Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Xenopus

Zamieszcza historie od: 4 października 2011 - 15:26
Ostatnio: 16 października 2020 - 14:32
  • Historii na głównej: 15 z 20
  • Punktów za historie: 10731
  • Komentarzy: 528
  • Punktów za komentarze: 4511
 

#53053

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A propos popularnego tematu narzekań okołouczelnianych:

Plagiaty: Tyle się mówi o tym, że studenci oddają prace skopiowane na żywca od cioci Wikipedii czy znalezione przy pomocy wujka Google.

Tylko co powiedzieć, gdy Pan Profesor rozpoczyna wykład opatrzony swoim nazwiskiem, a poza slajdem tytułowym, który był po angielsku, wszystkie pozostałe opisane zostały po hebrajsku?

Profesor również był zdziwiony, a później w swoim pokoju długo ochrzaniał własnego asystenta, że mu taką prezentację "przygotował".

Przykład często idzie z góry.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 563 (611)

#46827

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii http://piekielni.pl/46698.

Wczoraj mąż odebrał telefon z UPC:

Konsultantka (K) - Witam, chciałabym się zapytać z jakiego powodu chce pan rozwiązać umowę na internet?
Mąż (M) - Słucham?
(K) - Mam tu adnotację, że chce pan rozwiązać umowę i chciałabym zapytać o powód.
(M) - Nie chcę i nie chciałem rozwiązać umowy. Chcę żebyście mi poprawili adres w waszej bazie na prawidłowy.
(K) - Aha, dobrze. Mam w systemie taki a taki adres.
(M) - Dobrze, prosiłbym aby został on poprawiony na siaki i owaki. Taki był na zgłoszeniu i nie wiem dlaczego ktoś od was zmienił go na inny.
(K) - Oczywiście, postaram się to załatwić.

Dziś mąż odbiera maila:
"Bardzo nas cieszy, że po rozmowie z konsultantem nie chce pan już rezygnować z naszych usług. UPC"

I ja się pytam: czy ktoś sobie podbija statystyki, czy naprawdę w UPC mają taki burdel? A może przypadkiem trafiłam do ukrytej kamery?

PS. Adres jak był błędny, tak jest dalej.

UPC

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 462 (532)

#46698

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rozmowa mojego męża (M) z miłym panem z UPC (MPzU) po tym jak okazało się, że wysłano nam modem oraz umowę na zupełnie inny adres, niż widniał na zgłoszeniu online. (Paczkę z modemem odebraliśmy z punktu kurierskiego po "nieudanym doręczeniu".)

(M) - Witam. Bla bla bla... Skąd ten adres? Bla, bla bla... Czy możecie go poprawić na ten ze zgłoszenia?
(MPzU) - Aaa! Bo to pewnie nowy budynek jest i go mogło nie być w systemie to wpisaliśmy najbliższy.
(M) - I liczyliście że odbierzemy modem pod nieprawidłowym adresem?
(MPzU) (sprawnie uchylając się od odpowiedzi) - Ale internet wam działa?
(M) (jeszcze spokojnie) - Działa. Chciałbym się tylko dowiedzieć co teraz zrobić z tym adresem.
(MPzU) - No ja to mogę tylko wpisać jako zmiana adresu na życzenie klienta. Będzie to kosztować 20 euro.
(M) (już lekko zdenerwowany) - Ale to wy wpisaliście adres inny niż na zgłoszeniu!
(MPzU) - Ale to wy będziecie mieć problem jak pojawi się usterka wymagająca wizyty technika....

Wobec takiej argumentacji mąż zdębiał, sprawdził czy facet przypadkiem nie żartuje, a potem włączył agresja mode. Po dłuższej wymianie zdań stanęło na tym, że MPzU spróbuje się dowiedzieć, co można w naszej sytuacji zrobić. Może być ciekawie.

UPC

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (512)

#42212

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność? Głupota? A może desperacja?

Koleżanka dziś rano miała drobną stłuczkę. Wina ewidentnie po stronie drugiego kierowcy. Protokół spisany, wszystko cacy. Przed chwilą odebrała telefon. Facet pyta się, czy mogą zmienić miejsce zdarzenia, bo wracał od kochanki i nie ma jak się żonie wytłumaczyć z pobytu w tej części miasta.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 981 (1029)
zarchiwizowany

#42206

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzień uzyskiwania wpisów. Pod pokojem, gdzie urzędują wykładowcy, ustawia się kolejka studentów spragnionych ocen. W pewnym momencie pojawia się Zbłąkana Dusza [ZD]:

- Słuchajcie, jak się nazywa prowadzący takie a takie zajęcia, bo muszę wypisać indeks?

