Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#32407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiejszego poranka, aż się trzęsę na samą myśl o tym...

W ramach wprowadzenia: mieszkam na osiedlu bloków z wielkiej płyty, całość dość zielona i zadrzewiona, niedaleko osiedlowy sklepik, w okolicach którego dość często (żeby nie powiedzieć, że codziennie wręcz) kręcą się miejscowi Degustatorzy Win Siarkowo-Owocowych.
I teraz muszę nadmienić – absolutnie NIGDY nie spotkałem się z żadnym przejawem chamstwa, zaczepianiem, ubliżaniem, bójkami czy czymkolwiek. Okolica jest naprawdę spokojna i na pierwszy rzut oka ich obecność nie budzi zaufania, ale meneliki nikogo nie zaczepiają.
Mnie w sumie też nie zaczepiali, ale po jakimś roku od kiedy się tu wprowadziłem zaczęli mnie rozpoznawać, wręcz mówić dzień dobry i bardzo rzadko (naprawdę rzadko) prosili czy bym się dołożył, bo akurat im brakuje (i zważywszy na to, że zdarzało się to raz na 2-3 miesiące – byłem skłonny uwierzyć), a że kwoty przeważnie były to małe – to też nierzadko się do winka dorzucałem.

No i teraz historia właściwa.

Idę rano po bułki, właściwie nic przy sobie nie mam – włożyłem do kieszeni 10 złotych i zawiesiłem klucze na szyi. W połowie drogi zaczepia mnie jakiś podpity dresik z kolegą. Środek osiedla, niby drzewka, ale dookoła wręcz pełno ludzi. A to jakaś kobieta z psem, a to dwóch dziadków, a to jakiś młody facet gdzieś idzie.
Dresik nieustępliwy, nie dociera do niego, że nie mam telefonu, nie mam portfela (i całe szczęście w sumie). Kolega jego coś tam z boku jęczy, żeby odpuścił. Po prostu nie i już, mam mu oddać komórkę i koniec. Jego nie obchodzi, że nie mam.
Rozmowa bez sensu, próbuję jakoś mu ten pomysł wyperswadować, ale idzie mi to miernie. Kolega co jakiś czas powtarza się z apelem, żeby dał mi spokój, ale zostaje totalnie zlany. Ludzie dookoła (naliczyłem co najmniej kilkanaście mijających nas w bezpiecznej odległości osób) nagle zauważyli niezwykłe anomalie w otaczającej nas przyrodzie i po prostu uparcie wpatrują się w inną stronę. Równie dobrze mógłbym nie istnieć.

Dres coraz bardziej wkurzony, sytuacja zaczyna się robić nieprzyjemna, zaczyna mnie szarpać za koszulkę i grozić, że zaraz nie wstanę z ziemi jak mu nie oddam komórki i portfela. Szans nie mam – nie umiem się bić. Buty też niezbyt nadające się do biegania, zresztą dres trzyma mnie całkiem mocno i raczej się nie wyszarpnę z tego uścisku.

I w tym momencie nadchodzi wybawienie. Zza sklepu wychodzi ekipa trzech degustatorów, jeden z butelką po tanim winie w dłoni. Drugi dostrzega zamieszanie i zwraca uwagę towarzyszy i ruszają z odsieczą. Z butelki powstaje piękny tulipan, panowie podchodzą i zagadują w niezbyt pięknych, ale widać przekonujących słowach, żeby w trybie natychmiastowym opuścił osiedle. Kolega dresa zmywa się błyskawicznie, dres nieprzekonany, ale brak towarzysza i tulipan widać robią swoje, więc puszcza mnie i ulatnia się dość szybko.

Muszę przyznać, że ze wszystkich rzeczy na niebie i ziemi – nigdy się takiego ratunku nie spodziewałem.

A po chwili jak emocje już opadły – pan od butelki wytłumaczył mi, że mieli kaucję na tą butelkę i czy mógłbym poratować. Wcisnąłem im w rękę dychę i wróciłem do domu. Jakoś straciłem ochotę na kanapki na śniadanie.

Kto piekielny bardziej – dres czy ludzka obojętność?

osiedle

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1333 (1369)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…