Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#30740

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Stara historia, a piekielny - chyba właściciel drogi.
Jeszcze nie miałem komórki, młody byłem.

Jechałem sobie rowerem. Karta rowerowa w portfelu, rower sprawny, jechałem grzecznie przy prawej krawędzi prawego pasa. A tu nagle dziura. Brak klapy na jakiejś studzience. Czarna dziura na czarnym asfalcie w słoneczny dzień pod słońce, czyli wiele czasu na reakcję nie miałem. Na hamowanie za późno, cokolwiek innego i bym zobaczył wcześniej, byłoby OK. Ale nie, z 30 na godzinę w miejscu się nie stanie.
Zasygnalizowałem łapą, że skręcam w lewo, i odbiłem, łukiem omijając dziurę.
A za mną jak nie łupnie!
Zatrzymałem się, patrzę, a tu jeden samochód stoi, a w jego tyle drugi zaparkował.
I obaj kierowcy się na mnie darli, że moja wina, co ja robię, jak ja jeżdżę! Próbowałem tłumaczyć, pokazać, że dziura, ale kto by tam słuchał.

Sam na dwóch, nie miałem szans. Policji wezwać też nie było jak. Wystraszyłem się, że obiją. Wsiadłem na rower zanim do mnie doszli, i już mnie nie było.

I czy piekielny byłem ja, że nie wjechałem w tą dziurę? Albo że bałem się pobicia?
Czy kierowcy, odporni na fakty?
Czy właściciel drogi z dziurą, który uznał, że jak studzienka tylko połową wystaje na jezdnię, a drugą na trawnik, to sobie może na pokrywę poczekać, bo samochody tak blisko krawężnika i tak nie jeżdżą?

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (194)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…