Odpowiedziano mu. Chłopak na kolanie wypisuje szybko odpowiednie rubryczki. W tym momencie nadchodzi moja kolej wejścia do jaskini lwa i podetknięcia mu indeksu. Doktor [D] po sprawdzeniu moich dokonań stwierdza, że mogę powalczyć o wyższą ocenę. Propozycja nie do odrzucenia. Dostaję zadanie i siadam w kącie próbując je rozwiązać. W czasie moich zmagań przez pokój przewija się kilka osób. Wreszcie wchodzi ZD. Rozgląda się po pokoju i pewnym głosem stwierdza:

- Ja do doktor Ewy Piekielnej po wpis.

Wszyscy obecni w pokoju patrzą na niego z niedowierzaniem, natomiast D robi się coraz bardziej czerwony. W końcu któryś z wykładowców mówi:

- Pan wyjdzie i przeczyta plakietki na drzwiach.

Chłopak wykonuje polecenie i za chwilę do moich uszu dobiega pełne emocji "K****!".

Okazało się, że chłopak wypisując indeks musiał źle usłyszeć dane wykładowcy.

Ale jakim cudem po roku wykładów, obowiązkowych ćwiczeń i egzaminie nie skojarzył, że prowadzący zajęcia wprawdzie nazywa się Piekielny, tyle że Edward a nie Ewa?

Studia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (242)
zarchiwizowany

#34520

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, którą znam z opowieści.

W pewnej pięknej okolicy żył sobie ukryty pan piekielny. Grzeczny, spokojny, nie wadził sąsiadom. Niestety mieszkał blisko szkoły podstawowej a najkrótsza droga na osiedle przebiegała przez jego ogródek. Okoliczne dzieciaki często korzystały z tego skrótu przeskakując przez murek odgradzający piekielnego od reszty świata. Co zrobił bohater naszej historii? Bez żadnych skarg, rozmów z rodzicami ani ostrzeżeń, kawałek za murkiem, gdzie osoba przeskakująca go z rozpędu powinna wylądować, powbijał na sztorc kawałki szkła. Tego samego dnia na pogotowiu musiano szyć pierwszą ofiarę.

Rodzice pokiereszowanego chłopaka usłyszawszy szczegóły wypadku zwołali znajomych i złożyli wizytę piekielnemu sąsiadowi. W efekcie pogotowie miało więcej szycia.

I teraz pytanie co jest bardziej piekielne:
a) pakowanie się dzień w dzień na czyjąś posesję
b) wychowywanie niesfornych dzieciaków sąsiadów zapewniając im potencjalnie ciężkie uszkodzenia ciała
c) samosąd?

sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 165 (191)

#33002

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem natchnął mnie Zaszczurzony.

Swego czasu byłam na półrocznych praktykach w Malmo. Praktyki płatne tyle, że mogłam zapłacić za mieszkanie. Cała reszta sponsorowana przez rodziców (Dzięki Mamo i Tato :*). W tym samym czasie mąż mój (wtedy jeszcze nie wiedział, że go tak los pokarze ;)) również wyjechał na praktyki za granicę, tyle że na trzy miesiące, po których postanowił mnie odwiedzić. Oboje żyjąc za złotówki przesłane z domów, odżywialiśmy się głównie miłością do nauki (albo jedzenie albo możliwość pozwiedzania czegoś).
O dodatkowych wydatkach typu fryzjer, można było zapomnieć. Mi to było nawet na rękę, bo w końcu się przemogłam aby zapuścić włosy (miałam je dosyć krótkie), za to ukochany przeobraził mi się w Jozina z Bazin (szczególnie, że przed przyjazdem do mnie się nie ogolił, a pierwszego dnia jakoś mieliśmy inne zajęcia).

Korzystając z okazji, postanowiliśmy zwiedzić Kopenhagę.

Po całym dniu łażenia w deszczu, zmęczeni kierujemy się na dworzec, aby wrócić do Szwecji. I teraz pytanie: starczy nam koron duńskich na bilet, czy musimy wymienić więcej pieniędzy? (A szkoda, bo z powrotem bilonu nie przyjmują, a więcej w Danii być nie planujemy). Wysypujemy wszystkie drobniaki, mąż odlicza potrzebną kwotę, a ja stoję, trzęsąc się lekko z zimna (byłam cała przemoczona) i patrząc jak na dłoni lądują mi kolejne monety.

