Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#29648

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnie około-ślubne historie na Piekielnych sprawiły, że z nostalgią zaczęłam wspominać własne przygotowania. Ogólnie były one całkiem przyjemne. Mimo to dwie osoby, z którymi miałam przy tej okazji do czynienia zasłużyły na „wyróżnienie”, jakim jest miejsce na tej stronie. Oto pierwsza z nich:

Jak już wcześniej pisałam nie mieszkam w Polsce, jednak brałam tu ślub. Dlatego wszelkie wstępne ustalenia odbywały się drogą mailową, natomiast rozmowę twarzą w twarz oraz podpisanie umowy załatwiałam hurtowo jakoś miesiąc przed ślubem, gdy przyjechałam na trzy dni do kraju. Jeszcze przed wylotem potwierdziłam daty i godziny aby mieć pewność, że nic się nie zmieniło. – Tak, oczywiście, pamiętamy. Mamy w kalendarzu zapisane... – No to super.

Wszystko szło gładko do czasu spotkania z Djem. Przybyłam do knajpy, DJa niet. No cóż, spóźnia się. Ludzka rzecz. Mija 10 minut, 15, 30... Już nerwowa sięgam po komórkę. Nikt nie odbiera. Dzwonię na telefon firmowy: głucho. Moja pierwsza myśl: Coś się musiało stać. Dzwonię do szwagra coby sprawdził w internecie, czy firma podaje telefon do kogokolwiek jeszcze. Znaleźliśmy współpracownika. Odbiera:

- Witam, byłam dziś umówiona na podpisanie umowy z panem Takim a takim. Czekam od godziny bez skutku i nie mogę się do niego dodzwonić.

- Ale o co chodzi? Pan Taki a taki dziś jest w Szwecji. Wraca w nocy. – Ja wielkie: WTF?! Trzy dni temu potwierdzał mi termin sam! Nagle mu się wojaży zachciało, czy co? Ok, w takim razie rezygnujemy ze współpracy.

Rozłączyłam się i dawaj na poszukiwanie nowego DJa. Wszyscy, gdy tylko słyszeli termin wesela wybuchali śmiechem, więc miałam już wizję własnoręcznego nagrania płyt i puszczania ich ze sprzętu knajpianego. Tyle dobrze, że miałabym pewność, że będzie leciało to, co sama wybrałam. Koniec końców dorwałam osobnika, który nie dość, że był wolny w odpowiednim terminie, to jeszcze zgodził się ze mną spotkać i spisać umowę wstępną tego samego dnia (następnego miałam już lot powrotny).

Kryzys zażegnany. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku wracam wieczorem do domu i idę spać. Godzina 23 telefon. Pan już-nie-mój-DJ strasznie przeprasza i pyta się, czy możemy się spotkać następnego dnia. Na moje pytanie co się stało tłumaczy, że mu się daty pomyliły...

Ciekawe, czy daty wesel też mu się często mylą?

usługi

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…