieś pod jej warstwą zastygł utopiony komar czy inna mucha. Na chwilę mnie totalnie wcięło: ktoś sobie najzwyczajniej podmienił starą świeczkę na nową i poszedł do domu!

2. Czasami zaglądał do nas bardzo elegancki, starszy pan. Przychodził, kupował kilka mydełek, chętnie z nami gawędził, kręcił się po sklepie i wychodził, grzecznie się żegnając. Był bardzo miły i nigdy nie wzbudzał naszych podejrzeń.
Któregoś dnia jednak, kiedy obsługiwałam innego klienta zauważyłam, że owy pan niespokojnie uwija się przy półkach z męskimi zapachami. Myślałam, że czegoś nie może znaleźć (ze względu na kradzieże większość towarów chowamy do szuflad, a na półkach stoją puste pudełka) toteż ruszyłam, żeby mu pomóc, ale kiedy tylko się zbliżyłam, zobaczyłam że upycha sobie do rękawa jeden z żeli pod prysznic. Popatrzyłam na niego karcąco i stanowczym tonem nakazałam odłożyć produkt na półkę. Sądziłam, że się zawstydzi, że przeprosi, że to pierwszy i ostatni raz, bo przecież taki zawsze był uprzejmy - ale skąd! Ten dobroduszny dziadzio splunął mi pod nogi, odrzucił żel na półkę (rozwalając przy tym całe ułożenie), nazwał mnie "czepliwą Żydówą" i odszedł, wielce obrażony. Od tamtego czasu już do nas nie zagląda.

3. Razu pewnego zajrzała do nas pani z synem (a może z utrzymankiem - kto ich tam wie na tych salonach). Bardzo zadbana, z klasą, elegancko ubrana i pachnąca. Chłopak - całkowite przeciwieństwo. Stare dżinsy, wyprany tiszert i tylko buty miał dość ładne, choć przy kobiecie i tak wyglądał jak nędzarz. On usiadł znudzony na jednym z dwóch krzesełek, jakie mamy na sklepie, ona zaś kręciła się po sklepie od półki do półki i ciągle rzucała mu pytania typu: "to co ty byś chciał?", "jakie te zapachy?" czy "ile tego chcesz?".
Chłopak był absolutnie niezainteresowany, wzruszał tylko ramionami i bawił się telefonem, co jakiś czas rzucając łapczywe spojrzenia na produkty stojące na stoliczku, obok którego siedział. Wiedziałam, że to wszystko było zorganizowane: miałam skupić swoje podejrzenia na chłopaku i jego obserwować, podczas gdy pańcia miała coś podwędzić.

Na szczęście nie pracuję w sklepie od wczoraj i znam takie numery, dlatego obserwowałam zarówno ją jak i jego, niemal depcząc jej po piętach - zwłaszcza, kiedy chciała schować do kieszeni jeden z kremów, ale zrezygnowała, bo akurat na nią spojrzałam.
Co zabawniejsze, zadawała mi pytania, odnośnie rzeczy stojących po przeciwnej stronie sklepu, żebym po nie poszła i jej przyniosła, zostawiając ją samą pośród testerów ultra drogich kremów. Kiedy nie udało jej się nic wynieść również z fochem zadarła nos do góry, rzuciła "chodź stąd, bo przecież ta piz*a się nie odczepi", wcale nie siląc się na ściszenie głosu i niemal wybiegła, postukując drogimi kozaczkami o podłogę. Ciekawe, czy te buty też wyniosła z jakiegoś sklepu...

4. Najzabawniejsza sytuacja: kasowałam jednego z klientów, a obok stołu z mydłami kręciła się jakaś pani. Nie mogłam cały czas na nią patrzeć, ale co jakiś czas zerkałam kontrolnie, co robi, jako, że babcie mydełkowe to prawdziwa plaga w naszym sklepie - wynoszą mydła TONAMI. Nie wiem, czy tak się brudzą, czy to po prostu kleptomania, ale mydła giną jak szalone.

Kiedy pożegnałam klienta ruszyłam do babinki, żeby zapytać, czy mogłabym jej w czymś doradzić, ale kiedy zobaczyła, że się zbliżam tak spanikowała, że spod zawiniętej bluzki wypadło na podłogę kilka mydeł! Stanęłam jak wryta, zwłaszcza, że babcia próbowała je łapać i chować, przekonana, że niczego nie zauważyłam. Kiedy podeszłam i nakazałam odłożyć mydełka na miejsce, albo za nie zapłacić, babcia stanęła wyprostowana jak struna, uniosła ręce w obronnym geście i rzuciła "to nie ja!". Było to naprawdę komiczne, zwłaszcza, że mydełka dalej wysypywały jej się spod ubrań na podłogę...

galeria na śląsku

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 769 (831)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…