Nawet nie zauważyliśmy, jak podszedł do nas bezdomny. Pan przyjrzał się uważnie całej sytuacji, wyciągnął z kieszeni garść drobniaków, rzucił je mi na ręce, poklepał męża po ramieniu i sobie poszedł.
Spojrzeliśmy po sobie, potem na monety i zanim zrozumieliśmy, co się właściwie stało, bezdomny zniknął z pola widzenia. Już go nie znaleźliśmy.

Pierwszą rzeczą, jaką mąż zrobił po powrocie do mieszkania, było ogolenie się.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 991 (1069)

#32830

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #32824 poruszyła kolejną strunę wspomnień w moim mózgu, więc ciąg dalszy historii studenckich.

Tamtymi czasy uczelnia dopiero co otworzyła studia doktoranckie. Aby zasłużyć na miano "studenta trzeciego stopnia" trzeba było wyrobić odpowiednią ilość punktów kredytowych za uczestnictwo w wykładach i seminariach. A że doktorantów niewielu, to dorzucono ich do zajęć fakultatywnych ostatnich lat studiów magisterskich, które, żeby było śmieszniej, prowadzili ich starsi znajomi z katedry.

Pierwsze zajęcia. Prowadząca (bardzo sympatyczna ale mało asertywna i raczej cicha dziewczyna) zaczyna prezentować temat, jednak w tle przez cały czas w tle słychać muzykę. Okazuje się, że w drugiej ławce rozsiadł się pan już-niedługo-będę-magistrem-więc-możecie-mi-naskoczyć w czapce z daszkiem i słuchawkach na uszach i sobie w najlepsze uskuteczniał "disko-błysko umcyk cyk", które słychać było jeszcze kilka rzędów dalej. Jakby tego było mało pewien Don Juan [D] nie mogąc znaleźć wolnego miejsca koło wybranki swego serca (albo organu trochę niżej) w trakcie wykładu usiadł na podłodze wystarczająco blisko aby skutecznie rozsiewać swój czar i rzucać żarcikami, z których to dziewoja co chwila się chichotała.

Prowadząca poprosiła o ciszę i uwagę raz, drugi, trzeci. Nic. Widać było, że dziewczyna jest coraz bardziej zawstydzona, co wywołało kolejną porcję chichotów. W połowie wykładu pan Umca-umca [U] wstaje i kieruje się do wyjścia.

Mój kolega [K], do tej pory siedzący spokojnie (nie chciał się koleżance w kompetencje wcinać, chociaż gotowało się w nim od jakiegoś czasu) nie wytrzymał. Wstał, przeprosił prowadzącą za zamieszanie i zaczął objeżdżać towarzystwo z góry na dół.

[U]- No co się rzucasz? Nie muszę tu siedzieć. Wykład nie jest obowiązkowy.
[K] w tym momencie wyrzucił z siebie monolog o kulturze i o tym, jak się powinno zachowywać na wykładach. Na końcu zapytał się:
[K]- Masz w tym roku taki a taki przedmiot?
[U]- No mam.
[K]- Tak się składa że ja prowadzę z niego ćwiczenia i całej grupie życzę powodzenia na pierwszej wejściówce. Poza tym już wam obiecuję, że zgłaszam się na ochotnika do pilnowania na każdym egzaminie, jaki będziecie mieć w tym roku.

Po sali rozległo się ciche "O k***a...". Panowie U i D usiedli grzecznie w ławkach, prowadząca dokończyła zajęcia w grobowej ciszy, a na następnych zajęciach w ramach przeprosin czekały na nią kwiaty i czekoladki. Przykro tylko, że niby dorosłych i niby inteligentnych ludzi trzeba strofować jak dzieci.

studia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 767 (799)

#32823

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno pojawiło się tu kilka historii o studentach i ich zmaganiach z różnorakimi problemami tegoż pięknego okresu w życiu jakim są studia, gdzie często absurd goni absurd, a piekielność może czyhać za każdym rogiem. Tak więc dołączę się i powspominam czasy, gdy jeszcze byłam piękna (yhm... ale to moja historia i mogę koloryzować ile chcę!) i młoda, bo teraz to tylko „i” zostało...

Genetyka, jeden z głównych przedmiotów na moim kierunku, prowadzona była od lat w ten sam sposób. Nie zmieniały się ani wykłady ani pytania na egzaminie. Tak więc studenci jako stworzenia równie zapobiegliwe co leniwe, zaopatrzyli się w odpowiednie materiały od starszych kolegów jeszcze przed rozpoczęciem semestru. Niestety w wakacje profesor miał wypadek i objął katedrę na Niebiańskim Uniwersytecie. Uczenie maluczkich przejął jego następca. Wraz z nowym profesorem zmieniły się wykłady i obowiązujący podręcznik (co akurat było dobre, bo poprzedni wydrukowano bodajże w 79 roku). Nowy wykładowca powiedział, że wie o istnieniu kopii starego egzaminu i nie ma sensu do nich zaglądać, bo on już ułożył nowe pytania.

