Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#31605

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu - przed oknami mam wiejską drogę, która służy jako dojazd do 3 domów; w tym mojego. Jest to droga prywatna, o czym informują znaki zakazu wjazdu. Można nią jednak przejechać na drugą stronę, omijając w ten sposób korek na nieco główniejszej ulicy.

Mieszkańcy, w tym moi rodzice, regularnie zastawiają drogę samochodem, żeby ludzie nie przejeżdżali i nie dziurawili nam nawierzchni. Zawsze się trafi paru takich, którzy koniecznie muszą przejechać tędy, bo tam jest korek. Zazwyczaj wystarcza parę słów wyjaśnienia - droga prywatna, brak przejazdu, do widzenia (kiedyś mój tata odprawił nawet policję, która na dobrą sprawę i tak mogła ominąć korek z kogutem). Ale dzisiaj trafili się tacy, którym to nie wystarczyło.

Pierwsza była urocza para państwa Piekielnych - młode małżeństwo, dziecko w aucie. Oboje bardzo rozmowni i znający wiele ciekawych pojęć - szkoda, że większość musiałabym ocenzurować. Rekord wciskania klaksonu - około 3 minuty. Bez przerwy. Współczuję dziecku. Mój szanowny tata w krótkich, prostych słowach wyjaśnił, że nie przestawi samochodu, mają zawrócić, bo są na terenie prywatnym. Dowiedział się (on i wszyscy sąsiedzi, którzy z zadziwiającą solidarnością próbowali mu pomóc w tłuczeniu parce do głowy, czemu nie wolno im tędy jechać) całkiem sporo o swoim zdrowiu psychicznym, przodkach i charakterze. Przy okazji usłyszał też, że Piekielni lada moment zadzwonią po policję, ale była to taka sama bzdura jak reszta ich wypowiedzi. Skończyło się na groźbach. Pojechali.

I szczerze mówiąc myślałam, że na tym akcja się zakończy - w końcu dwóch wariatów jednego dnia? Niemożliwe? A jednak.

Następni Piekielni objawili się w postaci dwóch panów z Warszawy. Co ciekawe, przyjechali oni od drugiej strony, czyli gdyby tylko zechcieli skorzystać z lepszej, wyasfaltowanej ulicy parę metrów dalej, nie natknęli by się ani na nasze auto, ani na korek (bo tworzy się on przy wyjeździe, a panowie wjeżdżali). Ale Piekielni wiedzą lepiej, a w ogóle najlepiej wie ich GPS, który ich tu doprowadził. Droga jest, można jeździć. Proste, prawda?

Z racji tego, że rodzice odmówili przestawienia samochodu, panowie zgodnie ze swoimi groźbami zadzwonili po policję. Niebiescy akurat mieli pilniejsze wezwanie, więc zjawili się po godzinie. W tym czasie mój tata też do nich zadzwonił (bo nie mieliśmy pewności, czy Piekielni nie blefują). Patrol już jedzie, świetnie.

Jak się skończyło? Panowie zyskali dwie godziny dłuższą delegację, ale wyjechać i tak musieli tyłem, bo policja przyznała rację mieszkańcom. Zrobić nic nie mogli (bo to teren prywatny), ale Piekielnym nie chciało się najwidoczniej dłużej kłócić.

Plusy? Były, jak zwykle. Przede wszystkim sąsiedzi zyskali wspólnego wroga i po spędzeniu tych kilku godzin na staniu na drodze i awanturowaniu się, wreszcie poruszony został temat zainwestowania w szlaban.
A poza tym od miłego pana policjanta mój tata dowiedział się, że od pół roku ma nieważny przegląd ;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (197)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…