Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#29530

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na co dzień poruszam się po mieście rowerem. Ponieważ jest to Miasto Królów Polski, wielu mieszkańców uważa się za królów jezdni bądź chodnika. Opowiem wam o paru bliskich spotkaniach z tymi samozwańczymi monarchami, a także o przejawach geniuszu, w których nie brałam bezpośredniego udziału, ale które słyszałam od znajomych lub obserwowałam z boku. Poczet królów i królowych czas przedstawić:
1. Wanda, co świateł nie znała. Czekałam sobie raz przed przejazdem dla rowerów prowadzącym w poprzek dwupasmowej drogi. Zielone światło, noga na pedał, jadę. Minęłam jeden pas, drugi, wysepkę i... spojrzałam w oczy Śmierci. Śmierć siedziała za kierownicą auta, które śmignęło przede mną i zmusiło do gwałtownego hamowania. Zrobiła tylko minę, jakby mówiła "ups..." i pojechała dalej, pewnie zawieźć kosę do ostrzenia.
2. Dama Kajeńska. Mój przyjaciel ma teorię, że ludzie posiadający Porsche Cayenne są najbardziej podatni na Syndrom Króla Drogi. Nieraz widział takie auta kosmicznie przekraczające prędkość, przejeżdżające na czerwonym świetle, że o genialnym parkowaniu nie wspomnę. Mnie zdarzyło się uświadczyć przypadek tego ostatniego właśnie. Odpinałam właśnie rower, który zostawiłam niedaleko przejścia dla pieszych. W pewnym momencie usłyszałam dość blisko za plecami pomruk silnika, odwróciłam się i przez chwilę nie mogłam uwierzyć. Lśniące Cayenne wjechało na chodnik dokładnie w miejscu, gdzie graniczył on z przejściem dla pieszych i zatrzymało się tak, że dla pieszych już raczej miejsca nie starczyło. Młoda dama, która z niego wysiadła, jakby nigdy nic odgarnęła włosy z twarzy i ruszyła, stukając szpilkami, załatwiać swoje z pewnością ważne sprawunki.
3. Strażnik Chodnika. Tę historię usłyszałam od koleżanki. Któregoś razu spacerowała sobie średnio szerokim chodnikiem, a nieco przed nią szedł starszy mężczyzna o kuli. W pewnym momencie koleżankę minął bardzo powoli rowerzysta. Gdy mijał mężczyznę, ten podniósł dzierżoną w dłoni kulę i... zdzielił rowerzystę przez plecy tak, że tamten o mało co się nie przewrócił. Mnie też wkurza łamanie przepisów drogowych, ale chyba są jakieś granice...
4. Doprzodek. Do tego tytułu kandyduje wielu kierowców w dawnej stolicy. Doprzodek to ten, który w ramach szybkiego docierania do celu ustala własne przepisy. Chodnik to dla niego trzeci pas. Przejście dla pieszych nie istnieje. Rowerzysta? Chyba może wyhamować pięć centymetrów przed bocznymi drzwiami jego auta, skoro on chce jechać? Najbardziej jednak przeraża mnie to, co widzę na twarzach Doprzodków, gdy zdarza mi się je dojrzeć. Absolutny spokój, znudzenie, zblazowanie. Żadnego poczucia, że to, co robią, jest niewłaściwe i niebezpieczne.
5. Świętoszek. Jestem na światłach. Przejeżdżając przez skrzyżowanie słyszę dzwonek smsa, więc wjeżdżam na chodnik bezpośrednio przy przejściu dla pieszych, żeby go przeczytać. Wtenczas do mych uszu dociera dźwięk klaksonu. Podnoszę wzrok speszona - wiem, to nie było genialne posunięcie z mojej strony - i zaczynam śmiać się w głos. Trąbił na mnie taksiarz zaparkowany dokładnie tak, jak Dama Kajeńska. Po chwili minął mnie i wyjechał na drogę, oczywiście po przejściu.
6. Ninja. Do ludzi traktujących ściezki dla rowerów jak poszerzenie chodnika już się przyzwyczaiłam. Szczęka już mi nie opada na widok matek z wózkami spacerujących po nich w słoneczne dni, kiedy rowerów jest szczególnie dużo. Już wiem, że to nie sen, kiedy matka idąca chodnikiem pozwala pięcioletniemu dziecku hasać bez opamiętania po ścieżce rowerowej. Już nie robią na mnie wrażenia pyskate odpowiedzi, gdy zwracam komuś uwagę. Ale żeby chodzić po zmroku po całkowicie nieoświetlonej ścieżce przy bulwarach? I to po całej jej szerokości? To zasługuje na porządny opiernicz.

rower

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (115)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…