Dzień przed egzaminem powtarzaliśmy grupowo cały materiał. Ekipa zgrana, dobrze się nam uczyło razem, więc szybko się uwinęliśmy i stwierdziliśmy, że skoro wydaliśmy pieniądze i zniszczyliśmy tyle drzew kopiując stare materiały, to chociaż do nich zajrzymy. Pierwsze pytanie na teście: „Kukurydza o genotypie baba tsts posiada daną anomalię: .... ” i cztery odpowiedzi. Reszta pytań o podobne detale. Na wykładach i czytając podręcznik takowej kukurydzy (ani niczego, o co pytano dalej) na oczy nie widzieliśmy, więc byliśmy pewni, że na egzaminie tego nie będzie. Ale tak nam się ta baba spodobała, że ją wyszukaliśmy w notatkach z poprzedniego roku. Jak już jedno poszło, to dawaj sprawdzać następne.

Przerobiliśmy całość, pośmialiśmy się jakich głupot ludzie musieli się wcześniej uczyć i tym miłym akcentem zakończyliśmy dzień.

Egzamin. Studenci rozsadzeni, testy rozdane. Patrzę na swoją kartkę, a tam wita mnie pytanie: „Kukurydza o genotypie baba tsts posiada daną anomalię: .... ” Reszta pytań również kropka w kropkę jak te, z których nabijaliśmy się wczoraj. Na sali panuje ogólne WTF połączone ze zgrzytaniem zębów oraz nieliczne śmiechy ludzi, którzy pomimo wszelkich znaków na niebie i ziemi zajrzeli do zeszłorocznego testu. A może był to złośliwy, pozagrobowy chichot starego pana profesora patrzącego na nas z góry?

Koniec końców egzamin zdała większość studentów, ale oceny powyżej 3 dostali nieliczni. Za to legenda o egzaminie, który przeżył swojego twórce pozostanie na długie lata na mojej uczelni powtarzana jako przestroga aby uczyć się ze wszystkich dostępnych źródeł, choćby cała kadra profesorska, zastępy anielskie i litery płonące na niebie twierdziły: „Tego nie będzie na egzaminie”.

studia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 550 (604)
zarchiwizowany

#31436

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracam spokojnie samochodem do domu. Droga wąska, dosyć kręta, na całej długości ograniczenie do pięćdziesięciu kilometrów na godzinę i zakaz wyprzedzania. Z obu stron, może nie jeden za drugim, ale dosyć gęsto jadą samochody. Już dawno nauczyłam się, że znaki drogowe we Włoszech to tylko ozdoba pobocza, więc to, że wszyscy przekraczają prędkość o około dwadzieścia kilometrów na godzinę uznaję za normę. Ot ludziom się spieszy do domu po pracy. Zresztą sama, o ile uznam, że nie jest to zbyt niebezpieczne też dostosowuję prędkość do innych, coby ruchu nie blokować.

Wychodzę z zakrętu i widzę srebrne Audi zbliżające się do mnie na zderzenie czołowe. Idiota wyprzedzał nie dość, że kilka samochodów pod rząd i na zakazie to jeszcze przed zakrętem. Nie zdążył. Oceniłam możliwe manewry: z jednej strony mam samochody jadące po swoim pasie, z drugiej słupki i drzewa praktycznie na granicy drogi. No to w bok nie zjadę. Przytulam się jak najbardziej do pobocza i depczę hamulec modląc się, aby kierowca za mną miał dobry refleks i nie wjechał mi z zadek a ten na wprost jakoś zmieścił się środkiem. Idiota minął mnie na milimetry. Zmówiłam modlitwę dziękczynną i ruszam dalej. Jakieś pięć minut później samochód jadący za mną, który doskonale widział jak niewiele brakowało wcześniej do wypadku, zafundował dokładnie takie same atrakcje osobie z przeciwnego pasa. Widząc to mówię do męża:

- Za zastrzelenie takiego powinna być co najwyżej grzywna za polowanie poza sezonem. – Moje szczęście spojrzało się na mnie i poważnie odpowiada:
- Za zastrzelenie takiego powinna być nagroda łowiecka.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (218)