Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29650

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam na pierwszym roku studiów i wynajmowałam mieszkanie w bloku z dwiema innymi dziewczynami. Nazwijmy je Madzia i Zosia.
Wieczora pewnego Madzia poszła na imprezę piżamową trzy bloki dalej gdzie też miała zostać na noc.

My z Zośką poherbatkowałyśmy sobie, obejrzałyśmy jakiś film i poszłyśmy spać.

Mój pokój przechodził do pokoju Zosi więc oddzieliłam część ′sypialną′ zasłonką, żeby mieć trochę prywatności.

W środku nocy obudził mnie straszliwy łomot dochodzący z kuchni. Brzęk tłuczonego szkła, sprzęty spadające na kafle podłogi, przewracane meble. A potem cisza.
Usiadłam na łóżku. W tym momencie wpadła do mnie Zosia zdzierając przy tym zasłonkę.

Z- Co się dzieje??
J(a)- Nie wiem.
Z- Dzwonimy na policję czy idziemy sprawdzić?

Po krótkiej dyskusji i ponieważ w mieszkaniu panowała teraz cisza, ostrożnie wyszłyśmy na rekonesans.

W mieszkaniu ciemno. Przeszłyśmy korytarzykiem do kuchni, gdzie ponaglana przez Zosię zapaliłam światło. Naszym oczom ukazał się przerażający widok.

W kuchni poprzewracane taborety, wszystko ze stołu zmiecione na podłogę, na kaflach rozbite butelki, rozlany jakiś płyn pomieszany z krwią.
Oparta o kuchenkę stała chwiejnie Madzia, w piżamie, z zamkniętymi oczami, woniejąca jak gorzelnia, z obiema rękami przyciśniętymi do mostka. Pod jej rękami na piżamie powoli powiększała się duża plama krwi.

Z- JEZUS MARIA, ZASTRZELILI JĄ!!! - Ryknęła Zosia.

Madzia otworzyła oczy.

M- Ćśśśśśś ludźźźśśśśśpiom (przetłumaczyłyśmy to sobie jako ′ludzie śpią′)

Jej oddech przyprawił nas o zawrót głowy.

Madzia następnie wybełkotała ′Zasssszzcccczzzlili mie′ i osunęła się na podłogę. Przy tym ręce opadły jej na bok i ku naszej ogromnej uldze okazało się, że nie jest ranna w klatkę piersiową tylko ma kompletnie poharatane ręce. Ktokolwiek się kiedyś mocno skaleczył w rękę to wie jak to krwawi.

Pobiegłam obudzić sąsiada, a Zosia w tym czasie owinęła ręce Madzi ręcznikami. Potem Zosia z sąsiadem zawieźli ofiarę na pogotowie, gdzie ją profesjonalnie poszyli i opatrzyli. Ja zostałam i posprzątałam kuchnię.

Po dwóch dniach (następnego dnia niestety Madzia zdolna była tylko cierpieć, z powodu obrażeń, kaca i wstydu) Madzia wytłumaczyła nam, że na imprezie zabrakło soku do rozrabiania alko. Jako, że Madzia mieszkała blisko, wymyśliła, że przyniesie z domu. W piżamie i skarpetkach. Ponieważ nie chciała zapalać światła żeby nas nie obudzić;) po ciemku strąciła sok na podłogę, poślizgnęła się, próbowała chwycić się stołu, przechyliła go (wszystko z niego spadło) i tak upadła rękoma prosto w szkła, przy tym nogami przewracając taborety. Potem, w pijackim zamroczeniu, wyciągnęła po omacku co większe szkła (Zosia mówiła, że później na pogotowiu sporo jej też mniejszych powyciągali), jakoś tam wstała, oparła się o coś i przycisnęła obie ręce do piersi żeby zatamować krwotok.

I wtedy do akcji wkroczyłyśmy my.

Aż się dziwiłyśmy, że jej nie zatrzymali w szpitalu bo krwi było sporo, ale widocznie obrażenia nie były aż takie wielkie. Madzine rączki wygoiły się pięknie, aczkolwiek blizny ma jak weteran wojenny. Do tej pory śmiejemy się jak to Madzia, ′postrzelona′ i zakrwawiona uciszała Zosię ′bo ludzie śpią′. Ale stracha napędziła nam wtedy, że hej!

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 794 (886)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…