Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31166

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem tegoroczną maturzystką.

Pisaliśmy maturę z angielskiego. No i trafiła nam się Komisja. Dwie kobitki z mojej szkoły (choć przysięgam, że jedną z nich widziałam na oczy po raz pierwszy) i pan obserwator z sąsiedniej. Komisja była bardzo zdenerwowana swoją rolą - nie rozstawali się z karteczkami, na których były dokładne instrukcje, po kolei, jakie są Komisji zadania. Zanim zaczęliśmy pisać, zostaliśmy uprzedzeni, że każda nasza nadprogramowa czynność (podniesienie długopisu, który upadł?) zostanie zapisana w Protokole. Żebyśmy byli świadomi, że z Protokołem nie ma żartów i w Protokole będzie wszystko. I żebyśmy się nie zdziwili, że jak będziemy kombinować i się rozglądać, to też będzie w Protokole i unieważnią nam maturę.

Matura rozszerzona z angielskiego składa się z dwóch części - najpierw 120 min na napisanie wypracowania i dwóch zadanek z gramatyki, potem pół godziny przerwy i 70 min na zadania ze słuchania i czytania. Zaczęło się, rzecz jasna, od ceremonii wejścia na salę - porównywanie, ze zdjęciem na dowodzie, czy nikt nie próbuje się pod ciebie podszyć i podpisanie listy obecności.

Piszemy pierwszą część, wychodzimy na przerwę. Wracamy - co ważne, już bez ceremonii wejścia, "na hura", każdy z powrotem do swojego stolika. Dziwne mi się to nieco wydało, bo nikt z Komisji nas nie uczył, nie znali nas w ogóle, no ale nic - dostajemy drugi arkusz, piszemy, wychodzimy. Wyszłam sporo przed czasem, więc kawałek znam tylko z relacji koleżanki.

A mianowicie, gdy wybiła godzina zero i trzeba było odłożyć długopisy - na sali zostało wtedy 4-5 maturzystów - jeden z kolegów podszedł do Komisji, a na pytanie "Czego ty tu chcesz?" odparł, że podpisać listę obecności na drugiej części...

Mogę tylko sobie wyobrazić, jak Komisja w tym momencie zbladła. No i się zaczęło - niewiele osób udało im się jeszcze dopaść w szkole, Komisja więc z podkulonym ogonem udała się do dyrektora, żeby dzwonił po resztę. Przy tym akurat byłam - dyrektora, na ogół spokojnego i przyjaznego człowieka, nerwy poniosły. Aż mi się szkoda Komisji zrobiło...

Skończyło się na tym, że nasza profesjonalna Komisja telefonicznie ganiała abiturientów po mieście i okolicach - mamy sporo osób, które dojeżdżają. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak wściekli byli ludzie - matura to w końcu stres sam w sobie, a takie sytuacje, mimo że to Komisja nawaliła, nie my, potrafią nieźle adrenalinę podnieść.

Ciekawe tylko, czy zapiszą to sobie w Protokole...

szkoła! :)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 858 (906)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…