zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
historia z liceum
Budynek duży, mieszczący kilka szkół, więc i młodzieży dużo.
Aby było w tłumie młodzieży bezpieczniej, po szkole przechadzał się strażnik miejski.
W szkole była też pani od fizyki, która oceniała bardzo surowo (zwłaszcza klasy "humanistyczne", a ja miałam przyjemność do właśnie takiej uczęszczać). Kto dostał jedynkę, musiał przychodzić na zajęcia dodatkowe w czwartek na 7:15 tak długo aż jedynkę poprawi (niedługo później i tak pojawiała się kolejna, więc prawie całe trzy klasy przychodziły co czwartek). Moja klasa miała tę niedogodność, że w czwartki normalnie zaczynaliśmy lekcje o 8:55, więc jedną godzinę lekcyjną trzeba było przeczekać.
Jak było ciepło, to wychodziło się na dwór. Jak było zimno, siedzieliśmy w czytelni.
Historia właściwa miała miejsce w zimie. Po skończonych zajęciach z fizyki udaliśmy się do czytelni, żeby przeczekać godzinkę do następnej lekcji. Czytelnia znajdowała się na parterze. Jedna z moich koleżanek z klasy zgłodniała i postanowiła pójść do sklepiku szkolnego mieszczącego się na poziomie -1. Wróciła z tego sklepiku nieźle wkurzona i chyba jeszcze bardziej zdziwiona.
Spotkała mianowicie, idąc w dół po schodach, pana strażnika miejskiego. Pan strażnik zapytał, cóż koleżanka robi w czasie lekcji na korytarzu, pewnie wagaruje (w budynku szkoły!). Koleżanka odparła, że nie ma teraz lekcji, że pan strażnik może sobie sprawdzić w planie. To czemu jest w szkole jak nie ma lekcji? A no bo zajęcia z fizyki o 7:15, a jej lekcje się zaczynają o 8:55. To dlaczego się koleżanka przechadza po szkole? Ano do sklepiku idzie, bo głodna.
Pan strażnik chyba stwierdził, że to jest niedozwolone i wlepił jej mandat... za włóczęgostwo.
Budynek duży, mieszczący kilka szkół, więc i młodzieży dużo.
Aby było w tłumie młodzieży bezpieczniej, po szkole przechadzał się strażnik miejski.
W szkole była też pani od fizyki, która oceniała bardzo surowo (zwłaszcza klasy "humanistyczne", a ja miałam przyjemność do właśnie takiej uczęszczać). Kto dostał jedynkę, musiał przychodzić na zajęcia dodatkowe w czwartek na 7:15 tak długo aż jedynkę poprawi (niedługo później i tak pojawiała się kolejna, więc prawie całe trzy klasy przychodziły co czwartek). Moja klasa miała tę niedogodność, że w czwartki normalnie zaczynaliśmy lekcje o 8:55, więc jedną godzinę lekcyjną trzeba było przeczekać.
Jak było ciepło, to wychodziło się na dwór. Jak było zimno, siedzieliśmy w czytelni.
Historia właściwa miała miejsce w zimie. Po skończonych zajęciach z fizyki udaliśmy się do czytelni, żeby przeczekać godzinkę do następnej lekcji. Czytelnia znajdowała się na parterze. Jedna z moich koleżanek z klasy zgłodniała i postanowiła pójść do sklepiku szkolnego mieszczącego się na poziomie -1. Wróciła z tego sklepiku nieźle wkurzona i chyba jeszcze bardziej zdziwiona.
Spotkała mianowicie, idąc w dół po schodach, pana strażnika miejskiego. Pan strażnik zapytał, cóż koleżanka robi w czasie lekcji na korytarzu, pewnie wagaruje (w budynku szkoły!). Koleżanka odparła, że nie ma teraz lekcji, że pan strażnik może sobie sprawdzić w planie. To czemu jest w szkole jak nie ma lekcji? A no bo zajęcia z fizyki o 7:15, a jej lekcje się zaczynają o 8:55. To dlaczego się koleżanka przechadza po szkole? Ano do sklepiku idzie, bo głodna.
Pan strażnik chyba stwierdził, że to jest niedozwolone i wlepił jej mandat... za włóczęgostwo.
szkoła
Ocena:
32
(180)
Komentarze