Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29817

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czasie studiów chciałam dorobić sobie w osiedlowym markecie. Oczywiście, nic nie mogło się tam zmarnować.

1. Przetwory konserwowe.

Jeśli jakiś słoik się rozszczelnił i pokrywka przestawała być wklęsła, panie zabierały taki słoik do kuchni, gotowały zalewę i przelewały z powrotem. Ogóreczki jak nówka! Tylko często były za miękkie...

2. Mięsa.

Całe kurczaki szły na rożen (taki gorący kurczak, rozkrojony, buchał tak potwornym smrodem, że niemal oczekiwało się zielonego obłoczka). Inne kawałki mieliło się i po trochu dodawało do świeżego mięsa, które zaczynało śmierdzieć dopiero przy podgrzaniu, lub dodawało do różnych dań gotowych, gulaszów i mieszanki gotowanych mięs, które sprzedawano jako karmę dla psów.

3. Warzywa.

Też wrzucało się je do gotowców, z tym że nikt nawet nie odkrajał przegniłych części. Te ładniejsze szły do sałatek.

4. Owoce.

Do ciast, bułek, kompotów. Na kompotach zbierała się paskudna rzęsa, którą zdejmowało się łyżką, lub odcedzało gęstym sitkiem.

5. Pieczywo.

Oczywiście szło na tartą bułkę. Z tym, że tarło się też chleb, bułki z lukrem, pączki (po wydłubaniu nadzienia). Bułek było w tym mało.

6. Wędlina.

Do pasztetów, leczo, karm dla psów.

Nigdy nie widziałam, żeby ktoś mył ręce po wyjściu z ubikacji. Mięso po wylądowaniu na podłodze nawet nie było opłukane.

Odeszłam po 2 tygodniach, kiedy wyniosłam ze sklepu karalucha w torebce. Na szczęście zamknęli się niedługo po moim odejściu.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 582 (616)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…