zarchiwizowany
Skomentuj
(18)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W tym roku sezon snowboardowy zamykaliśmy ze znajomymi w połowie kwietnia, we włoskim Livigno. Zwykle przytłaczającą większość turystów stanowią wtedy Polacy, korzystający ze słonecznych stoków i, może przede wszystkim, z uroków sklepów bezcłowych. Często prowadzi to do zabawnych i/lub piekielnych nieporozumień na tle językowym. Dziś zacznę od historii pierwszego typu.
Pewnego dnia przez pomyłkę rozdzieliliśmy się ze znajomymi i, żeby się nie pogubić, umówiliśmy się w restauracji na szczycie. Wpakowałem się więc samotnie do gondoli, a po chwili dosiadło się jeszcze kilka osób - trzy ładne narciarki, z nowiutkim sprzętem, na którym dominował kolor różowy, dwóch wyraźnie wczorajszych snowboardzistów i stereotypowy narciarz koło pięćdziesiątki, w czarnych spodniach i czerwonej kurtce.
Snowboardziści, jak się okazało - Polacy, rozpoczęli między sobą rozmowę, w której skarżyli się na potężnego kaca, przeszkadzającego im w jeździe. Pozostali pasażerowie się nie odzywali. W końcu między snowboardzistami wywiązał się taki dialog:
- Ty, właściwie to dziś jest wtorek czy środa?
- Nie wiem, chyba środa. Nie masz telefonu?
- Nie brałem, a ty?
- Rozładował mi się i po pijaku zapomniałem go podłączyć. To co, może ich spytamy?
- Jak ich chcesz pytać? Jak jest po włosku "Jaki dziś mamy dzień"?
- Weź się ich po angielsku spytaj.
- Ty się pytaj, co, wstydzisz się?
- No weź!
W tym momencie wtrącił się narciarz, również po polsku, znudzonym głosem:
- Wtorek, panowie, wtorek.
Wykorzystując sytuację, dodałem:
- Potwierdzam.
Narciarki rozchichotały się, po czym jedna z nich powiedziała, co było do przewidzenia, również po polsku:
- Może idźcie chłopaki się piwa napić, jak tak bardzo was głowy po wczorajszym bolą, hihihi!
Atmosfera w wagoniku rozluźniła się, porozmawialiśmy wszyscy jeszcze o różnych pierdółkach - o pogodzie, kto skąd przyjechał, jak daleko ma do stoku, itp. Rozstaliśmy się przy barze we wspomnianej restauracji, a ponieważ moich znajomych jeszcze nie było, postanowiłem skorzystać z rady narciarek i napić się piwka. Zagadnąłem więc do czarnowłosej barmanki:
- One beer, please.
- Pięć euro - odpowiedziała ze słonecznym uśmiechem.
Pewnego dnia przez pomyłkę rozdzieliliśmy się ze znajomymi i, żeby się nie pogubić, umówiliśmy się w restauracji na szczycie. Wpakowałem się więc samotnie do gondoli, a po chwili dosiadło się jeszcze kilka osób - trzy ładne narciarki, z nowiutkim sprzętem, na którym dominował kolor różowy, dwóch wyraźnie wczorajszych snowboardzistów i stereotypowy narciarz koło pięćdziesiątki, w czarnych spodniach i czerwonej kurtce.
Snowboardziści, jak się okazało - Polacy, rozpoczęli między sobą rozmowę, w której skarżyli się na potężnego kaca, przeszkadzającego im w jeździe. Pozostali pasażerowie się nie odzywali. W końcu między snowboardzistami wywiązał się taki dialog:
- Ty, właściwie to dziś jest wtorek czy środa?
- Nie wiem, chyba środa. Nie masz telefonu?
- Nie brałem, a ty?
- Rozładował mi się i po pijaku zapomniałem go podłączyć. To co, może ich spytamy?
- Jak ich chcesz pytać? Jak jest po włosku "Jaki dziś mamy dzień"?
- Weź się ich po angielsku spytaj.
- Ty się pytaj, co, wstydzisz się?
- No weź!
W tym momencie wtrącił się narciarz, również po polsku, znudzonym głosem:
- Wtorek, panowie, wtorek.
Wykorzystując sytuację, dodałem:
- Potwierdzam.
Narciarki rozchichotały się, po czym jedna z nich powiedziała, co było do przewidzenia, również po polsku:
- Może idźcie chłopaki się piwa napić, jak tak bardzo was głowy po wczorajszym bolą, hihihi!
Atmosfera w wagoniku rozluźniła się, porozmawialiśmy wszyscy jeszcze o różnych pierdółkach - o pogodzie, kto skąd przyjechał, jak daleko ma do stoku, itp. Rozstaliśmy się przy barze we wspomnianej restauracji, a ponieważ moich znajomych jeszcze nie było, postanowiłem skorzystać z rady narciarek i napić się piwka. Zagadnąłem więc do czarnowłosej barmanki:
- One beer, please.
- Pięć euro - odpowiedziała ze słonecznym uśmiechem.
stok narciarski
Ocena:
179
(271)
Komentarze