Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już wcześniej pisałam, że pracuję jako asystentka stomatologa. Również ta historia ma związek z pracą w gabinecie. Nie jest specjalnie apetyczna, więc czytacie na własne ryzyko.
Mam swoje kilkuletnie doświadczenie dość bogate nie dlatego, że długie, ale dlatego, że z różnymi lekarzami pracować mi przyszło. A że każdy pracuje po swojemu, tak więc tempo mojego przyuczania było dość duże. Przede wszystkim nauczyłam się rozpoznawać dobrego stomatologa po tym, jak pracuje POZA jamą ustną pacjenta.

Pan X był dość sympatycznym, aczkolwiek nieco obleśnym mężczyzną. Wiecznie przepocony (cóż, nie wszyscy pocą się "zdrowo", nie jego wina), nieco otyły i dość niechlujny w wyglądzie (zastanawiam się co to za żonę miał, skoro często występował w pomiętych koszulach). Zanim nie przebrał się w fartuch mógł uchodzić za takiego, co lubi w barze piwko wypić. Ale kontaktowy i zabawny, więc w sumie zdobywał sympatię innych. I tak go sobie lubiłam przez pewien czas.

Jednak wszelkie objawy niechlujności mają swoje granice. Nic to, że bałaganił po gabinecie, nic nie odkładał na miejsce, rozchlapywał wodę na metry wokół siebie - prawda taka, że od tego w gabinecie jestem, by między innymi sprzątać i wycierać plwociny ludzkie.
Problem się pojawił, gdy jednorazowe ZUŻYTE materiały - waciki, kalka (taki papierek, który przygryzamy zaplombowanym zębem, coby sprawdzić czy plomba nie jest za duża), paski celuloidowe i ścierne - zaczęły lądować wśród... tych nie zużytych! Oczom własnym nie mogłam uwierzyć. Nie raz i nie dwa musiałam wyrzucać cały zapas NOWYCH materiałów, bo pan X, zamiast do tzw. spluwaczki, tam właśnie ładował te zużyte. Gdyby nawet przepisy nie były w tej sprawie tak restrykcyjne robiłabym to z własnej woli, bo kto by chciał mieć w ustach coś, co już miał ktoś inny?
Zwróciłam mu na to uwagę oczywiście, ale poprawa nastąpiła na krótko. Wyjaśniłam również wszystko szefostwu, bo musiałam uzasadnić szybkie zużywanie zapasów.

Ale pewnego dnia pan X przesadził. Jego zachowanie kosztowało go posadę. Może pojawią się komentarze, żem donosiciel i kabel, ale nie mogłam tego przemilczeć. Zresztą oceńcie sami.

Było ciepło, pan X jak zwykle spływał potem. Jak zwykle również pracował w rękawiczkach lateksowych, które pod wpływem potu stały się niemal przeźroczyste. Pracować w takich warunkach jest ciężko, więc większość lekarzy zdejmuje przepocone rękawiczki, płucze ręce w zimnej wodzie, zakłada nowe i wraca do pracy. Natomiast pan X zdjął rękawiczki (niemal z nich kapało), WYTARŁ dłonie o fartuch i - mój Boże - kontynuował pracę. Tak, tak, włożył pacjentowi do ust swoje spocone, brudne palce...

Kiedy o tym pomyślę robię się zielona na twarzy. I jakoś mi nie żal, że już razem nie pracujemy.

służba_zdrowia

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (569)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…