Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#30460

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed 3 lat
Podczas wakacji zapakowałem się i pojechałem do znajomego. Wzieliśmy jego auto i urządziliśmy sobie zwiedzanie wzgórzy w okolicach sanoka. Pewnego razu - piątek - wieczór późny.
Wracamy akurat z kolejnego wypadu. Jedziemy sobie spokojnie ulicą - a tu spok jednego z lokalnych lokali imprezowych wyjeżdża sobie samochodzik. W sensie my jedziemy na drodze "głównej" a samochodzik wyjeżdża z pobocznej (podpożądkowanej) całkowicie nie zwracając uwagi na STOP, podporządkowanie czy też to że właśnie samochód nasz jedzie. W dodatku w ten dziwny sposób że praktycznie wyskoczyłna główną z piskiem opon i tam przychamował. Kumpel po hamulcach, skręt kierownicy. Wychamowaliśmy.... ledwie... tyle że "trąciliśmy" ich samochód na zasadzie lekkiego klepnięcia (u nas na zderzaku nawet śladu nie było więc u nich pewnie też nie). Kumplowi nerwy puściły i rzucił wiązanke przez okna na cały głos "kto cie ku... jeździć uczył ?? deb.. jakiś ?". Tamten samochód też się zatrzymał. Wysiada z niego skład w składzie: 1 plastik + 2 bysiów (tacy młodsi bracia Pudziana.... tylko sterydy łykający). Ona sie drze coś w stylu "kur.. chu.. zaje... co wy sobie myślicie" a tamci 2 do nas podchodzą. Jeden stanął od strony kierowcy puścił wiązanke w podobnym rytmie i ... przywaliłw lusterko... tu mu trza przyznać - krzepe miał - lusterko prawie urwał. My może nie mali ale do tamtych dwóch nam duuuuuużo brakuje - kumplel wrzucił wsteczny i zwuewamy ze 100 m zanim się zatrzymaliśmy. Myślimy - numerów nie spisaliśmy a zadzierać z tamtymi - nie da rady. Odpuściliśmy.

Ale co się upiecze to nie uciecze.
Kilka dni później - zajeżdzamy pod firmę ojca znajomego - coś mu tam przywieźliśmy. Co widzimy pod firmą - to samo auto.... baaa... ta sama "lasencja" tylko już nie tak "uplastikowana" wychodzi z firmy z pewnym gościem, żegna sięi odjeżdża. My podjeżdżamy. Witamy się z kumpla ojcem i tym Gościem - który był wspólnikiem w tej firmie.
Pytamy - kto to był przed chwilą. Okazuje się - córka gościa. Przyjechałą akurat na wakacje studenckie do domciu.
Bez ogródek opowiadamy mu co i jak sięstało. Pokazujemy rachunek za naprawę i zdjęcia lusterka zniszczonego.
Szczeże - nie liczyliśmy na wiele. Nas wprawdzie zna dobrze - syn wspólnika a ja w firmie pomogłem pare razy jako informatyk z zamiłowania i zawodu. Ale córka to córka.
A jednak - gość nas przeprosił. Widać było że mu wstyd. Kumplowi zwrócił za naprawe lusterka i dał + 200 pln w ramach "rekompensaty za stres" (jego słowa). A na zakończenie rzucił: "Już ja jej kur.. pokaże. Oceny poleciały na łeb na szyje a tłumaczyła że to przez stres. I że auto jej kupić to będzie jej łatwiej. Ojjjj już ja jej dam ułatwienia...."
Z tego co usłyszeliśmy tydzień póżniej - dziewczyna pocieszyłą się samochodem 2 tygodnie. A na następny semestr dostałą ultimatum - albo się stopnie poprawią (1 rok miałą średnią mocno powyżej 4 w a na tamte wakacje leeedwo 3.0) albo skończą się studia w stolicy i imprezowanie....
Doszedłem do wniąsku że wszystko jest dla ludzi - ale z umiarem. A czasami odrobina dyscypliny nie zaszkodzi... mniej będzie bananowej młodzieży myślącej tylko o imprezach i tym co następnego przelecieć...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (39)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…